Cześć tu Brudny Toster. >( 9 u 9 ). Wohoh, dawno niczego tutaj nie było. No cóż nie mamy żadnego logicznego wyjaśnia. No może ja nie mam. Powiedzmy, że był koncert, ja jestem chora, a ketchup w lodówce się skończył. Ponieważ ostatnio nie mogłam ani wymyślić niczego kreatywnego, ani narysować czegoś mniej twórczego narysowałam sobie jedynie Jeff'a.D:
Mogłam sobie chociaż ładnie paznokcie do zdjęcia zrobić, a nie. D: Bida z nędzą.
Nie przedłużając ani chwili dłużej zapraszam do czytania rozdziału drugiego "Don't kill me".
Rozdział 2.
Stąpając po niepewnym gruncie uważaj, żeby nie wypaść z szafy.
- To o czym chciałeś mi powiedzieć?- Konrad popatrzył się na Oliwera siedzącego na ławce w pustej klasie. Lekcje doszyły już końca, wszyscy się rozeszli. Jedynie blondynowi polonistka kazała zostać po lekcjach by coś omówić. On został dla towarzystwa. Denerwowała go ta kobieta. Miał wrażenie, że często była bliżej Oliwiera niż on sam. Chłopak żalił się jej, rozmawiał z nią o wszystkim, darzył ja wielką sympatią. Za to Konrad jej nie cierpiał, zazdrość zżerała go od środka. Strasznie się o niego martwił, ale on widocznie wolał się wyżalać jakiejś tam nauczycielce. Był z siebie dumny, że tym razem postanowił mu także powiedzieć co go trapi. Zazwyczaj tego nie robił. Jego chłopak po prostu nie chciał go martwić, wprowadzając go w ten sposób w jeszcze większe zaniepokojenie. Popatrzył się jeszcze raz na blondyna, który już powoli opuszczał głowę niżej i niżej pomiędzy kolanami.( Muhahahahahah jakież to zboczone D:) Gdyby Konrad mógł powiedzieć ze spokojnym sumieniem, że zna się na mowie ciała (Heheheh zboczuchy ( 9, u 9) ), powiedział by, że Oliwier wręczy krzyczy " Ja się nie kąpię, ja tonę."
-Oliwer... Coś się dziej, dzwoniłeś. Możesz mi przecież zaufać.- Zapewnił chłopaka, po czym usiadł obok i objął go delikatnie ramieniem. Oby nikt tu teraz nie wszedł. Chłopak by go chyba zabił. Zielone oczy wypuściły mu sygnał, dostały zbyt mało czasu, żeby się nad wszystkim zastanowić. Delikatnie westchnął i zapchał z siebie rękę Konrada.
- Nie, nic, przepraszam, nie potrzebnie zawracam ci głowę.
Nie nic...
Przepraszam...
N i c . . .
Słowa jeszcze kilka razy obiły sie w myślach chłopaka. Raz, drugi, trzeci. Zawsze "nic", tylko "NIC się nie stało", "NIC nie szkodzi", "NIC się nie przejmuj". Czemu mu nie mógł choć raz zaufać? Zawsze jakoś przyjmował to, myśląc może następnym razem. Tym razem to "nic" jakby przebiło ostateczną granicę. Niby "nic", a jednak "coś". Jeszcze raz uspokoił już stargane nerwy. Jeśli tupnie i wyjdzie to potwierdzi przekonanie, że nie jest godny zaufania. Kawałek po kawałku, do skutku.
- Oliwier daj mi szans...
- Dobra, już, chwila, sekunda.-nerwowo wypuścił powietrze- Damian chce sie ze mną spotkać, ja też... Też chciałbym wiedzieć co ma mi do powiedzenia.
- Nie chciałbym, żebyś się z nim spotykał...
- I tak to zrobię.
Konrad już miał krzyknąć, wybuchnąć gniewem rzucić krzesłem, wyrzucić wszelkie negatywne emocje na wierzch gdyby nie to, że do klasy weszła Pani Bianka. Teraz stał, popatrzył na swojego chłopaka z wzrokiem niezrozumienia i wyszedł. Po co niby miałby się spotykać ze swoim byłym? Co by sobie powiedzieli? "Cześć, było mniej lub bardziej miło się z tobą umawiać. Dlaczego spi*rdoliłeś, i nic mi o tym nie powiedziałeś?". Dzisiaj kompletnie go nie rozumiał. Niski rudzielec, zaczął rozkładać jakieś teczki i papiery na ławce przed Oliwierem wysyłając mu porozumiewawcze spojrzenie.
- A tego co znów ugryzło?
- Można powiedzieć, że mój były. I to prosto w dupę.- Bianka popatrzyła się zdziwiona na chłopaka. Zawsze sądziła, że to ona jest głównym powodem sprzeczek, a tu proszę. Bynajmniej chodziło o kogoś innego i wyglądało to całkiem poważnie.
- To ostro. Jak chcesz to później pogadamy, teraz bierzmy się z ten konkurs.
- Tak, masz rację.
*
Mijał dzień za dniem, a takich oto dni minęło już sześć, siedem, może osiem? Oliwier już nawet nie wiedział ile to czasu minęło. Wiedział tylko jedno Konrad się nie odzywał i widocznie nie miał zamiaru się odzywać. Chłopak czuł się przez to opuszczony, a co gorsza dręczyło go sumienie. To była widocznie jego wina. Co z tego, że Damian przyjeżdżał? Co z tego, że będzie chodził z nim do szkoły, a nawet klasy? Przecież mógł równie dobrze to zignorować. Nie. Nie mógł. Oliwier po prostu musiał z nim pogadać, o tym i o owym. Bądź co bądź ten był jego byłym. Ex to zazwyczaj wredne istoty. Na razie nie mógł zaryzykować, że ktoś z klasy, szkoły, rodziny się dowie o jego orientacji. Jeśli to przebiegnie w nieodpowiedni sposób, wszystko się zawali. To po prostu nie mogło się teraz wymknąć z pod kontroli. No, ale co teraz ma zrobić z Konradem. Konrad jest zły, bardzo zły. Nie wiadomo kiedy się znów odezwie. Coś w nim pękło. Nic nie ważne. Jakoś wszystko się ułoży, miejmy nadzieję. Skoro Oliwer już musiał narazić swój związek to postanowił to dociągnąć do końca. Dochodziła już powoli godzina dziewiętnasta, na dworze robiło się ciemno. Stał teraz pod zegarem gorączkowo licząc sekundę za sekundą. Jedna... Druga... Trzecia... Zegar wybił siódmą wieczór, w tle grały delikatne dźwięki rege. Cholerny dupek, mógłby choć raz być na czas, zawsze to tylko on się starał. Miło byłoby choć raz przyjść i zobaczyć jak to on czeka na niego, a nie na odwrót. Wskazówka powoli przesuwała się w kierunku pierwszej kreski. Było prawie pięć po, a on dalej się nie pojawił. Może na próżno się z nim umawiał. Mieli pójść na koncert, posłuchać, pogadać i wrócić. Wyszło jak zwykle, w dodatku robiło się niesamowicie zimno. Może i tym ludziom którzy ściskali się w tłumie i skakali w rytm muzyki było gorąco, ale jemu wręcz przeciwnie. Siedział teraz na zimnych schodkach w cienkiej bluzie, i czekał aż jaśnie pan się pojawi. Mógł się lepiej ubrać gdyby wiedział. Nagle przed nim ukazała się wysoka sylwetka. Twarz wydawała mu się jakaś, taka znajoma, a jednak obca. Postać podeszła do niego także mógł jej się teraz lepiej przyjrzeć. Miała męskie wyraziste rysy, lekki, dwudniowy zarost, niebieskie błyszczące oczy, długie ciemne włosy spięte w kucyka . Do tego dobrze umięśniona, wysoka sylwetka. Tworzyło to idealną całość. Zbyt perfekcyjną by mogła istnieć. Odwrócił się, stała za nim niska dziewczyna. Także na kogoś czekała. Może to nie był Damian? Może chłopak przyszedł właśnie do tej dziewczyny? Mylił się, szatyn chwycił go za rękę, na jego twarzy widniał wielki wyszczerzony uśmiech i pociągnął go w jedną z bocznych uliczek. Nim się spostrzegł był już duszony w jego objęciach. Badum... Jego serce zabiło mocniej. Badum... Badum... Jeszcze kilka razy. Wszystko to stało się tak szybko. Chłopak puścił go po chwili i wręczył mu małą, czerwoną róże. Z twarzy Damian było wręcz rozpromienienie, a jego oczy błyszczały jeszcze bardziej. Oliwer speszył się trochę, i spuścił głowę. Usiedli na schodkach pod jakimś barem który był już zamknięty, z rynku było słychać kolejne krzyki i skandowanie. Damian przykrył go swoją kurtką widząc jak wcześniej trząsł się z zimna. Nie potrzebnie, teraz trząsł się z nerwów, był cały zgrzany.
Szatyn popatrzył się na niego i cichą westchnął.
- Jej, strasznie się zmieniłeś przez te dwa lata.- delikatnie przełożył swoja rękę za Oliwierem, i położył swoja dłoń na jego dłoni. Blondyn był zbyt oszołomiony by zareagować. Badum...
- Może... Więc o czym chciałeś porozmawiać.
- Powiem szczerze, jak tutaj szedłem miałem ułożony cały plan przemowy. Chciałem cię przeprosić i wiele wytłumaczyć.- Błękitne oczy znów przeszywały chłopaka na wylot- Ale jak cię zobaczyłem wszystko to poszło w pizdu. Po prostu stanąłem i zabrakło mi tych wszystkich słów, które miałem ci wcześniej do powiedzenia.
Oliwier popatrzył się na szatyna, widocznie szukał słów. Miał zamiar na razie milczeć, nic nie mówić. Nie mówić o Konradzie, o konkursach, o jego życiu. O tym co się zmieniło, a co pozostało nie zmienne. Miał zamiar wysłuchać całego monologu bez słowa oburzenia, smutku, szczęścia, dezaprobaty. Poczuł na swoim policzku delikatne muśnięcie ust. Odwrócił się. Był przerażony, zły, szczęśliwy? Nie, był zaskoczony. Popatrzył się pytająco na Damiana, lecz ten już nie patrzył. Miał zamknięte oczy. Przybliżył się do Oliwiera jeszcze bardziej i złożył na jego ustach pocałunek. Badum... Badum... Szatyn odsunął się. Oliwer nigdy nie widział tak szczęśliwej twarzy. Pewnie był zadowolony, że chłopak się nie odsunął. Blondyn nagle poczuł się jakby wszystko wyślizgnęło mu się z rąk. Dlaczego się nie odsunął? Jak spojrzy w twarz Konradowi? Wszystko w tym momencie się pokruszyło i pękło. Mimo tego czuł się wyjątkowo przyjemnie. Uczucie niepokoju zostało ogarnięte przez rozkosz. Nie powinien się zgadzać na to spotkanie. Zepsuł wszytko, po prostu totalnie spierdolił. Jeszcze w dodatku Damian będzie chodził z nim do klasy. Spotka Konrada. Będą się codziennie widzieć.
- Przepraszam. Nie powinienem był tego robić- Czyżby niepokój Oliwiera był tak widoczny? Popatrzył się na swoje nogi, teraz były skulone i trzęsły się jeszcze bardziej.- Jak zwykle pomyślałem tylko o sobie. Przecież nie czekałeś na mnie przez te dwa lata, aż łaskawie wrócę.
- Nie, w porządku.- Oliwier powiedział to całkowicie bez zastanowienia. Te słowa po prostu wyleciały z jego ust. Dał się ponieść chwili.
- Myślę, że skoro już się tak na ciebie rzucam powinienem ci wszystko wyjaśnić.- Zaśmiał się pod nosem i spojrzał na blondyna. Temu wcale nie było do śmiechu, był blady jak ściana w dodatku trząsł się jak osika. Ledwo siedział, dobrze, że nie poszli na ten koncert by chybaby zemdlał.- Oliwier dobrze się czujesz?
- Trochę mi niewyraźnie.
- Trochę? Boże, przecież ty jesteś blady jak ściana!- Szatyn pomógł mu wstać- Wracamy w tym momencie do domu. Odwiozę cię.
Nim Oliwer się zorientował jechał już w stronę domu, na skuterze wtulony w Damiana. Stwierdził, że jest najgorszy. Był po prostu wstrętną nic nie wartą gnidą. Ledwo pokłócił się z Konradem, a już wylądował w ramionach swojego ex. W dodatku czuł się w nich bardzo dobrze, pewnie. Dręczyły go wyrzuty sumienia, ale był zadowolony. Stąpał teraz po wyjątkowo niepewnym gruncie.
*
Oliwier był chory. Chory psychicznie jak i fizycznie. Przez równe trzy dni siedział w domu pod kocem, łykając tabletki to na ból głowy, to na ból gardła. Może brzmiał trochę jak stara, stetryczała baba, ale stanie na mrozie mu nie służy. Siedzenie na lodowatych spodniach, także nie robiło mu na lepsze. No, ale była już środa, w dodatku początek września i jego mama stwierdziła, że nie może tyle opuszczać. Nie miał siły żeby się z nią kłócić, przyprawiało go to o jeszcze większy ból głowy. Stał teraz pokaszlując na prawo i lewo, chowając książki i chusteczki do torby. Jedna paczka wleciała do przedniej kieszeni, jednak weźmie jeszcze dwie. Środa zapowiadał się wyjątkowo słonecznie. Wszyscy ludzie poubierani byli w cienkie bluzy, jakieś wiosenne kurteczki, tylko Oliwer szedł ubrany jakby było co najmniej na zewnątrz z minus trzydzieści stopni. Czarny płaszcz, czapka, szalik oraz glany przyciągały uwagę. Jemu było w tym wszystkim dobrze. Nie zamierzał bardziej się rozchorować. Według niego on był ubrany odpowiednio, to po prostu tych wszystkich ludzi po*ebało i chodzili ubrani, jak chodzili. Z resztą nie musieli się tak na niego, jakby się uparł to mógłby nawet mieć teraz na sobie kieckę. Kto mu zabroni? Nareszcie dotarł do szkoły, kilka znajomych twarzy przewinęło przed nosem. Po Damianie i Konradzie nie było widać ani śladu. Blondyn nie wiedział czy ma się martwić, śmiać się czy płakać. Wszedł już do klasy i miał poważny dylemat gdzie usiąść. Powinien usiąść sam czy koło Konrada i udawać jakby nigdy nic się nie stało. W końcu chłopak był na niego zły. Zaryzykuje, bo co mu zrobi? Okrzyczy, wyśmieje może. Może miał złudne nadzieje, ale marzył tylko o tym by chłopak po prostu go objął i powiedział, że nic się nie stało. Oczywiście na to nie mógł liczyć. W końcu byli w klasie, i choć wszyscy się domyślali o co chodzi, nikt nie dostał tak naprawdę tym prosto po twarzy. Dzięki temu nikt nie mógł im nic powiedzieć. Dlatego skoro mieli wybór woleli to zachować chociaż w tej teoretycznie tajemnicy. Zajął swoje miejsce i popatrzył się na bruneta. Ten ani drgnął. Siedział próbując go ignorować. Oliwier poczuł ukłucie w sercu. oparł głowę o ławkę. Chciało mu się płakać. Z drugiego końca klasy namierzył go Damian który momentalnie do podszedł. To się raczej dobrze nie skończy. Konrad puścił zaniepokojone spojrzenie w kierunku idącego szatyna. Przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Oliwiera na prawdę to zaskoczyło. Widocznie chłopak był tak zazdrosny, że nie wytrzymał. Nie oznaczało to jeszcze, że wszystko jest w porządku. Mina Damian zdecydowanie zrzedła, ale potem uśmiechnął się pewnie i zajął swoje miejsce. Blondyn miał wrażenie, że chłopak nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić. Konrad, który nareszcie miał w rękach swojego chłopaka też nie chciał zrezygnować. Musiał przyznać, że przez niemalże dwa tygodnie strasznie się za nim stęsknił. Nie zważając na czas i miejsce pocałował go. Krótko, ale namiętnie i mocno.
- Kuźwa... Czy my naprawdę musimy się tak kłócić?- Oliwier został posadzony na kolanach swojego chłopaka. Nawet nie zauważył tego, że cała klasa wyraźnie im się przygląda.- Ten Damian, on mi się wcale nie podoba. Masz się z nim więcej nie spotykać.
- Jest bardziej w porządku niż ci się wydaje.
- Taaa, na pewno mnie przekonałeś.
Lekcje minęły mu powoli lecz przyjemnie. Damian wciąż trochę do niego zarywał, ale był pod czujnym okiem swojego partnera. Więc mimo lekkiej gorączki, kataru i kaszlu, wracał do domu w jak najlepszym humorze. Nie zdążył jeszcze wyciągnąć kluczy, żeby otworzyć drzwi. Otworzyła je jego matka. Była widocznie wściekła.
-Dzwoniła twoja wychowawczyni, możesz mi wytłumaczyć co ty wyprawiasz z Konradem?
Początkowo ten rozdział wydawał mi się dużo dłuższy, a tu taki krótki. D: No nic, mam nadzieje, że nie było tak źle. Czekam na szczere opinie i do zobaczenia. ( 9 u 9 ) Cześć.
Jeff spoko! I like it! Rozdział - cudowny! Nie mogę się doczekać trzeciego! Czekam na rozmowę z matką! Konrad - słodziak! http://zakochany-idiota.blogspot.com
OdpowiedzUsuń