Rozdział 3 - nareszcie ;-;
Po długich godzinach myślenia, dumania nad fabułą, a potem leżenia przy otwartym wordzie (popijając ciepłym mleczkiem z cukrem lub kakao - mmm...pycha :3 ) w końcu pojawia się nowy rozdział. Żałuję, że nie jest on dłuższy, ale w tej chwili nic na to nie poradzę. Postaram się za to napisać szybciutko 4 rozdział i wsadzić za kilka dni - będzie on zdecydowanie krótszy, ale trzeba będzie mniej na niego czekać.Taa...a teraz dedykacja. Otóż dedykuję ten rozdział Vivie, która na prawdę ma talent (uwaga...teraz będzie darmowa reklama), a owoce jej pracy możecie ujrzeć na stronie:http://zakochany-idiota.blogspot.com/
Osobiście baaardzo polecam c: (koniec reklamy)
Rozdział 3
Ritsu obudził się wyjątkowo wcześnie, w końcu pociąg odjeżdżał o dziewiątej rano. Natychmiast wziął prysznic, ubrał się i zjadł śniadanie. Poranny posiłek był dla niego nowością. Wiele nie przełknął i to nie tylko przez podjadanie w nocy, ale także przez nerwy. Jeszcze wczoraj nie czuł takiego stresu, no ale trzeba iść dalej przez życie. Onodera sprawdził jeszcze lodówkę - upewnił się, że nic w niej nie zostało - w końcu wyjeżdża na nieokreślony okres czasu. Nie zamierzał on w ogóle wracać do mieszkania, miał zamiar go sprzedać tuż po ślubie, na razie zostawił wszystko i wziął tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Po kilku minutach wyszedł i zamknął drzwi, po czym wyjął z torby kopertę. Westchnął i wrzucił ją do skrzynki Takano. Chłopak nie chciał by Masamune zadręczał się, więc jeszcze poprzedniego wieczora napisał „list pożegnalny” , w końcu to jego wina, że wszystko się tak skończyło, a nie miał odwagi by spojrzeć Takano w oczy. Ritsu wziął walizkę i poszedł dalej, po chwili jeszcze raz spojrzał na sąsiadujące drzwi, po czym drzwi windy zamknęły się - to już koniec.
*
To był ciężki i dłużący się tydzień. Onodera dalej nie mógł wypchać z pamięci pewnej osóbki, a dzień ślubu zbliżał się nieubłaganie - prawdopodobnie najgorszy dzień jego życia. Nie udało się. Została nie cała godzina, a chłopak dalej nie mógł się pozbierać. No cóż...trzeba iść dalej i nie oglądać się za siebie...gdyby to tylko było takie łatwe.
To był ciężki i dłużący się tydzień. Onodera dalej nie mógł wypchać z pamięci pewnej osóbki, a dzień ślubu zbliżał się nieubłaganie - prawdopodobnie najgorszy dzień jego życia. Nie udało się. Została nie cała godzina, a chłopak dalej nie mógł się pozbierać. No cóż...trzeba iść dalej i nie oglądać się za siebie...gdyby to tylko było takie łatwe.
m - Ritsu! Nie wierć się tak!
Or - Hai.
Jeszcze tylko ostatnie poprawki. Za chwilę Ritsu ma stanąć na ślubnym
kobiercu...nie jest zadowolony z tego powodu. Pomimo wszystkiego wie, że nie
zapomni o Takano-sanie tak samo jak to, że prawdopodobnie nigdy tak nie pokocha
An-chan. Po prostu - beznadzieja.
m - I gotowe!...Coś się stało, Ritsu?
Or - Nic...
Chłopak odkąd przyjechał udawał szczęśliwego...czasem mu to nie wychodziło, ale no cóż...
m - Rozchmurz się - dzisiaj jest twój wielki dzień!
Or - T-tak...masz rację.”Tylko że...to będzie mój najgorszy dzień w życiu...”
Wszystko było jak z najśmielszych snów. Piękne dekoracje, czerwony dywan, mnóstwo gości...tylko że...wbrew pozorom nie wszystkim się to podobało...i nie mowa tu tylko o Ritsu i Takano...było wielu, którzy chcieli „wyrwać” An-chan...ale...ona była wierna Onoderze, co z resztą nie było dla niego wygodne. Zaczęło się. Ritsu stał już przy ołtarzu, a w drzwiach pojawiła się panna młoda. Piękna, miała długie włosy i śliczną białą suknię do tego w rękach trzymała bukiet białych róż. Wszystkich oszołomiła wyglądem. An-chan zajęła miejsce koło chłopaka i ceremonia mogła ruszyć dalej. Szła naturalnie...bez żadnych przeszkód, aż w końcu przyszedł czas na przysięgę małżeńską. An-chan powiedziała „tak” bez wahania, jednak odpowiedź Ritsu trwała nieco dłużej...chłopak zastanawiał się kilka ładnych minut nad tym czy to ma w ogóle sens. Gdy już miał odpowiedzieć pokarm podszedł mu do gardła - zasłonił momentalnie usta lecz próbując powiedzieć „tak” wyszło „taaabłee”. Para stała naprzeciwko siebie tak więc wymiociny poszły na suknię An-chan. Chłopak zwinął się w pół i próbował się dalej powstrzymywać...jako tako mu wychodziło, lecz na Sali już panował harmider. Dzieci w śmiech, a gdy matki próbowały je upomnieć usłyszały chichot ich mężów. Tak mniej więcej przebiegł ślub syna właściciela wielkiego wydawnictwa „Onodera” - pan młody zrzygał się na swą przyszłą małżonkę (w końcu jeszcze nie powiedział „tak”).
Kiedy Ritsu otworzył oczy zobaczył tylko szarawy sufit. Odwrócił głowę - natychmiast zobaczył matkę, ojca i An-chan. Ujrzał też metalową szafkę...łącząc fakty i uczucie, że ma coś przytwierdzone do ręki (co prawdopodobnie było wenflonem ) domyślił się, że aktualnie jest w szpitalu, po chwili usłyszał przejęte głosy:
An - Rit-chan wszystko w porządku?
m - Nic ci nie jest? Tak się o ciebie martwiliśmy...
Or - Mamo...co ja tu robię?
m - Po tym jak zwymiotowałeś osłabłeś i przewróciłeś się. Mocno uderzyłeś głową w podłogę, jak zaczęła ci się z niej lać krew bez wahania zadzwoniłam na pogotowie, na dodatek śpisz od kilku dni.
t -Na szczęście nic ci nie jest...no może oprócz małego wstrząśnienia mózgu, rany głowy, wychudzeniem i ogólnie faktem, że jesteś chory, ale lekarze powiedzieli że w najgorszym przypadku tydzień i wracasz do domu.
Or - Trochę tego jest...
An - Nie martw się Rit-chan - będę przy tobie.
Onodera tylko uśmiechnął się sztucznie, po czym znowu położył się. Cokolwiek się nie stało jego myśli cały czas krążyły wokół jednej osoby. To było strasznie wkurzające, no ale co poradzić. Nim bardziej próbował zapomnieć tym później dłużej o nim myślał. Tak więc chłopakowi nie było do śmiechu. Leżał tak przez długi czas od czasu do czasu odpowiadając osobom, które próbowały go zagadać. I tak Ritsu spędzał żmudne godziny przerywając je posiłkami i wyjściami do toalety. Zbliżał się wieczór - słońce było już nisko. Właśnie teraz Onodera kończyłby robotę gdyby pracował w Marukawie. Westchnął tylko i wtulił w kołdrę. W pewnym momencie zobaczył zdziwienie na twarzach rodziców i An-chan.
m - Kto to?
Po tych słowach Ritsu usłyszał otwierające się drzwi, usiadł na łóżku po czym odwrócił głowę. Dosłownie go zamurowało - nawet nie drgnął...w końcu co tu miał robić...
Or - Ta-ka-no-san?
An - Pan sąsiad?
m -Znasz go?...
Or - ...a-ale s-skąd...
MT - Powiedzmy, że mam całkiem dobry kontakt z Isaką-san i czasem wyciągnę od niego to i owo...
t - Kim jesteś i czego chcesz?
MT - Jestem tu tylko na chwilę, chciałem oddać coś pańskiemu synowi.
Zapadła cisza, a Takano zaczął czegoś szukać w torbie. Cały czas był niesamowicie poważny. Ritsu nigdy jeszcze nie widział go w takim stanie. Onodera był strasznie zdenerwowany, nie myślał, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy Masamune, a tu proszę...
Or - J-ja...przepra...
MT - ...nie czas na to, nie marnuj kalorii...
Or - He?
MT - ...masz...
W tym momencie Takano podał chłopakowi kopertę, a ten szybko domyślił się jaka jest jej zawartość.
Or - Takano-san...
MT - Hm?
Or - ...czy ty...nienawidzisz mnie teraz?
MT - A jak myślisz?
Or - Heh...faktycznie głupie pytanie...
MT - Nie to miałem na myśli...nieważne...powiem jeszcze tylko jedno...
Or - Ha?
MT - Jesteś idiotą. Jeśli chcesz mi coś przekazać to mów wprost - nie pisz jakiś głupich liścików!
Ritsu z rumieńcem na twarzy odwrócił głowę i zaczął patrzeć się w kołdrę.
MT - Na razie. Przepraszam, że przeszkodziłem.
Or - Wcale nie...na razie.
Mina Onodery posmutniała, po chwili usłyszał zatrzaskujące się drzwi.
t - Kto to był?
Or - Nieważne...
Ritsu siedział tak kilka minut, poczym wyjął list z koperty. Szybko zauważył dopiski jakie pojawiły się na dole, więc zaczął czytać. Po kilku sekundach mina chłopaka zrzedła.
An - Coś się stało, Rit-chan?
Or -Nie... ja.. ”jestem idiotą”.. muszę się tylko trochę przespać...”zawsze byłem i będę idiotą”
Onodera położył się, po czym zasnął. List cały czas trzymał w dłoni tak, że gdy matka próbowała mu go wziąć siłą to ten nie puszczał. Nikt nie mógł się dowiedzieć jaka jest jego treść - to by go zniszczyło.
Dwa dni później już wszystko było w normie. Ritsu wciąż udawał zadowolenie, a jego rodzice ustalali kolejną datę niedoszłego ślubu. Do tej pory jego bliscy nie raz pytali o to co był w kopercie, ale chłopak dalej trwał przy swoim „nieważne” - to była wkurzająca odpowiedź, ale nie dało się od niego więcej wycisnąć. Tajemniczy list schowany był w tajnym miejscu (pod poduszką). Onodera ciągle miał na niego oko, a kiedy wychodził zawsze zabierał go ze sobą, by nikt go nie zabrał...w sumie to łatwiej by było go wyrzucić, ale jakoś nie miał serca tego zrobić. No cóż...wszystko dalej toczyło się naturalnym rytmem...no może oprócz leczenia...stan psychiczny Ritsu nie był najlepszy, wszystko było udawane, a na jego nieszczęście nie był on zbyt dobrym oszustem. Co prawda osoby wokół za bardzo o tym nie wiedziały, lekarze jednak wiedzieli swoje. Chłopak już przebrnął przez kilka „poważnych rozmów”. Było to strasznie uciążliwe. Czas mu się niesamowicie dłużył, a jego życie stało się niezwykle monotonne - po prostu „dzień świstaka”. Nagle do izolatki Onodery (udało mu się ją wyprosić) wszedł lekarz.
L - Zabieramy pana na badania.
Or - Ha?
L - Informowaliśmy o tym wczoraj.
Or - Faktycznie...ale teraz?
L - No...tak...
Or - Dobrze...
Ritsu usiadł i sprawnie wsunął kopertę pod poduszkę (nie można nic zabierać na badania). Badanie nie było zbyt skomplikowane...chłopak miał robioną tomografię głowy, kiedy przyjechał miał lekkie wstrząśnienie mózgu i ogólnie rozbitą głowę, tak więc badanie było kontrolne, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Rodzice Onodery czekali przed salą, An-chan przez chwilę siedziała z nimi, ale poczuła się głodna więc wróciła do izolatki Ritsu, by wyjąć bułkę z torebki. Na miejscu przypomniała obie o tajemniczym liście i choć wiedziała, że nie powinna czytać korespondencji Ritsu bez jego zgody, zaczęła przeszukiwać jego łóżko. Szybko znalazła poszukiwaną kopertę, nie tracąc czasu otworzyła ją i przeczytała jej zawartość. Nie dało się ukryć , że była zszokowana. Już wiedziała dlaczego chłopak tak bardzo strzegł tej informacji. Stała, jak wryta, lecz po chwili usłyszała kroki, więc prędko schowała kartkę i włożyła kopertę pod poduszkę. W tym momencie otwarły się drzwi , a do pomieszczenia wszedł Onodera wraz z rodzicami. Na twarzy dziewczyny dało się zauważyć smutek.
m - Coś się stało?
An - A?...yy...nic..po prostu jestem zmęczona.
An-chan uśmiechnęła się sztucznie i usiadła na krześle. Zaczęła robić to samo co Ritsu. Grać, by nikt się nie martwił. W końcu rozumiała uczucia chłopaka, chociaż była przygnębiona.
Kilka następnych dni wyglądało następująco: Ritsu miał swój „ukochany dzień świstaka”, a An-chan powoli ogarniała całą sytuację i szukała rozwiązania. Jakby nie patrzeć kolejna data ślubu była ustalona, a żołądek chłopaka działa już normalnie.
*
L - ...tak więc pojutrze pana wypiszemy.
Or - Rozumiem.
m - Tak się cieszę, wiesz Ritsu musisz się przygotować...
Or - Wiem.
t - No synu, tylko nie odstawiaj mi żadnych numerów, tak jak ostatnio...
m - ...to przecież nie była jego wina...
Or „Znów się kłócą...ciekawe gdzie poszła An-chan, mówiła że chce coś załatwić...ciągle nie mogę się przemóc, by zniszczyć ten list...niedługo ślub, co ja robię...”
m - ...prawda, Ritsu?
Chłopak momentalnie się ocknął, ale nic nie odpowiedział...nawet nie wiedział o co chodzi...chwilę potem znów zaczął rozmyślać nad tym jak będzie wyglądać teraz jego życie i w jaki sposób ukryć kopertę. Do tego jeszcze pozostała sprawa mieszkania, którego nie chciał już nigdy widzieć na oczy - zbyt dużo wspomnień. W tym samym czasie An-chan załatwiała swoje sprawy, które dotyczyły „pana sąsiada”. Dużo o nim nie wiedziała. Jest sąsiadem Ritsu...ale gdzie dokładnie mieszka? Jaki jest numer jego telefonu? Jak się z nim skontaktować? Dosyć ważną informacją było to, że jest on byłym szefem chłopaka, tak więc pracuje w tym samym miejscu. Dziewczyna tak łącząc fakty udała się do Marukawy. Obawiała się, czy w ogóle znajdzie „pana sąsiada”- nie znała jego nazwiska, a budynek w którym pracuje jest niemały. No jakby na to nie spojrzeć to za wiele informacji o nim nie miała i to był najlepszy sposób na znalezienie go. Okazało się, że to było dużo prostsze niż An-chan przewidywała, gdyż zastała Takano i Yokozawę palących tuż przy wejściu. Podeszła do nich i przywitała się.
An - Dzień dobry.
Masamune zdziwił się na jej widok, ale zaraz odpowiedział tym samym.
An - Ja...czy mogłabym porozmawiać z panem na osobności?
MT - Coś się stało?
An - To znaczy...tak jakby...
MT - Dobrze...
Po chwili oboje znajdowali się w niezbyt dużej sali, a na drzwiach widniał napis "Zajęte”. Po chwili Takano zapytał...
MT - No to...o co chodzi?
An - No bo ja...ja wiem...
MT - Hm?
An - Wiem o panu i Rit-chanie, że wy...
Na twarzy Takano pojawiło się wielkie zdziwienie, natomiast An-chan była wyraźnie zdenerwowana. Nie było jej łatwo o tym mówić. Masamune szybko się ocknął i kontynuował rozmowę.
MT - Skąd wiesz?
An - No bo pan oddał mu ten list i on trzymał go ciągle przy sobie...ale pewnego dnia musiał pójść na badania no i...ja znalazłam ten list...no i...przeczytałam go...
MT - Rozumiem...to teraz możesz przejść do rzeczy...
An - Ha?
MT - Chyba nie przyszłaś tu tylko po to żeby mi o tym powiedzieć.
An - N-nie...no bo...właściwie to chciałam prosić, by pan znów przyjął Ritsu do pracy.
MT - Hm?
An - Bo ja już zdecydowałam! Ja nie mogę wyjść za Rit-chana jeśli on mnie nie kocha...dlatego jutro powiem naszym rodzicom, że odmawiam...i chciałam żeby Rit-chan wrócił do...
Takano wręcz osłupiał, a dziewczyna patrzyła się w ziemię. Oboje mogliby tak stać jeszcze kawał czasu, ale sala była potrzebna na posiedzenie, tak więc musieli ją opuścić. Wychodząc Takano jeszcze dodał:
MT - To nie ode mnie zależy...najlepiej porozmawiaj jeszcze o tym z Onoderą...jeśli naprawdę chciałby wrócić to wie co robić...tylko czy chce...
Masamune pomimo wszystkiego nie był w humorze. Wiedział, że Ritsu miał powód by odejść i prawdopodobnie nie będzie chciał z niego rezygnować. Gdyby to zrobił wszystko poszło by na marne...a ten się tak łatwo nie poddaje. Potem An-chan i Takano rozdzielili się, dziewczyna wyszła z budynku i ruszyła w stronę swojego domu. Było późno, a wolała wcześniej pójść spać. Jutro czeka ją trudna rozmowa.
m - I gotowe!...Coś się stało, Ritsu?
Or - Nic...
Chłopak odkąd przyjechał udawał szczęśliwego...czasem mu to nie wychodziło, ale no cóż...
m - Rozchmurz się - dzisiaj jest twój wielki dzień!
Or - T-tak...masz rację.”Tylko że...to będzie mój najgorszy dzień w życiu...”
Wszystko było jak z najśmielszych snów. Piękne dekoracje, czerwony dywan, mnóstwo gości...tylko że...wbrew pozorom nie wszystkim się to podobało...i nie mowa tu tylko o Ritsu i Takano...było wielu, którzy chcieli „wyrwać” An-chan...ale...ona była wierna Onoderze, co z resztą nie było dla niego wygodne. Zaczęło się. Ritsu stał już przy ołtarzu, a w drzwiach pojawiła się panna młoda. Piękna, miała długie włosy i śliczną białą suknię do tego w rękach trzymała bukiet białych róż. Wszystkich oszołomiła wyglądem. An-chan zajęła miejsce koło chłopaka i ceremonia mogła ruszyć dalej. Szła naturalnie...bez żadnych przeszkód, aż w końcu przyszedł czas na przysięgę małżeńską. An-chan powiedziała „tak” bez wahania, jednak odpowiedź Ritsu trwała nieco dłużej...chłopak zastanawiał się kilka ładnych minut nad tym czy to ma w ogóle sens. Gdy już miał odpowiedzieć pokarm podszedł mu do gardła - zasłonił momentalnie usta lecz próbując powiedzieć „tak” wyszło „taaabłee”. Para stała naprzeciwko siebie tak więc wymiociny poszły na suknię An-chan. Chłopak zwinął się w pół i próbował się dalej powstrzymywać...jako tako mu wychodziło, lecz na Sali już panował harmider. Dzieci w śmiech, a gdy matki próbowały je upomnieć usłyszały chichot ich mężów. Tak mniej więcej przebiegł ślub syna właściciela wielkiego wydawnictwa „Onodera” - pan młody zrzygał się na swą przyszłą małżonkę (w końcu jeszcze nie powiedział „tak”).
Kiedy Ritsu otworzył oczy zobaczył tylko szarawy sufit. Odwrócił głowę - natychmiast zobaczył matkę, ojca i An-chan. Ujrzał też metalową szafkę...łącząc fakty i uczucie, że ma coś przytwierdzone do ręki (co prawdopodobnie było wenflonem ) domyślił się, że aktualnie jest w szpitalu, po chwili usłyszał przejęte głosy:
An - Rit-chan wszystko w porządku?
m - Nic ci nie jest? Tak się o ciebie martwiliśmy...
Or - Mamo...co ja tu robię?
m - Po tym jak zwymiotowałeś osłabłeś i przewróciłeś się. Mocno uderzyłeś głową w podłogę, jak zaczęła ci się z niej lać krew bez wahania zadzwoniłam na pogotowie, na dodatek śpisz od kilku dni.
t -Na szczęście nic ci nie jest...no może oprócz małego wstrząśnienia mózgu, rany głowy, wychudzeniem i ogólnie faktem, że jesteś chory, ale lekarze powiedzieli że w najgorszym przypadku tydzień i wracasz do domu.
Or - Trochę tego jest...
An - Nie martw się Rit-chan - będę przy tobie.
Onodera tylko uśmiechnął się sztucznie, po czym znowu położył się. Cokolwiek się nie stało jego myśli cały czas krążyły wokół jednej osoby. To było strasznie wkurzające, no ale co poradzić. Nim bardziej próbował zapomnieć tym później dłużej o nim myślał. Tak więc chłopakowi nie było do śmiechu. Leżał tak przez długi czas od czasu do czasu odpowiadając osobom, które próbowały go zagadać. I tak Ritsu spędzał żmudne godziny przerywając je posiłkami i wyjściami do toalety. Zbliżał się wieczór - słońce było już nisko. Właśnie teraz Onodera kończyłby robotę gdyby pracował w Marukawie. Westchnął tylko i wtulił w kołdrę. W pewnym momencie zobaczył zdziwienie na twarzach rodziców i An-chan.
m - Kto to?
Po tych słowach Ritsu usłyszał otwierające się drzwi, usiadł na łóżku po czym odwrócił głowę. Dosłownie go zamurowało - nawet nie drgnął...w końcu co tu miał robić...
Or - Ta-ka-no-san?
An - Pan sąsiad?
m -Znasz go?...
Or - ...a-ale s-skąd...
MT - Powiedzmy, że mam całkiem dobry kontakt z Isaką-san i czasem wyciągnę od niego to i owo...
t - Kim jesteś i czego chcesz?
MT - Jestem tu tylko na chwilę, chciałem oddać coś pańskiemu synowi.
Zapadła cisza, a Takano zaczął czegoś szukać w torbie. Cały czas był niesamowicie poważny. Ritsu nigdy jeszcze nie widział go w takim stanie. Onodera był strasznie zdenerwowany, nie myślał, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy Masamune, a tu proszę...
Or - J-ja...przepra...
MT - ...nie czas na to, nie marnuj kalorii...
Or - He?
MT - ...masz...
W tym momencie Takano podał chłopakowi kopertę, a ten szybko domyślił się jaka jest jej zawartość.
Or - Takano-san...
MT - Hm?
Or - ...czy ty...nienawidzisz mnie teraz?
MT - A jak myślisz?
Or - Heh...faktycznie głupie pytanie...
MT - Nie to miałem na myśli...nieważne...powiem jeszcze tylko jedno...
Or - Ha?
MT - Jesteś idiotą. Jeśli chcesz mi coś przekazać to mów wprost - nie pisz jakiś głupich liścików!
Ritsu z rumieńcem na twarzy odwrócił głowę i zaczął patrzeć się w kołdrę.
MT - Na razie. Przepraszam, że przeszkodziłem.
Or - Wcale nie...na razie.
Mina Onodery posmutniała, po chwili usłyszał zatrzaskujące się drzwi.
t - Kto to był?
Or - Nieważne...
Ritsu siedział tak kilka minut, poczym wyjął list z koperty. Szybko zauważył dopiski jakie pojawiły się na dole, więc zaczął czytać. Po kilku sekundach mina chłopaka zrzedła.
An - Coś się stało, Rit-chan?
Or -Nie... ja.. ”jestem idiotą”.. muszę się tylko trochę przespać...”zawsze byłem i będę idiotą”
Onodera położył się, po czym zasnął. List cały czas trzymał w dłoni tak, że gdy matka próbowała mu go wziąć siłą to ten nie puszczał. Nikt nie mógł się dowiedzieć jaka jest jego treść - to by go zniszczyło.
Dwa dni później już wszystko było w normie. Ritsu wciąż udawał zadowolenie, a jego rodzice ustalali kolejną datę niedoszłego ślubu. Do tej pory jego bliscy nie raz pytali o to co był w kopercie, ale chłopak dalej trwał przy swoim „nieważne” - to była wkurzająca odpowiedź, ale nie dało się od niego więcej wycisnąć. Tajemniczy list schowany był w tajnym miejscu (pod poduszką). Onodera ciągle miał na niego oko, a kiedy wychodził zawsze zabierał go ze sobą, by nikt go nie zabrał...w sumie to łatwiej by było go wyrzucić, ale jakoś nie miał serca tego zrobić. No cóż...wszystko dalej toczyło się naturalnym rytmem...no może oprócz leczenia...stan psychiczny Ritsu nie był najlepszy, wszystko było udawane, a na jego nieszczęście nie był on zbyt dobrym oszustem. Co prawda osoby wokół za bardzo o tym nie wiedziały, lekarze jednak wiedzieli swoje. Chłopak już przebrnął przez kilka „poważnych rozmów”. Było to strasznie uciążliwe. Czas mu się niesamowicie dłużył, a jego życie stało się niezwykle monotonne - po prostu „dzień świstaka”. Nagle do izolatki Onodery (udało mu się ją wyprosić) wszedł lekarz.
L - Zabieramy pana na badania.
Or - Ha?
L - Informowaliśmy o tym wczoraj.
Or - Faktycznie...ale teraz?
L - No...tak...
Or - Dobrze...
Ritsu usiadł i sprawnie wsunął kopertę pod poduszkę (nie można nic zabierać na badania). Badanie nie było zbyt skomplikowane...chłopak miał robioną tomografię głowy, kiedy przyjechał miał lekkie wstrząśnienie mózgu i ogólnie rozbitą głowę, tak więc badanie było kontrolne, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Rodzice Onodery czekali przed salą, An-chan przez chwilę siedziała z nimi, ale poczuła się głodna więc wróciła do izolatki Ritsu, by wyjąć bułkę z torebki. Na miejscu przypomniała obie o tajemniczym liście i choć wiedziała, że nie powinna czytać korespondencji Ritsu bez jego zgody, zaczęła przeszukiwać jego łóżko. Szybko znalazła poszukiwaną kopertę, nie tracąc czasu otworzyła ją i przeczytała jej zawartość. Nie dało się ukryć , że była zszokowana. Już wiedziała dlaczego chłopak tak bardzo strzegł tej informacji. Stała, jak wryta, lecz po chwili usłyszała kroki, więc prędko schowała kartkę i włożyła kopertę pod poduszkę. W tym momencie otwarły się drzwi , a do pomieszczenia wszedł Onodera wraz z rodzicami. Na twarzy dziewczyny dało się zauważyć smutek.
m - Coś się stało?
An - A?...yy...nic..po prostu jestem zmęczona.
An-chan uśmiechnęła się sztucznie i usiadła na krześle. Zaczęła robić to samo co Ritsu. Grać, by nikt się nie martwił. W końcu rozumiała uczucia chłopaka, chociaż była przygnębiona.
Kilka następnych dni wyglądało następująco: Ritsu miał swój „ukochany dzień świstaka”, a An-chan powoli ogarniała całą sytuację i szukała rozwiązania. Jakby nie patrzeć kolejna data ślubu była ustalona, a żołądek chłopaka działa już normalnie.
*
L - ...tak więc pojutrze pana wypiszemy.
Or - Rozumiem.
m - Tak się cieszę, wiesz Ritsu musisz się przygotować...
Or - Wiem.
t - No synu, tylko nie odstawiaj mi żadnych numerów, tak jak ostatnio...
m - ...to przecież nie była jego wina...
Or „Znów się kłócą...ciekawe gdzie poszła An-chan, mówiła że chce coś załatwić...ciągle nie mogę się przemóc, by zniszczyć ten list...niedługo ślub, co ja robię...”
m - ...prawda, Ritsu?
Chłopak momentalnie się ocknął, ale nic nie odpowiedział...nawet nie wiedział o co chodzi...chwilę potem znów zaczął rozmyślać nad tym jak będzie wyglądać teraz jego życie i w jaki sposób ukryć kopertę. Do tego jeszcze pozostała sprawa mieszkania, którego nie chciał już nigdy widzieć na oczy - zbyt dużo wspomnień. W tym samym czasie An-chan załatwiała swoje sprawy, które dotyczyły „pana sąsiada”. Dużo o nim nie wiedziała. Jest sąsiadem Ritsu...ale gdzie dokładnie mieszka? Jaki jest numer jego telefonu? Jak się z nim skontaktować? Dosyć ważną informacją było to, że jest on byłym szefem chłopaka, tak więc pracuje w tym samym miejscu. Dziewczyna tak łącząc fakty udała się do Marukawy. Obawiała się, czy w ogóle znajdzie „pana sąsiada”- nie znała jego nazwiska, a budynek w którym pracuje jest niemały. No jakby na to nie spojrzeć to za wiele informacji o nim nie miała i to był najlepszy sposób na znalezienie go. Okazało się, że to było dużo prostsze niż An-chan przewidywała, gdyż zastała Takano i Yokozawę palących tuż przy wejściu. Podeszła do nich i przywitała się.
An - Dzień dobry.
Masamune zdziwił się na jej widok, ale zaraz odpowiedział tym samym.
An - Ja...czy mogłabym porozmawiać z panem na osobności?
MT - Coś się stało?
An - To znaczy...tak jakby...
MT - Dobrze...
Po chwili oboje znajdowali się w niezbyt dużej sali, a na drzwiach widniał napis "Zajęte”. Po chwili Takano zapytał...
MT - No to...o co chodzi?
An - No bo ja...ja wiem...
MT - Hm?
An - Wiem o panu i Rit-chanie, że wy...
Na twarzy Takano pojawiło się wielkie zdziwienie, natomiast An-chan była wyraźnie zdenerwowana. Nie było jej łatwo o tym mówić. Masamune szybko się ocknął i kontynuował rozmowę.
MT - Skąd wiesz?
An - No bo pan oddał mu ten list i on trzymał go ciągle przy sobie...ale pewnego dnia musiał pójść na badania no i...ja znalazłam ten list...no i...przeczytałam go...
MT - Rozumiem...to teraz możesz przejść do rzeczy...
An - Ha?
MT - Chyba nie przyszłaś tu tylko po to żeby mi o tym powiedzieć.
An - N-nie...no bo...właściwie to chciałam prosić, by pan znów przyjął Ritsu do pracy.
MT - Hm?
An - Bo ja już zdecydowałam! Ja nie mogę wyjść za Rit-chana jeśli on mnie nie kocha...dlatego jutro powiem naszym rodzicom, że odmawiam...i chciałam żeby Rit-chan wrócił do...
Takano wręcz osłupiał, a dziewczyna patrzyła się w ziemię. Oboje mogliby tak stać jeszcze kawał czasu, ale sala była potrzebna na posiedzenie, tak więc musieli ją opuścić. Wychodząc Takano jeszcze dodał:
MT - To nie ode mnie zależy...najlepiej porozmawiaj jeszcze o tym z Onoderą...jeśli naprawdę chciałby wrócić to wie co robić...tylko czy chce...
Masamune pomimo wszystkiego nie był w humorze. Wiedział, że Ritsu miał powód by odejść i prawdopodobnie nie będzie chciał z niego rezygnować. Gdyby to zrobił wszystko poszło by na marne...a ten się tak łatwo nie poddaje. Potem An-chan i Takano rozdzielili się, dziewczyna wyszła z budynku i ruszyła w stronę swojego domu. Było późno, a wolała wcześniej pójść spać. Jutro czeka ją trudna rozmowa.
Zarąbiste. Świetny rozdział. Naprawdę. Ta dziewczyna jest dla mnie jakaś dziwna... Fajny szablon bloga! Taki... kolorowy! Ha, ha, ha! Zaraz przeczytam rozdział 4, ale i tak wiem, że będzie mi się strasznie podobał, co tu za wiele mówić? ZARĄBISTE!
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki...sama wyczekuję na rozdział 10 zakochanego idioty :3 Co do szablonu bloga to Brudny toster się tym zajmuje...mi też się podoba c:
OdpowiedzUsuń