Halo halo, jest tu jeszcze kto? ( 9, - 9) Bo widocznie ten blog świeci pustkami, a przynajmniej z naszej strony, a przynajmniej z mojej. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że jestem chora, prawie złamałam rękę w autobusie (boli do dziś. ;-;), zepsułam klawiaturę(aż 17 klawiszy niesprawnych). No, ale jestem, żyje, i trzymam się prawie dobrze, a razem ze mną przybywa nowy rozdział "Kołnierzyków" Także zapraszam do czytania. c;
Rozdział 2. Początek historii o poczwarkach i gąsienicach.
Dopiero tu zaczyna się początek tej historii. Opowiadaniu o przetrwaniu i miłości. Ta historia to baśń, bajka o pięknym łabędziu, który zamienił się w brzydkie kaczątko. (Jakie to mondre brudna ;-;. Bardzo.;-;)
Alex popijał teraz kawę siedząc na dużym kartonowym pudełku. Minął niemal miesiąc od jego przeprowadzki do nowego mieszkania. Jego całe porozrzucane po różnych ciemnych, brudnych kontach życie zostało teraz wpakowane do niewiele czystszego małego szklanego pudełeczka. Niewiele, ale zawsze, w końcu brudne szyby zawsze można umyć. Choć on sam nie był do końca pewien, czy prędko zdoła się na to naciągnąć. Mieszkanie to widocznie nadawało się do remontu, a wręcz tego wymagało. Wołało o to i krzyczało. Obskurne szare tapety w kwiaty (róże czy piwonie?) odlepiały się od ściany, a ich poobdzierane kawałki plątały się z konta do konta. Panele były lekko porysowane, w dodatku gdzieniegdzie posiadały duże plamy po jakiejś lepkiej substancji. Po szafkach błąkały się jedynie łyżeczka do herbaty, jakiś kubek oraz kilka kotków z kurzu. O stanie łazienki już wolał nikomu nie wspominać. Jednym słowem osoba od której miał nieprzyjemność wynajmować to mieszkanie, nie była dobrym gospodarzem. Należał raczej do tych fatalnych, ale Alex nie mógł narzekać. Ceny wynajmu nie były zbyt wygórowane, należały raczej do tych tak niskich, że już bardziej się nie da. Poza tym dopiero teraz, kiedy uwolnił się od mieszkania z pięciorgiem współlokatorów, poczuł, że ma nareszcie własny kont. Ciasne, brudne, rozpadające się, ale jednak własne. Jak to często jego Św. P. ojciec mawiał: "Wolałbym już mieszkać w kartonowym pudle, niż dzielić wille z kimkolwiek.". Może i on sam nie do końca się z tym zgadzał, ale jednak coś w tym było. Oprócz zmiany miejsca zamieszkania, zdobył się także na to by poszukać nowej pracy. Te dwanaście godzin dzień w dzień na zmywaku jakoś specjalnie mu nie odpowiadało. I tak to już się stało, że aktualnie jest bezrobotnym. Nie ma ani siły, ani pieniędzy. Coraz bardziej żyje w przekonaniu, że wszyscy wyznawcy Carpe diem to szesnastoletnie dzieciaki, żyjące na utrzymaniu rodziców. Gińcie kłamcy mówiący, że życie zaczyna się po trzydziestce. Mając te trzydzieści-siedem lat mógł coś o tym powiedzieć. Wie z własnego doświadczenia, że życie kończy się nie po minionych latach, lecz po ślubie. Niestety po rozwodzie wcale nie jest lepiej. Wtedy umierasz po raz kolejny. Przechodzisz w taki stan kiedy dopiero co przepoczwarzona gąsienica zostaje złapana i wsadzona do szklanej szkatułki. Tak, to idealnie obrazuje aktualny jego stan. Gąsienica była jego małżeństwem, wstrętna, mała i żałosna, poczwarka rozwodem, szansą na lepsze jutro. Oczywiście w życiu nie ma tak łatwo i on jest obrazem motyla w szkatułce. Tylko, że daleko mu do piękna i majestatu motyla. Nikt nie zachwyca się nim, mimo tego jak żałosny był koniec jego egzystencji. ( Motyw infinityzmu – człowiek skończony styka się w życiu z nieskończonością; Motyw tragizmu – istnienie człowieka jest wypełnione grozą i troską; Motyw tragicznego infinityzmu- istnienie człowieka styka się w życiu z nieskończoną grozą i troską) Cóż, wynagradzała mu to szansa na jakiekolwiek odbicie się od dna. Nikłe szanse na to były. Nagroda dość marna. Jak każdy inny, normalny na początek nowego życia powinien postanowić, że je zacznie. Potem powinien się rozpakować, posprzątać w nowym "gniazdku" i próbować znaleźć pracę. Oczywiście także jak każdy inny obywatel powinien nie znaleźć tej pracy, załamać się i sobie odpuścić. Zapuścić mieszkanie i siebie. Alexowi wręcz szkoda było na to czasu. Czy nie lepiej po prostu byłoby przejść do ostatniego punktu od razu? Mógłby dłużej żyć, a raczej gnić w tej pachnącej kurzem i stęchlizną beznadziei. Miałby więcej niezapomnianych chwil jak się stacza. Lecz teraz powinien jak każdy inny skarcić się w myślach i stwierdzić, że przecież może zdarzyć się jakiś cud. On znajdzie pracę, wyremontuje tą ruderę, a może nawet znajdzie miłość, i aż będzie rzygał szczęściem i urodzajem! Tak też zrobił.
-" Nie bądź idiotą Alex. Myślisz, że dasz radę ? Jesteś śmieszny."- odezwał się głos w jego głowie, brzmiał dzisiaj wyjątkowo chrypliwie. Nie pojawił się tu pierwszy raz. Od niedawna był po prostu wyjątkowo głośny i wredny.
-" Czemu nigdy we mnie nie wierzysz?"
-" Bo dalej jesteś, małą żałosną różą. Taką nawet bez kolca do obrony. Nie ważne co byś nie zrobił, nic tego nie zmieni."
-" Doskonale wiesz, że zdaję sobie z tego sprawę. Po prostu moje zwierzęce korzenie każe mi sie tak zachować. Nazwijmy to instynktem przetrwania."
-" Survival, tak? Nie wygrywa ten kto żyje, lecz ten co przeżyje wszystkich?"- No cóż, on wiedział wszystko co wiedział Alex. Żył w końcu w jego głowie. Mając dostęp do jego myśli, wspomnień i doświadczeń. Tylko dlaczego właściwie tam był? Śmiał twierdzić, że sam go wytworzył na wzór wiecznego towarzysza. Wyjątkowo nieudany model.
-" Mniej więcej tak"- przytaknął mu w myślach, i odłożył pusty kubek do zlewu. Głos schował się w czeluściach brudnej duszy na zasłużony odpoczynek. Spełnił swoją rolę, karcąc Alexa za zbytni optymizm. Pewnie prędko nie będzie miał do tego okazji.
Alexa czekało jeszcze dużo pracy. Jako, że miał zamiar spróbować nowego życia musiał się wziąć do roboty. Czekało go wypakowywanie wszystkiego i próba rozmieszczenia tego po szafkach. Nie miał zbyt dużo rzeczy, więc z tym drugim nie będzie większego problemu. Musiał też znaleźć jakąś choć trochę sensowną pracę. Zrobiłby to choćby po to, by ta wredna chrypka nie miała okazji powiedzieć " A nie mówiłem?". Musiał sobie w takiej sytuacji postawić jedno ważne pytanie. Nie brzmiało ono " Kim c h c i a ł b y m być?", lecz " Kim m ó g ł b y m być?". Mimo tego iż posiadał wiedzę rozległą w każdym temacie i był po wielu kursach nic mu to nie dawało. Niedokończone studia psychologiczne też nie miały żadnej wartości. W rzeczy samej był w tak bladej dupie, że gdyby określić jej kolor dokładniej, byłaby bielsza od najczystszej bieli. Może mógłby udzielać lekcji językowych? Może i nie ukończył żadnych kierunków z tego, ale jego skromnym zdaniem trzydzieści dwa lata spędzone w Londynie były wystarczające. Choćby to miały być dzieci z podstawówki. To zdawało mu się całkiem przyjemne i dawało mu jakąś możliwość. Kiedy wkładał do komody już ostatni T-shirt zadzwoniła jego komórka.
- Halo?
- Przepraszam czy dodzwoniłam się do Rosemary Jefferson, znaczy Alexem Jefferson?- odezwał się znajomy kobiecy głos.
- Niestety do Rose już się raczej pani nie dodzwoni.- Alex zaśmiał się pod nosem, bo jakież to śmieszne były te słowa.
- To ty! Nie poznałam cie przez telefon. Dawno nie rozmawialiśmy. Co u ciebie słychać?
- Przejdź do sedna sprawy. Bo nie powiesz mi przecież, że dzwonisz do mnie po tylu tygodniach, żeby tylko o to zapytać.
- W sumie to dzwonie właśnie po to.-powiedziała smutniejszym głosem- Wiesz niedawno dowiedziałam się o wszystkim. W sumie chyba wiele się zmieniło co nie?
- Bardzo wiele.
- No i właśnie dzwonie, żeby się spytać jak sobie radzisz. Może bym mogła ci jakoś pomóc?
- No nie powiem, że idzie mi jakoś dobrze, bo bym skłamał. Jeśli chcesz mi pomóc to byłbym ci bardzo wdzięczny.
- No bo wiesz mam właśnie w Krakowie bardzo dobrego znajomego i myślę, że on by ci pomógł.
-yhym..,
- No, i zadzwoniłabym do niego i powiedziała, że ktoś tam przyjdzie. Poczekaj podam ci adres i numer do.
- Ok, tylko wezmę długopis.- powiedział przegrzebując pudło w poszukiwaniu czegokolwiek co nadawałoby się do pisania - No... - po chwili Lisa podyktowała mu wszystkie potrzebne informacje i zaleciła by się tam zgłosił. Postanowił to zrobić jutro. Dziś ma jeszcze dużo pracy. Tak naprawdę nie ma. Po prostu ma dość bycia żałosnym jak na dziś. Chwilowo po prostu przekroczył swój limit, dlatego zostało mu jutro.
*
Alex zrozumiawszy jak wcześnie dzisiaj wstał miał zamiar jeszcze wrócić do łóżka. Jednak na sen nie miał nawet najmniejszej szansy. Normalnie przecież nie obudziłby się tak wcześnie. Jeszcze w piżamie udał się do kuchni. Mały elektryczny zegarek wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Miał się spotkać z tym facetem dopiero o dziewiątej. Postawił wodę na kawę w starym garnku. Jakoś nigdy nie odczuwał potrzeby zakupienia czajnik. Sięgnął po swój ulubiony, a raczej jedyny kubek, który dostał od Tony'ej na święta. Pomyślał teraz, zabierając puszkę na kawę, że dawno z nią nie rozmawiał. Powinien do niej zadzwonić. Otworzył puszkę, była pusta. Przeżył wewnętrzną tragedię w myślach rzucając kubkiem o ziemię. Zamknął opakowanie, odłożył je na miejsce. To samo zrobił z kubkiem. Zgasił wodę. Stanął na chwilę, potem na kilka minut. Wziął z powrotem kubek i włączył co trzeba i nie do końca wiedział co w tym momencie ze sobą zrobić. Zaczął przegrzebywać szufladę w poszukiwaniu jakiejś herbaty. Nie ma to jak beznadziejny początek pewnie jeszcze gorszego dnia. Po wypiciu jej poszedł do łazienki. Przed wejściem do niej należy założyć kapcie, a najlepiej gumiaki. Przydałby się też kombinezon. Stanął przed małym, lekko popękanym lusterkiem. Jego oczom ukazał się dość chudy mężczyzna. Zielone, zamglone oczka przyglądały mu się ze zmęczeniem i ogólna zniechęcenia do otaczającego je świata. Na dużych cieniach malowało sie nieprzespana noc i stres. Wyjątkowo denerwował się na myśl, że ma się spotkać z kimś z wyższych sfer. Może to przez traumę związaną z Matthew'em, albo po prostu odzwyczaił się od tego. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to wcale nie wynikało z tego drugiego. Jednak wolał pamiętać o małej, grzecznej Rose i jak jej wtedy było źle i niedobrze. Choć teraz też nie jest zbyt dobrze, ten stan rzeczy według niego był dużo lepszy. Odgarnął z twarzy włosy. Niegdyś farbowane na blond włosy teraz były rudymi kłakami z blond końcówkami. Jego odrosty były dłuższe niż reszta włosa. Przez ten czas bardzo urosły, aż do ramion. Wymagały opieki fryzjera. Były zdecydowanie za długie jak na jego wiek. Po prostu nie wypadało. Kolejny powód by zadzwonić do Toney. Ona może wreszcie coś z nim zrobi. Po wzięciu prysznica i ogólnym przygotowaniu wyglądał trochę lepiej, niewiele, ale jednak. Też tak się czuł, taki o wiele świeższy. Kraków nie wywołał na nim zbyt dobrego wrażenia. O tej porze wyglądał na wyjątkowo nieprzyjazny. Było szaro, chłodno i ponuro. Nad ziemią zbierały się ciemne chmury. Będzie padać, powinien był wziąć parasol. Gdyby jeszcze go nie złamał jakiś tydzień temu. Pod adresem umówionego spotkania zastał małą kawiarenkę. W środku roznosiła się wyjątkowo miły aromat kawy. Wnętrze było dość skromnie urządzone, małe drewniane krzesła i okrągłe stoliki. Zza lady wyszedł wysoki kelner. Niebieskie oczy zwróciły się ku niemu.
- Alex Jefferson?- Dosiadł się do niego i poczęstował wyjątkowo serdecznym uśmiechem. Alex tylko przytaknął głową - Miło mi pana poznać. Nazywam się Tymon Dudek.
-Miło mi.
- Chciałbym jak najszybciej otworzyć lokal więc zrobimy tylko krótkie rozeznanie. Czy przygotował pan dla mnie swoje CV?
-Tak, proszę.- Alexowi było aż wstyd podawać takie ubogie CV. Praktycznie zerowe doświadczenie w jakimkolwiek zawodzie, a do tego jego wykształcenie kończyło się na liceum i kilku latach nieskończonych studiów. Tymon dokładnie zaczął się przyglądać tej jakże ubogiej w tekst kartce.
- Czyli umiesz posługiwać się biegle trzema językami...
-Angielskim, polskim i hiszpańskim.
- O i ukończyłeś II stopień szkoły muzycznej w Londynie. Mogę wiedzieć jakie instrumenty?
- Skrzypce i fortepian.
- To wspaniale. Widzisz zadzwoniła do mnie Lisa, i powiedziała, że pilnie potrzebujesz pomocy. I myślę, że mam dla ciebie zajęcie, które mogło by cię zainteresujesz. Co być powiedział na pracę niani?
- Aktualnie jestem zainteresowany każdą pracą, poza tym bardzo lubię dzieci.
- Bardzo się cieszę. Postaram się jak najszybciej przygotować umowę o pracę. A teraz może kawy, herbaty?
-Poproszę kawę.
I to właśnie koniec drugiego rozdziału.
Ostatnio w czasie mojego półtora tygodniowego nie wychodzenia z domu zaczęłam zajmować się czymś prawie konkretnym. Zaczęłam wreszcie znowu rysować, a oto efekty:
I to właśnie koniec drugiego rozdziału.
Ostatnio w czasie mojego półtora tygodniowego nie wychodzenia z domu zaczęłam zajmować się czymś prawie konkretnym. Zaczęłam wreszcie znowu rysować, a oto efekty:
I jak, może być? ( 9 u 9)
Ja się żegnam i mam nadzieję, że niedługo znów coś wsadzę. c:
Cześć! \( 9 o 9 )/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz