wtorek, 17 września 2013

Rozdział 3, czyli matki, koty, geje i wszystkie najgorsze potwory.

Cześć wszystkim, tutaj ja po DŁUGIEJ przerwie. ( 9 - 9)

Miałam duże problemy emocjonalne, byłam emo, cięłam się firankami i dywanami, i płakałam po kontach. Myślałam nad odejściem z tego bloga, no ale Gupia ;-; by mi tego nie wybaczyła, więc będę was dręczyć już do końca życia. Tak przykre ( 9, - 9) A więc, żeby nie przychodzić tu do was z pustymi łapkami wymęczyłam kolejny rozdział "Syndromu Fototropizmu".  Pewnie zastanawiacie się co robiłam jak mnie nie był. Nie? I tak wam powiem. (9# 3 #9)  Oprócz zostania emo, pomalowałam sobie w Marcelinę kawałeczek skrzyneczki ( którą znalazłam w śmietniku, w pracy mojej mamy, nieważne...) No i tak oto się prezentuje: 
Marcelina Bień jest totalnie szarą postacią i prawie w ogóle się nie pojawia, a występowała na razie jedynie w roli przeszkadzajki. Mam jednak na dzieje, że i ona dostanie swoje pięć minut.
A tak miała wyglądać Marcelina trochę wcześniej. Cóż za kosmita. 
A więc nie męczę, zostaję i zapraszam do czytania. c: 

- EJ! Marcin co ty robisz?- chłopak popatrzył się tylko na Mariego i wrócił do dalszego całowania, ale od razu został odepchnięty- Kuźwa... Przestań.
Marcin wreszcie się poddał i zajęli dwa różne końce łóżka. Co się tak właściwie przed chwilą stało? Tego by się po nim nie spodziewał. Wydał mu się całkiem normalną osobą, a tu... Co on sobie myślał. Dobra, Mari sam był gejem i przecież by nie czuł do niego obrzydzenia z tego powodu. Chłopak wydawał mu się nawet atrakcyjny. Wszystko byłoby w porządku, ale czy musiał od razu próbować go gwałcić? Popatrzył się na bruneta, który siedział teraz w koncie próbując ukryć swój mały problem, jego spodnie były nabrzmiałe w nieodpowiednim miejscu. Zbyt łatwo się podniecał. Czyżby trafił mu się prawiczek? W sumie ruch to zdrowie, a seks to przecież ruch. Myślał, że powinien wykorzystać taką szansę.
- Na pewno tego chcesz?- Marcin delikatnie się zarumienił i szepnął coś pod nosem, co chyba miało znaczyć że tak. Mari przysunął się do niego i nachylił się do krocza, aby powoli zsunąć spodnie.
-Daj pomogę ci. - ( Koniec to nie powieść erotyczna  Nie umiem ! D: (9 i.i 9) wcale nie wyobrażałam sobie tej sceny.)
*
*
Ninel... Kim właściwie była Ninel. Ninel była istotą doskonała, prawie. No dobra przyznajmy sobie szczerze była najgorszą córką, siostrą i kobietą. Nie pracowała, mieszkała w jakiejś starej kawalerce, a na dodatek nie potrafiła ułożyć sobie swojego życia uczuciowego. Gdyby jeszcze jakieś miała. Typ człowieka przed którym ostrzegają nas rodzice. Siedziała teraz w szpitalu obierając lekko zielone jabłko. Czemu w szpitalu? O tuż to wstrętne babsko złapało jakieś choróbsko i bóg wie czemu kazało jej tu siedzieć. A więc teraz spędzała dzień za dniem na siedzeniu w tym śmierdzącym, pełnym starymi i chorymi ludźmi miejscu ciągle wysłuchując. A to jaka jest nie dobra, a to kiedy sobie wreszcie kogoś porządnego znajdzie, a to że sobie z życiem poradzić nie umie. Czasem mamusia dodatkowo strzeli jej kilka ciepłych słówek takich jak "pijaczko", "narkomanko", " dz*wko". Kochajmy swoje matki, tak szybko odchodzą można tylko rzec. W sumie Ninel nie bardzo rozumiała swojego zachowania. Jeśli istnieje coś takiego jak matczyny instynkt w stosunku do matek to powiedzmy, że ona go właśnie miała. W przeciwieństwie do swojej matki. Jej matka nie była urodzona do swojej roli. Cóż, nie ma co płakać nad rozlaną wódką, a mlekiem tym bardziej. Drzwi do sali się otworzyły, a w nich ukazała się mała dziewczynka z dwoma blond kucykami po bokach. Po chwili wszedł przez nie także wysoki szatyn. Ninel od razu podniosła pięciolatkę na swoje ręce i wyprowadziła ją razem z chłopakiem z sali.
- Karusia zadzwoniła do mnie, że od dwóch dni siedzi sama w domu...- szatyn wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego - Możesz mi wyjaśnić co się dzieje?
- Mnie się pytasz?!  Przecież wiesz że z nimi nie mieszkam! Kuźwa...!
- Dobra, ok... A wiesz co z waszą mamą?
- Miała wypadek. Kuźwa znów się upiła. Mam jej dość.- Blondynka przetarła dużą bliznę na czole Kariny. Ta kobieta nie zasługiwała na to dziecko i Ninel doskonale o tym wiedziała. Chciała walczyć o prawa do niej, ale jak jej powiedziano, nie ma żadnych praw. Dowiedziała się nawet że Sandra jest jak najlepszą matką i nie mają się do czego jej przyczepić. Je*ane urzędasy. Po jej policzkach spłynęło kilka łez, chwila słabości. Amadeusz rzadko widywał jak Ninel płacze, ogólnie rzadko jej się to zdarzało, ale ostatnio miało to miejsce coraz częściej. Objął delikatnie dziewczynkę uważając, i zaczął mierzwić jej włosy. Miał do niej słabość i musiał to niestety przyznać. Może i nie była ona idealna, ale miał do niej wielki szacunek za to co przeżyła, za to że sobie z tym radzi i za to że jest odważna. Znali się od dzieciństwa, była małą delikatna dziewczynką o pustych, zielonkawych oczach i  długich blond kucykach po bokach. Zawsze bawili się razem na podwórku mimo, że ona sama raczej nie była z tego zadowolona. Mała, słodka, cicha Ninel wolała siedzieć na huśtawce i obserwować zabawę niż sama w niej uczestniczyć. No, ale ludzie się zmieniają, a w szczególności ludzie z przeżyciami. Mała Ni wyrosła na kobietę, ścięła kucyki, a zamiast chować się walczy o swoje jak lwica. Niestety w takim związku często wygrywa lew. 
- Wiesz że jeśli potrzebujesz mojej pomocy. -szatyn ( tak Brudna, Ninel taki metal, że jej szatan ociera łzy. Super napisałaś.) otarł jej łzy z policzków.- Zawsze możesz na mnie liczyć.
- A spi*rdalaj...- Ninel odepchnęła go i spoliczkowała. Tak... Ona nie jest Lwicą, ona jest tygrysem, a tygrysy to samotniki. Blondynka położyła małą Karmin na kafelkach przed Amadeuszem i złożyła na jego policzku krótki delikatny pocałunek.
- Przyjdź do mnie z nią później, ja muszę wracać do Igi . Cześć!
Chłopak zaśmiał się pod nosem podnosząc mała kopię Ninel. Nigdy nie zrozumie tej dziewczyny.
*
Dochodziła już godzina siódma, a Mari zaczął zbierać swoje ciuchy z podłogi. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby znajdowały się one na ciemno brązowych panelach. Śmieszne było to gdzie mogły się znajdować ciuchy gdy rzuci się je za siebie. Na szczęście chłopak był wysoki i nie miał większego problemu ze ściągnięciem swojej koszulki i jeansów z szafy stojącej w kącie pokoju. Popatrzył się na Marcina, który zasnął tuż po wszystkim. Dzieciak... W szkole był zupełnie inną osoba niż teraz. Był drugi września, teoretycznie jeszcze lato, no ale pogoda w Polsce...( Pogoda: Hehe, macie jeszcze lato? Ciepełko ? Słoneczko? Nope. D:) Było dopiero dziesięć po siódmej, a na dworze panował całkowity zmrok (tak Brudna, panował wzrok ) w dodatku było zimno jak cholera. Może nie odczuwałby dzisiaj tak tego gdyby nie to ze postanowił założyć bluzkę bez rękawów. Trudno jakoś przeżyje. 
-Mari mała gnido! Coś ty zrobił z włosami?- jego oczom ukazała się uśmiechająca się niska kobieta w starym swetrze w paski- chodź mi się tu spowiadać, bo cię tutaj dawno ani widu, ani słychu.
- Nie taka mała, knypku.- Mari podszedł do Ninel i oparł się ramieniem o jej głowę.
-Grzeczniej gnido... I gdzie z tą wielką łapą do takiej małej słodkiej kobietki jak ja?
-Słodkiej? Małej? Nie rozśmieszaj mnie!
- Dobra daj spokój... Zapraszam na herbatę w zamian za szlugi. Co ty na to?
Tak... Mari i Ninel mieli naprawdę dobre kontakty. Nie znali się dość długo, a różnica wieku między nimi nie była mała, ale mimo tego dogadywali się bardzo dobrze. 
*
Cóż Igorowi życie płynęło dobrze. Była już mniej więcej połowa września, on mógł powiedzieć że zrobił postępy w swoim życiu towarzyskim. Niegdyś całkowity samotnik miał teraz nieliczne grono znajomy. Marcelina i Mari należeli do nich. Marcelina siedziała z nim na praktycznie każdej lekcji, a Mari... Cóż Mari czasem zamieni z nim dwa słowa, puści jakimś żartem, albo zagra coś na gitarze. Poza tym Igor stwierdził że mają kilka wspólnych tematów. Na przykład muzyka której słuchał bardzo przypadła blondynowi do gustu. Nawet umówili się, że pożyczy mu kilka płyt "Republiki" i " Budki Suflera". Wcześniej chłopak uważał go za wręcz obrzydliwego, ale dopóki trzymał swoje łapy przy sobie nie miał nic do jego gejostwa. Więc wrzesień tak mijał i mijał, no ale w końcu była już połowa i wszyscy nauczyciele sobie przypomnieli, że przecież kartkówki same się nie napiszą. Także od zeszłego tygodnia zaczynając piszą co jakieś dwa dni co najmniej jeden test. Igor nie należał do tych najgorszych uczniów, jego oceny można powiedzieć wykraczały wręcz ponad przeciętną, ale katuszą dla jego duszy i umysłu była matematyka. On należał do humanistów, bo co by robił na humanie ( No właśnie Brudna co ty kurde robisz na humanie? Udaję pisarkę D:) także nie rozumiał, nie zrozumie i nie chce zrozumieć tego przeklętego wytworu szatana. No, ale często nasze modlitwy zostają spełnione w odwróconym zwierciadle. Tak więc jutro czaka go kartkówka, a on całkowicie nie rozumie o co chodzi. Nawet nie rozumie czego nie rozumie. Więc nadszedł ten moment kiedy to musiał sam zwrócić sie do kogoś, a nie ten ktoś do niego. Był już ostatni dzwonek, blondyn spakował swoje książki, odmachał żegnającej się z nim Marcelinie i podszedł Mari'ego. Klasowy metal, Got, Emo ciota i jak tam go jeszcze zwali musiał być kiedyś w piekle bo matematykę miał w małym paluszku.
-Mari mam do ciebie...- To co zobaczył troszkę go zaskoczyło. Chłopak pakował swoje rzeczy podczas gdy Marcin gładził go ręką po dłoni leżącej na ławce.- Khym... Nie będę wam przeszkadzał . Sorry.
-Czekaj Igor, nie przeszkadzasz.- chłopak poczuł na sobie mrożące spojrzenie bruneta, który widocznie nie był zadowolony, że  jego partner(?) nie odpowiadał na jego pieszczoty, ale od razu zainteresował się "narkoleptykiem" (Hehe ksywka Igora. XD). W sumie to Mari mógł mu powiedzieć, że znalazł sobie chłopaka. Może nie zrozumiałby tego, ale po czasie nabrał do tego dystansu.- Co chciałeś?
- Myślałem, żebyś wytłumaczył mi matematykę, ale widzę że dzisiaj jesteś zajęty.
- Marcin ma dzisiaj dentystę więc...- Brunet i tym razem puścił mu zabójcze spojrzenie, po czym ruszył obrażony w stronie wyjścia.- To co idziemy do mnie?
- Pewnie, dzięki.
Droga do bloku Mari'ego minęła im wyjątkowo miło, teraz siedzieli na małej pomarańczowej sofie, która leżała na środku małego saloniku.
- Więc pochodzisz z Francji? 
- Tak, w sumie to przeprowadziliśmy jakieś cztery miesiące temu.- Mari sięgnął do swojej teczki po książkę- bierzmy się za tą matematykę bo będziemy tak gadać do jutra.
- Taaa... Oh! Masz kota.- Na kolana Igora wskoczył duży bury kocur ocierając się o niego i mrucząc.- Jaki słodki.
- Rudy jest słodki? Co ty widzisz w tej śmierdzącej kupie kłaków?
- Ej ... Jak ty możesz tak mówić o nim! Jest przesłodki. ( Niach niach. XD)
- Dobra, dobra. Do nauki bo ci go zabiorę.
Igor tylko przytaknął głową na znak, że się zgadza, i przytulił do siebie wciąż mruczącego kota. Wstrętna świnia, do niego nigdy się nie przytuli, nawet nie da się dotknąć. Kot też nie był lepszy, w końcu ten na niego zawsze tylko prychał, w dodatku zabrał całą uwagę chłopaka, który mu się podobał. Nie miał na co narzekać, ich relacje znacznie się poprawiły, no i miał go teraz na kilka godzin tylko dla siebie. No dobra... Rudy miał go dla siebie i troszkę się nim dzielił, wstrętna świnia.
- Dobra myślę, że radzisz sobie już z tym całkiem nieźle.
- Ahhh...Jestem taki zmęczony...- Igor przeciągnął się leniwie, delikatnie opierając się o Mariego.- Koniec?
- Koniec- Mari uśmiechnął się i pogłaskał go po głowie, na co chłopak popatrzył się na niego krzywo i odepchnął jego dłoń.- Robisz coś jutro po lekcjach?
- Nie, a co?
- Liczę na rekompensatę za mój stracony na ciebie czas- Zaśmiał się- No to jesteś zmuszony pójść ze mną jutro do fryzjera. Przykro mi.
- Dobra, przeżyję seksiaro. Zabieram kociaka od ciebie tyranie i idę do domu.
- Kota zostaw, mama mnie zabije jak coś mu się stanie. Mogę wymienić go na te płyty co miałem ci pożyczyć.
- No nie wiem.

Nie wiem dlaczego, nie ważne ile dopisuję mam wrażenie, że ten rozdział jest krótki i krótki. Ciężko mi się też troszkę pisało, bo jak to powiedziała Gupia ;-; " Twoje postacie nie mają uczuć" Zmieniłam to.(9, - 9). Na koniec zaśpiewajmy piosenkę przy której pisałam  ten rozdział.
3.. 2... 1...
Zabiorę cię... właśnie tam! Gdzie jutra słodki smak! Zabiorę cię... właśnie tam! Gdzie słońce dla nas wschodzi! 
JEJ! \( 9 o 9)/
A wiec żegnam się i mam nadzieję, że rozdział się podobał! .
( 9 u 9)/ Cześć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz