poniedziałek, 30 grudnia 2013

"Siedem idealnie wyprasowanych kołnierzyków."- Rozdział 3


Rozdział 3.

Kamil siedział w klubie popijając kolejnego drinka. Po zerwaniu potrzebował znaleźć sobie kogoś nowego, i pi*przyć się z nim do bladego rana. Naprawdę żałował, że z Marcelem tak wyszło. Szkoda mu było takiego ładnego, słodkiego chłopaczka dla kogoś innego. Postanowił rozejrzeć się trochę po klubie, co bardzo uniemożliwiały mu kolorowe światła biegające po całej sali.  Do tego głośna muzyka, coś ala bardzo tanie połączenie Lady Gagi i  The Pussycat Dolls. Całky klub był dość duży, po brzegi wypełniony ludźmi, bawiących się w grupach lub w towarzystwie chłopaka/dziewczyny. Nie widział nikogo ciekawego. W boku z prawej strony miejsca zajmowała jakaś banda rozchichotanych i spitych do obrzydliwości lasek. Na parkiecie razem ze swoimi partnerami tańczyło kilku przystojnych facetów, i kilka obściskujących się lesbijek. Gdyby nie to, że potrzebuje jak najszybciej znaleźć kogoś nowego, a jest to jeden z lepszych takich klubów, uciekłby stąd jak najszybciej. 
- Łał to naprawdę super! Wreszcie wyszedłeś na prostą!-wykrzyczała entuzjastycznie siedząca koło niego wysoka brunetka. Wcześniej jej nawet nie zauważył mimo tego iż jego zdaniem zachowywała się naprawdę głośno. Koło niej siedział o wiele niższy chłopak. Oczy spoglądały na nią ze zmęczeniem, ale jednak usta układały się w delikatny uśmiech. Dziewczyna mówiła tak szybko i z podekscytowaniem, że nawet nie dawała mu dojść do słowa. Kamil przyjrzał mu się lepiej. Miał całkiem ładną buźkę, delikatną, ale wyrazistą. Blada, gładka cera byłą by wręcz idealna gdyby nie lekkie worki pod oczami. Choć nie widział dobrze jego ciała, jego zdaniem był trochę zbyt chudy. Widocznie często nie chodził do klubów, bo miał na sobie jedynie zwykły t-shirt w paski i jeansy. Najbardziej do gustu przypadły mu jego mocno pofalowane i roztrzepane, puszyste, rude włosy. Po chwili jego koleżanka wstała i ruczyła w kierunku łazienki, a zielone oczy zwrócił się w jego kierunku. Kamil nawet nie zauważył kiedy zaczął się tak na niego gapić. Uśmiechnął sie do niego i siadł trochę bliżej, by wyjść na bardziej pewnego siebie. Zwrócił się do kelnera zamawiając dwa Mochito. Znów popatrzył na chłopaka. W sumie czemu by nie, skoro i tak nie ma nikogo lepszego na razie, a ideały nie istnieją. On był całkiem śliczny.
- Przepraszam, ale ja nie pije.-  powiedział cichym, niskim głosem. Jego twarz zrobiła się delikatnie czerwona.
- Nie szkodzi, najwyżej twoja koleżanka wypije, myślisz, że się obrazi, jeśli wyciągnę cię na parkiet?
- Nie sądzę by miała coś przeciwko.- Kamil dopił swojego drinka i pociągnął go w stronę tańczących ludzi.
- Tak w ogóle, jestem Kamil...- Musiał krzyczeć, bo muzyka grała na prawdę głośno.- ...a ty?
-Alex
- Może potem wybierzemy się do mnie?
- okey- odpowiedział niepewnie. Był słodszy niż z początku mogłoby mu się wydawać. Poruszał się trochę niezdarnie w rytm muzyki.Kamil stwierdził, że nawet nie wie ile chłopak ma lat. Wyglądał na dużo młodszego niż on. Musiał mieć z jakieś siedemnaście- osiemnaście lat. Osiem lat różnicy to jednak trochę dużo, ale jemu było to obojętne. Po jakiejś godzinie wyszli z klubu, i wsiedli do taksówki. Alex wyglądał już na dość zmęczonego, z resztą dochodziła godzina druga nad ranem, a on nie chciał by ta noc się na tym skończyła. Liczył, że jednak wszystko potoczy się dobrze, w końcu już wydał na niego trochę pieniędzy. Sam Alex był raczej świadomy po co tam jadą. Nie wyglądał na nerwowego, był raczej spokojny. O to też zadbał sam Kamil. Co chwile wymieniali się jakimś uwagami na swój temat, aby nie było, że prześpią się ze sobą nic nie wiedząc. Choć jemu to było raczej wszystko jedno, Alex  nie wyglądał raczej na osobe tego typu.
- Tak właściwie to, ile ty masz lat?- W końcu padło to pytanie.- Ja mam 26.
- 34...
- Co? jesteś starszy ode mnie?- ta wiadomość go zaskoczyła. Alex wyglądał w tym momencie na mocno speszonego. Zrobił się cały czerwony na twarzy, uszach i szyi.- Myślałem, że jesteś ode mnie dużo młodszy.
- To ja może już...
-Przepraszam to było niegrzeczne z mojej strony. Wiek na prawdę nie ma znaczenia. - powiedział szybko, żeby jego zdobycz mu nie uciekła- Jesteś zbyt śliczny by mi to przeszkadzało.
Był już jego, czuł to. Taksówka zatrzymała się przed wysokim blokiem. (Można by tu wsadzić coś fajnego. Taki ch*j (9 u 9). To słowo jest takie adekwatne do sytuacji. XDD) Rano obudził smyrające go po nosie włosy. Ruda czupryna zasłaniała twarz śpiącego koło niego chłopaka. Dochodziła już godzina 9.00. Kamil nie chciał go budzić w szczególności, że był wczoraj trochę nie wyżyty. Jak tak teraz na niego patrzył stwierdził, że mogliby się zacząć umawiać, choć pewnie byłby to związek opierający się wyłącznie na seksie.
- Hej Alex wstawaj.- zaczął delikatnie potrząsać go za ramie, na co ten tylko się obrócił na drugi bok.- serio Alex, wstań już. Zaraz zrobię śniadanie.
-Juszszszszzszsz( Z seri Brudna się budzi. XDD)-  Chłopak powoli zwlókł się z łóżka i zaczął zbierać swoje ciuchy z podłogi. nawet nie zwracał uwagi na to, że jest całkiem nagi. Teraz w jasnym świetle widział, że był na prawdę chudy, ale nie wyglądało to źle.  Na plecach miał kilka dość dużych blizn i malinek po poprzedniej nocy. ten widok  był dla Kamila niezwykle podniecający. Wstał natychmiast z łóżka całkiem nagi, i zaczął obmacywać ubierającego spodnie chłopaka. Znów pozostawił kilka czerwonych śladów na jego szyi. 
- TY DUPKU!- Kamil poczuł mocny  szarpnięcie, przed nim stał szczupły, umięśniony szatyn, który zdążył już spoliczkować Alexa i jego.- Już zdążyłeś kogoś wypi*przyć?!
- Marcel co ty tu robisz?
- Wciąż mam klucze, więc przyszedłem po rzeczy.- brunet był tak na niego wściekły, musiał wszystko spieprzyć? Przecież już ze sobą nie chodzą! Nawet nie zauważył kiedy Alex się zmył, zrobił to tak szybko..- Słuchasz mnie w ogóle?
- Nie, zbieraj klamoty i wynoś się stąd.
- Mógłbyś być troszkę milszy. Nie dziwie się, że tak szybko uciekł ci ten chłopaczek- zaśmiał się pod nosem.
-Zbieraj się i wypi*rdalaj!

*
- No to opowiadaj- Tony zadzwoniła do niego z samego rana, było jakże okrutne gdyż bolało go wszystko i w dodatku dostał gorączki.- Musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Ale o co ci chodzi?
- No weź zmyłeś się wczoraj, nawet mi nic nie mówiąc! Nie mów mi, że tak po prostu uciekłeś!
- Wiesz byłaś troszkę męcząca...
- No wiesz!
- Żartuje, poznałem wczoraj bardzo przystojnego chłopaka, uprawialiśmy seks,aż dostałem gorączki i boli mnie całe ciało, a no koniec wpadł jego były, i mnie spoliczkował. Nic ciekawego, jak mówię.- Dodał z ironią.
- Jak ty to robisz, że otaczają cię sami przystojni faceci?
- Wdzięk i czar, którego tobie brakuje.
- A wal się, nie gadam z tobą. Cześć.
-Taaa, cześć.
Alex był tak szczęśliwy, że on dzisiaj nie miał roboty. Miał nadzieje, że gorączka mu zejdzie jak najszybciej.  

niedziela, 29 grudnia 2013

"Don't kill me,- Rozdział 4- Tendencja do mijania się"

Hejhej, Kto by się spodziewał, że spotkamy się tutaj jeszcze w tym roku? ( 9 u 9) Na pewno nie ja. D: No, ale jestem z nowym znowu z nowym rozdziałem Don't kill me. c: No to by było na tyle, zapraszam do czytania:

Rozdział 4- Tendencja do mijania się.

- I jak się czujesz?- Damian wyszedł z kuchni, niosąc dwa kubki. Oliwier odebrał swój kubek z kawą, i dokładniej przykrył się kocem, który dostał wcześniej.
-Skłamałbym jeślibym powiedział, że dobrze.
- Jest sens pytać się, co się stało?- Popatrzył na Oliwiera, ale ten nawet się nie obejrzał.-No jasne, że nie ma.
Szatyn usiadł koło chłopaka, i zaczął sączyć swoją kawę.
- Długo masz zamiar tutaj zostać?
- A co? Jak ci przeszkadzam to mogę wyjść.- Odpowiedział z goryczą.
- Wcale mi nie przeszkadzasz. Po prostu chciałem wiedzieć.
- Ile będę mógł.
- Możesz tu zostać ile będziesz chciał.- powiedział i przysunął się do Oliwiera. Odgarniając gęste blond kosmyki pocałował go w policzek.- Wiesz, że cię chce.
Oliwier popatrzył na niego z lekkim uśmiechem. Wysunął się spod koca, i przyssał się do ust chłopaka, a jego pocałunek od razu został odwzajemniony.
Ręka Damiana przyciągnęła blondyna bliżej swojej klatki piersiowej, i zaczęła delikatnie gładzić jego gładką skórę pod koszulką. Nawet nie potrafił opisać jak bardzo za tym tęsknił, choć odpowiedź jego małego przyjaciela tam na dole powinna być wystarczająca. Bardzo brakowało mu tych miękkich, słodkich ust,  tej delikatnej, białej cery, blond włosów, pachnących intensywnie szamponem. Nareszcie się od siebie odczepili. Szatyn objął go rękoma, i podniósł do góry. Ich usta znów się połączyły, przez co Damian miał lekki problem w doniesieniu go do łóżka. Gdy cel został osiągnięty. Pochylił się nad nim, już na spokojnie mogli się sobą zająć.
*
Szczerze wątpił w to, że go tam znajdzie. To nie byłoby w jego stylu, ale nie miał pomysłu gdzie indziej mógłby się podziać. Telefonów nie odbierał, zniknął nie wiadomo gdzie. Chciał go znaleźć jak najszybciej, martwił się. Jednak trochę bał się konfrontacji z jego matką

*
Natalia właśnie kończyła prasować wełnianą spódnicę, i wyciągnęła rękę po sprane dżinsy. Wreszcie miała okazje żeby wysprzątać całe mieszkanie. Postanowiła, że później jeszcze wyprać firanki i umyć naczynia. Musiała czymś zająć ręce inaczej, była pewna, całe by się trzęsły ze złości. Siedziała sama w domu, Henryk wróci dopiero jutro wieczorem. Jej syn, pewnie nie wróci nigdy. Po całej awanturze, myślała sobie jeszcze, że może to chwilowe, że może mu to minie. Jednak nie. Oliwier taki nie był. Nie podążał za głupią modą na odmienność, a tym bardziej nie kłócił się z matką. Był dobrym, grzecznym, mądrym dzieckiem. Znowu błąd, gdyby był dzieckiem to mogłaby zadzwonić na policje, że wyszedł i nie wrócił, on był dorósł. Wiedziała także, że on sam nie miał zamiaru wrócić, a jeszcze gorsze było to, że ona nie chciała go widzieć.  Miała go dość, nie pozwoli by zniszczył jej życie. Czy wieść o tym, że jej syn woli chłopięcą zawartość spodni, od kobiecych walorów mogła sprawić, że jej aktualny mąż ją zostawi? Henryk zdecydowanie nie należał do osób tolerancyjnych, w szczególności, że nie było to jego dziecko. Jej tak, jego nie. Byli ze sobą jakieś siedemnaście lat. Oliwier miał wtedy niecałe dwa latka więc szybko zaakceptował nowego tatę. Niewiele wtedy rozumiał. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Okryła szlafrokiem swoje ciało odziane jedynie w kusą pidżamę. Otworzyła drzwi. Przed jej oczami ukazała się wysoka sylwetka. 
- Przepraszam, czy jest Oliwier?- Popatrzyła na niego, nic nie mówiąc. Kiedyś to był przyjaciel jej syna, a przynajmniej dla niej. Jak on w ogóle śmiał się jej pokazać na oczy. Myślała, że go zdzieli gołą pięścią, zamiast tego stała i patrzyła się na niego. To wszystko jego wina, pomyślała. To przez niego jej kochane dziecko takie jest, to jego wina. Znów myślała, że go uderzy.- Przepraszam...? Mógłbym go prosić?
- Jak się czujesz z tym, że pieprzysz mojego syna?- chciała to powiedzieć, ale zamiast tego wyszło tylko " Nie ma go, nie wiem kiedy wróci.". Nie wiem, czy wróci, tak brzmiało by adekwatnej.
- Czy mógłbym na chwile wejść?- "Bezczelny gnojek"-  Chciałbym z panią o czymś porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać- po czym dodała.- No dobrze. Wejdź.
Konrad już wiele razy bywał w tym domu, zawsze traktowany jak domownik. Posadziła go na fotelu, a samu usiadła na stoliku zarzuciwszy nogę na nogę. Była ciekawa co ma jej do powiedzenia, ile czasu to 

ukrywali, do czego już doszli. Czy zrobili już cale ABC?

*
- Kocham cię, tak bardzo cię kocham.- Powiedział Daniel, przytulając się do niego mocniej. Ich ciała leżały splecione na dość ciasnym, dwuosobowym łóżku.
-Myślę, że jestem troszkę poliamoryczny*- Powiedział uwalniając się z uścisku, by rozprostować troszkę kości.- Może nawet bardzo.
-Dlaczego tak sądzisz?- Damian popatrzył na niego zdziwiony.
- Jestem zmęczony, chodźmy spać.

*
Oliwer całą drogę do szkoły zastanawiał się jak będzie rozmawiać, z Konradem. Czy w ogóle Konrad będzie chciał z nim rozmawiać? Ostatnimi czasy traktował go jak co najmniej jak worek na śmieci. Tym razem to on powinien go przeprosić za wszystko. Te myśli były wyjątkową wstrętne i okropne, biorąc pod uwagę to, że jechał na motorze wtulony w swojego kochanka. Oboje ruszyli w stronę szatni, ich pierwszą lekcją był wf.  Oliwier nie przepadał za nim zbytni. Był raczej wątłej budowy i zdrowia. Wszystkie sporty szły mu wyjątkowo mizernie. Zajął swoje klasyczne miejsce. Na ławce, nie będzie się przebierać, nie miał zamiaru  dziś ćwiczyć. Do szatni wszedł Konrad, puścił mu krótkie rozkojarzone "cześć ", i zaczął się przebierać.  Dobrze umięśniony tors i ładnie zbudowane plecy, oliwkowa cera. Był piękny, Oliwer chciał się znów z nim pogodzić, móc się do niego przytulić, poczuć ciepło jego ciała. Z drugiej strony był Damian, który przyglądał mu się z końca szatni z uśmiechem na ustach. Na lekcji klasa podzieliła się na trzy drużyny, i grali w dwa ognie, na początku Damian dotrzymywał mu towarzystwa, siedząc koło niego na ławce. Niechętnie wstał  by zagrać, w szczególności, że widział Konrada idącego w ich kierunku. Usiadł koło niego. Oliwer czuł jak serce mu kołata, i to bynajmniej z miłości. Był zdenerwowany. Brunet chwycił go za rękę i wyprowadził z sali. Pomyślał, że dobrze, że nauczyciela nie było w sali.  Wyszli do jedynego niezaludnionego miejsca, w szkole czyli szatni. Usiedli na ławce najbliżej kaloryfera. Było naprawdę niezręcznie, dokupi Konrad tak po prostu go nie objął i zaczął całować w czubek głowy. Konrad zawsze wybaczał, czy wybaczy mu to, że w ciągu jednodniowej kłótni zdążył się przespać ze swoim ex? Mimo, że czuł się wspaniale i bezpiecznie w jego objęciach, tego nie mógł  być pewny.
- Słuchaj... Rozmawiałem z twoja mamą, i widziałem jak jet więc...- tu zrobił krótką pauzę- możesz na razie u mnie zamieszkać.
- Nie powinienem- czuł jak od środka wyżerają go wyrzuty sumienia- Nie mogę.
- To gdzie będziesz mieszkać? W ogóle gdzie teraz mieszkasz?- Nastała chwila ciszy. RAZ... DWA... TRZY...- Oliwier coś się sta...?
- Zdradziłem cię z Damianem.
- Co? Czekaj... Co?- powiedział z niedowierzaniem.
- Zdradziłem ...-  *gulp* przełknął ślinę- Zdradziłem cię z Damianem
Oliwer był gotów na wszystko. Czekał aż zacznie krzyczeć, płakać, uderzy go, wybiegnie z zdenerwowaniem itd, itp., ale on tylko stał. Stał i patrzył na niego tym swoim wzrokiem porzuconego zwierzęcia.
-Konrad ja przepraszam cię, naprawdę przepraszam....- ale on już go nie słuchał, popatrzył jeszcze chwilę na niego i po prostu wyszedł. W tak samo cichy i spokojny sposób jak Oliwer ostatnim razem. Może z większym spokojem. Widocznie ci dwaj mają ostatnio tendencje do mijania się.

*-Poliamoria to praktyka, chęć lub akceptacja zaangażowania w związek miłosny z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie, za zgodą i wiedzą wszystkich tworzących dany związek osób.

środa, 25 grudnia 2013

Don't kill me! Rozdział 3- Jak wyjątkowo spokojnie wybuchać gniewem i płaczem.



Hejhej, Witam w tym iście świątecznym okresie, kiedy chumor się wszystkim poprawia! 
Aż się chce pisać rozdziały!
Żartowała, w obu przypadkach.
Do napisania kolejnego rozdziału skłoniło mnie przeczytanie wspaniałej powieści pt"Ości" Ignacego Karpowicza.
Ale dość tego gadania, nowy rozdział się sam nie przeczyta. (9 u 9)

Rozdział 3- Jak wyjątkowo spokojnie wybuchać gniewem i płaczem.

Plany na Coming out, który tak szczegółowo planował Oliwier od wielu tygodni, poszły w pizdu. Poszło, jakby to określić... kuźwa niezbyt dobrze. Płacz, krzyk, rozbite kubki i szklanki, a na końcu wyrzeczenie się posiadania syna. Jednym słowem, jego matka nie ma zamiaru przyjąć jego orientacji do swoje świadomości. Co ważniejsze, jej świadomość posiadania syna także uciekła gdzieś bokiem. Takim to oto sposobem, Natalia została bez syna, a Oliwier bez dachu nad głową.(I Natalii jako matki) Będzie musiał powiadomić o tym ojca. Kiedy wróci z pracy powinien do niego zadzwonić. Na razie musi znaleźć sobie tymczasowy nocleg, a potem przenieść tam swoje rzeczy. Jedyne co na w tym szale zdążył wrzucić do plecaka to jakieś książki i pierwsze lepsze ciuchy. Prędko do domu nie miał zamiaru wracać, o ile w ogóle miał takowy zamiar. Osobą która powinna go przechować, a pierwsza przyszła mu na myśl był oczywiście Konrad. Gdyby wiedział jak bardzo Oliwier go teraz potrzebuje. Chce go zobaczyć, żeby powiedział, że wszystko się ułoży, żeby go przytulił i wycałował. Potrzebował miłości. Czuł się jak wygnaniec. Stanął przed drzwiami z małą cyferką pięć. Zawahał się chwile zanim zapukał. Jeśli wróci teraz do domu czeka go rozpłakana, zawiedziona matka, a jeśli zostanie tutaj, to co go czeka? Czy Konrad i Marta przyjmą go z otwartymi ramionami? W końcu kto by chciał przyjąć pod dach uciekiniera? Czy brunet go pocieszy, a może będzie zły, że pokłócił się z matką, i śmie mu jeszcze zawracać głowę? Wciągnął telefon sprawdzając listę kontaktów. Gdzie jeszcze mógłby pójść spać.Wszyscy jego znajomi mieszkali jak na razie z rodzicami. Poza tym, który kolega chciałby przenocować zło wcielone dla mężczyzn i kobiet, czyli geja? Odpowiedź Brzmiała N I K T. Przed oczami przewinęło mu się "Damian". No tak, mógł się przespać u swojego eks, który okazał się wcale nie być taki potworem jak można było by przypuszczać. Oliwier był nawet w stanie twierdzić, że jeszcze się mu trochę podobał. Więc czemu by nie? Tylko miał wrażenie że słowa "przespać " , mogły nabrać innego znaczenia, z złowieszczą literką "z" przed słowem "ex".  Nie może tego zrobić, a raczej nie powinien. Tym razem zdecydowanie podniósł zaciśnięta pięść i zapukał klika razy. Nie musiał go tak przy wszystkich przytulać i całować, niech weźmie za to odpowiedzialność. Po mieszkaniu od razu rozniosły się szybkie kroki stawiane przez, najwyraźniej szpilki, a potem krzyk czegoś w stylu: "Konrad! Twój kochaś przyszedł!". Oliwier stwierdził, że naprawdę fajnie mieć taką matkę jak Marta, sam mógłby takową posiadać. Jakie wtedy spokojne i szczęśliwe byłoby jego życie? W drzwiach przed nim ukazała się upragniona sylwetka jego chłopaka. Może to w przypływie emocji, ale od razu rzucił swoją torbę na ziemię, i wtulił się w Konrada. Duża rozgrzana dłoń przeczesała jego włoski, i przycisnęła jego głowę bliżej mostka. Blondyn poczuł bijące od niego ciepło, usłyszał delikatne bicie serca. Dopiero gdy się odsunął od niego, i poczuł na sobie zaniepokojony wzrok bruneta, zrozumiał, że może i tam stracił kogoś bliskiego, ale tu ma osobę, która się zawsze nim zajmie, jeśli tylko przyjdzie taka potrzeba. Konrad podniósł jego dość pokaźną torbę, objął ramieniem na biodrze i wprowadził do mieszkania. Oliwier wyjątkowo lubił to miejsce. Nie tylko ze względu na to, że mieli tu pełną swobodę, ale jeszcze za coś. Nie wiedział dokładnie o co mu chodziło, ale wyczuwał tu jakąś taką wiecznie pogodną atmosferę. Przez pomarańczowe, satynowe firanki przemykały do pokoju Konrada delikatne, jasne promyki światła. Oliwier zajął swoje stałe miejsce na dwuosobowy łóżku, przykrywając nogi zielonym kocem i opierając się o ścianę. Konrad usiadł koło niego, nie jak zwykle przed nim, i znów przytulił go do siebie. Kochany, troskliwy Konrad, Oliwer wiedział, że kiedyś, może nawet jak już nie będą razem, nieźle się na tym przejedzie. I on i on, i kochający i ten bardziej kochany. On na tym, że został tak bardzo rozpieszczony, a Konrad za to, że tak rozpieszczał. Było mu go trochę z tego powodu szkoda, siebie już niekoniecznie. Oboje popatrzyli na zegarek wiszący na ścianie, wskazujący godzinę siódmą wieczorem. Wiedzieli, że przyszedł czas na poważną rozmowę. Bo kto normalny chodzi po mieście z całym, swoim dobytkiem na plecach? Może i są takie osoby, ale Oliwer do takich na pewno nie należał.
-  Oliwier możesz mi powiedzieć  co się stało?
- Nic się nie stało. Po prostu aktualnie nie mam gdzie mieszkać.- Konrad szeroko otworzył oczy.- Wreszcie się na własnej skórze przekonałem, że odnoszenie się z uczuciami publicznie nie jest wcale takie dobre.
- Czekaj. Jeszcze raz. Nic nie rozumiem.
- Nie ma co rozumieć...
- No, ale co z twoimi rodzicami? Oliwier...- Tym razem usiadł koło swego chłopaka i objął go ramieniem.- Może spróbujesz jeszcze raz z nimi porozmawiać?
- Oni nie są jak twoja mama!.
- Oliwier uspokój się. Chce żebyś tam jeszcze raz poszedł i spróbował z nimi pogadać. Jeśli nic to nie da, to wtedy możesz tutaj zostać, dobrze. Oliwier nie wiedział w tym momencie czy ta odpowiedź bardziej go zdenerwowała, czy zawiodła. Może i był wybuchowy, ale tym razem zachował wyjątkowy spokój.Nic nie odpowiedział tylko z prawdziwym opanowaniem chwycił torbę, i wyszedł. To było chyba ich najkrótsze spotkanie.

****

Damian krzątał się po całym mieszkaniu, wypakowując ostatnie rzeczy w nowo wynajętym mieszkaniu. Zastanawiał się, czemu to właściwie Tarnów wybrał. Małe, ciche zadupie, w którym praktycznie nic się nie dzieje. Może to przez sentyment, może to coś więcej. kto to wie? Ma tu wiele wspomnień i jeszcze więcej problemów, które kiedyś zostawił za sobą. A jedno z tych uporczywych, połączenie pięknego wspomnienia i problemu, wróciły. Mały, piękny, złotowłosy problem. Miał wrażenie, że jego stadium zagrożenia, np. zawałem, rakiem, wylewem, lub w najlepszym złamanym sercem, lekko zmalało. Mimo tego, wciąż miał mu wiele do wyjaśnienia i do opowiedzenia, miał wrażenie, że Oliwiera tyczyło to samo. Rozmowa z chłopakiem przebiegała mu gładko, natomiast istotny, bardzo istotny problem stanowił niejaki Konrad. Wysoki brunet niespuszczający oka ze swojego słoneczka. Z jednej strony chciał go zabić, a z drugiej był o niego zazdrosny. Mimo tego co się wydarzyło pod zegarem... Zaraz. Pod zegarem teoretycznie nie wydarzyło się N I C, a bardziej praktycznie to był jedynie wymuszony pocałunek. Stary Oliwer dałby mu po twarzy, nowsza i dojrzalsza wersja, była zbyt zszokowany by cokolwiek uczynić. Wrzucał podkoszulki, książki, spodnie do jednej szafki, dopóki z zamyślenia, nie wyrwało go pukanie do drzwi. Za owym, wcześniej wspomnianym przedmiotem stał owy, wcześniej wspomniany chłopak. Jednym zamaszystym ruchem, duża wypchana po brzegi torba została wrzucona do jego mieszkania.
- Od dziś będę tutaj mieszkał, przynajmniej dopóki moi rodzice nie przyjmą mnie z powrotem, albo dopóki nie będzie mnie stać na wynajem jakiejkolwiek meliny. Obie opcje są wystarczająco nierealne, więc raczej nigdy się mnie już nie pozbędziesz. Jesteś mi to winien, za ten pocałunek. Jeden pocałunek, jedno przechowanie mnie do końca życia. - Niby taki nowy Oliwier, a taki stary. Choć nauczył się czegoś nowego."Jesteś mi to winien" Te słowa jeszcze nie padły.
-Nie sądzę by mnie ktoś wcześniej powiadomił, o dodatkowym lokatorze. Nie miałem nawet okazji przygotować dodatkowej pościeli- odgryzł się David z ironią.
- Nikt cię powiadomić nie miał, więc powiadomiony nie zostałeś.
- A mogę przynajmniej wiedzieć co się stało, że tak pilnie domu szukasz?- Mimo tego całego odgryzania, Damian się cieszył, że ich rozmowy wróciły na dawny tor. Żaden z nich nie mówił niczego, by zrobić drugiemu na złość, a widać było, że czują się swobodnie przy sobie.
- Ty wyjechałeś, przyjechałeś, kazałeś czekać, pocałowałeś, wyprzytulałeś, odwiozłeś do domu, i nikt ci się z tego tłumaczyć nie kazał, mi też nie każ.
- No dobrze wejdź.
-Taki właśnie miałem zamiar.
Blondyn wszedł do środka, popatrzył na niego lekko załzawionymi oczami, z których po chwili potoczyło się 
morze łez. W po całej tej sytuacji, to była ostatnia rzecz jakiej by się David spodziewał. Duże, zielone oczka 
patrzyły na niego z niemocą. Oliwierowi zostało użyczone ramię do wypłakania się. Nie w romantyczny 
sposób, w jaki można to było uczynić. Tym razem Damian z pewnością dostałby z liścia.

Krótki bo krótki, ale jest. I być może niedługo (do miesiąca?) pojawi się następny.
A więc żegnam was i życze udanego sylwestra!
\( 9 o 9)/

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Cosioś

Hejka D:
Ja tak na szybko, bo zaraz wyjeżdżam - wyjazd oznacza brak rozdziałów, chyba że brudna się nad wami zlituje i coś napisze, lub poprawi to co jej dałam (1 roz, ale zawsze coś) i wsadzi na bloga. Tak więc mam dla was tylko te dwa rysunki - artystą nie jestem, ale może wam się spodoba - Wesołych świąt c:
(przepraszam za jakość)





Szkoda że nie widać co tam jest napisane, ale już trudno:
Jeszcze raz Wesołych Świąt!
Gupia ;-;

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 6 część 2

Hmmm...
...częśc 2 i ostatnia powinnam dodać, ale oczywiście to nie koniec SH! Choć szczerze powiedziawszy rozważam nad tą opcją, kiedy zaczęłam SH pisać na bloga to postanowiłam napisać przynajmniej 12-13 rozdziałów, tak by było to jak jedna seria i chyba tak właśnie zrobię, bo nie chcę by to się stało jakąś nieskończoną "modą na sukces" i by wszystkie ich problemy były takie naciągane i kompletnie niepoważne. Tak więc mam jeszcze zaplanowane te 6/7 rozdziałów i koniec. Tak tylko uprzedzam...to znaczy jak mi wpadnie do głowy jakiś genialny pomysł to go na pewno napiszę i wsadzę, ale ja bym się tego nie spodziewała i wam też nie radzę. No ale prosimy nie smutać, w końcu pozostały jeszcze z 4 historie, które na pewno też dociągniemy do końca i myślę, że to będzie trochę trwało, a jak coś, to może jakieś nowe wymyślimy...no w końcu taka kolej losu - nic nie jest wieczne (SH też nie było, skończyło się na 2 serii, tylko ja tak sobie piszę dalej ;-; ). No to dosyć o przyszłości, bo nigdy nic nie wiadomo, a teraz cieszcie się, bo macie co czytać ^^ (jeśli tam w ogóle ktoś jest). Jak zawsze pięknie prosimy o komenty - pamiętajcie, że konkurs na prezent dalej trwa, no i jeszcze nie nazwałam tamtego opowiadania XD

Rozdział 6 (część 2)
I takim o to sposobem Satoru  znalazł się w mieszkaniu Takano i (już) Onodery. Chciał jak najszybciej wrócić do domu więc szybko położył Ritsu na łóżku i odszedł...zdołał zrobić tylko kilka kroków, bo widząc biednego, trzęsącego się z zimna Onoderę, od razu poczuł napływ...jakiegoś tam instynktu, w każdym razie, podszedł do chłopaka i nakrył go kołderką (:3333), ale nie spodziewał się jednego...hiszpańskiej inkwizycji - nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji! (tak dla przypomnienia)
...chociaż większym zaskoczeniem było to, że gdy tym razem Satoru chciał odejść Ritsu chwycił go i nie chciał puścić - przypływ miłości?. Cokolwiek by to nie było biedny mężczyzna nie miał się jak uwolnić, chwyt Onodery był jak małego dziecko tuż po narodzinach, kiedy jeszcze to nie może wyprostować dłoni. Shiga  nie chciał także zbudzić Ritsu, który w takich okolicznościach był nad wyraz słodki, tak więc usiadł na łóżku obok Onodery i postanowił poczekać aż ten go puści - na marne. Zanim mężczyzna się spostrzegł te kilka piw zrobiło swoje i tak koniec końcem zasnął koło Onodery.
*
Takano bidny harował całą noc. Te chol*** autorki, ich depresje i „braki weny”, jakby wszystkie na raz dostały okresu, tak więc Masamune nie zbyt zadowolony wszedł do swojego mieszkania, by budzić Ritsu i przespać choćby te kilka godzinek. Jego plany jednak zepsuł widok swojego ukochanego z Satoru w łóżku. A coś przeczuwał, wiedział, że to się dobrze nie skończy. No i ma. Onodera spokojnie spał sobie obok prawie obcego faceta. Takano nie tylko się zdenerwował, ale i zasmucił. Poza tym czuł się mocno zawiedziony, w końcu nie kto inny jak Ritsu, przed kilkoma dniami błagał go o wybaczenie i wyznał mu miłość. W pewnym momencie Satoru otworzył oczy. Usiadł po czym ujrzał przed sobą złą, a zarazem smutną minę Takano. Po chwili spojrzał na Onoderę i chyba wiedział już o co chodzi. Mężczyzna chciał się jak najszybciej wszystko wytłumaczyć, ale nie było mu to dane, albowiem w tej chwili usłyszał tylko zatrzaskujące się drzwi. „Chol***” - pomyślał, po czym sam wyszedł.
*
Gdy Ritsu się obudził koło siebie już nikogo nie zobaczył, za to czuł się wyjątkowo wypoczęty. Jakby ktoś dodał mu jeszcze kilka godzin pięknego snu...chwila...po dokładniejszym przyjrzeniu się Onodera odkrył, że właśnie tak się stało, bo jakby nie patrzeć JEST JUŻ SPÓŹNIONY W PRACY KILKA GODZIN!
Po chwili dało usłyszeć się krzyk:
OR - Czemu ten potwór polazł do roboty nie budząc mnie wcześniej?! Jak tylko go spotkam to...
Monolog Ritsu przerwało zdziwienie, jakie widniało na jego twarzy, gdy ten zorientował się, że jest w wczorajszych ciuchach. W każdym razie nie miał za bardzo czasu zastanawiać się „co się tak właściwie wczoraj stało?” , bo im więcej minut spóźnienia tym więcej pracy po godzinach. Tak więc chłopak wziął tylko energetyk, który trzymał na wszelki wypadek - Takano nie popierał tego typu rzeczy, zawsze wstawał na tyle wcześnie, by zjeść normalne śniadanie...a przynajmniej odkąd ma mu je kto przyrządzać...Onodera szybkim ruchem ubrał buty, płaszcz i pobiegł na dworzec.

*
Wściekły Ritsu był już w Marukawie, właśnie wychodził z windy, kiedy to spotkał tą „ukochaną” twarz tego potwora.
MT - Ooo...śpiąca królewna już się obudziła...
OR - Haa?! O co ci chodzi?! Pytanie dlaczego to ty mnie nie obudziłeś?!
MT - Jeszcze się pytasz? Ty na prawdę jesteś niemożliwy!
OR - Chyba mówisz o sobie!
MT - A niby co ja takiego zrobiłem?
OR - Mówiłem ci!
MT - Na prawdę masz żal o to że cię nie obudziłem?  Lepiej popatrz na siebie!
OR - Ha! Ja tam nie mam sobie nic do zarzucenia...
MT - Myślę że spanie z obcym facetem to wystarczający zarzut!
W tej chwili dla Ritsu czas się zatrzymał. Był on tak zaskoczony, że nie mógł wydać z siebie dźwięku, a tym bardziej obronić się. „ O czym on mówi?!” W głowie chłopaka pojawił się niezły mentlik, szczególnie że nie pamiętał zbyt wiele, ba, nic nie pamiętał z poprzedniego wieczora. Z tego „międzyczasu” wyrwała go otwierająca się winda, Masamune szybko do niej wszedł. Onodera odwrócił się i patrzył. Widział twarz Takano, na której widniała mina, której tak bardzo nie cierpiał. Gorszy od sarkastycznego wyrazu twarzy był ten zawiedziony. Ten sam który widział w pracy, gdy zwalniał się z Marukawy i ten sam który był w szpitalu. Ten, który oznaczał, że Ritsu znów zranił Takano, tylko tym razem, nie wie jak. Nie znał sytuacji, więc nie mógł tego tak łatwo odkręcić. Te wszystkie myśli przeleciały mu w jednej chwili przez głowę, był tak nimi zajęty, że dopiero głos Satoru go ocudził.
SS - Hej Onodera-kun.
OR "-kun?!" Cześć.
SS - Czemu tak późno przeszedłeś?
OR - Heh, zaspałem.
SS - Wszystko w porządku?
OR - Taa, czemu pytasz?
SS - Po prostu wydajesz się być przygnębiony.
OR - Ach, to...
W tym momencie drzwi windy znów się otworzyły z tymże wyszedł z niego niski (niższy od Onodery) chłopak. Miał falowane czarne włoski. Ogólne pierwsze wrażenie...hmm...słodki - to na pewno.
N - Yyy...to tu są te dokumenty...etto...( skąd my to znamy? ^^ )
SS - Dziękuję Nao.
Mężczyzna wziął dokumenty, po czym pocałował owego Nao w czółko, a ten się zaczerwienił.
SS - To teraz wracaj już do domu c:
N - Hai...
Nao wcisnął przycisk by przywołać windę (magia D: ), a Satori i Ritsu poszli do Emeralda.
OR - Mogę wiedzieć kto to był?
SS - Nao? To mój chłopak, kochany jest, prawda? X333
Onoderę po prostu zatkało. Nie miał nic do gejów, jakby nie patrzeć sam nim był, na dodatek zakochał się we własnym szefie -.- , ale nigdy by to tak otwarcie nie powiedział. Jeszcze osobie, którą dopiero co poznał!
SS - Coś nie tak? Nie lubisz homo? Jeśli tak to przepraszam...
OR - Nie, nie „sam nim jestem -.-„ po prostu mnie zaskoczyłeś...życzę szczęścia.
SS - Haha, dzięki :D
*
Po żmudnych godzinach ciężkiej pracy, której wyjątkowo było niewiele...no ale cóż się dziwić, to dopiero początek cyklu. Dlatego właśnie Ritsu mógł już odetchnąć z ulgą, bo dzisiaj już może wrócić do domu...pozostaje jeszcze sprawa Takano, ale nad tym się zastanowi, jak zrobi obiad. W tej chwili i tak nic już nie wymyśli.                                                                                                                                          OR - Takano-san ja już idę...
MT - Mam rozumieć że skończyłeś swoją robotę...
OR - Tak...to dopiero początek, więc było jej wyjątkowo mało...
OR – Cześć.
SS – Cześć.
Po odejściu Onodery w Emeraldzie zostały jeszcze dwie osoby, a mianowicie Satoru i Masamune. Shiga, który chciał jak najszybciej wszystko wyjaśnić, postanowił skorzystać z okazji, więc podszedł do Takano, by z nim porozmawiać.
SS - Czy mógłbym z panem zamienić słówko?
MT - O co chodzi?
SS - Nie wiem co łączy pana i Onoderę...ale wtedy...to nie było tak jak pan myśli...
MT - Tak? A niby jak?
SS - Chodzi o to, że po prostu przez przypadek zasnąłem i tyle...byłem zmęczony, do niczego między nami nie doszło... No i wie pan mam chłopaka, nie chciałbym żeby wyszło z tego coś niejasnego. Zależy mi na nim.
MT - Dobra, idź już...
SS - To...do jutra.
MT - Do jutra...
Takano nie miał powodu, by nie wierzyć Satoru. Wszystko wydawało się w miarę układać. Znał Onoderę i ufał mu. Po prostu najbardziej się bał...eh, już sam nie wiedział co tak naprawdę uważał. Może bał się, że jednak tym razem jego intuicja go zawiedzie i Ritsu jednak...”to” zrobił, a może to była zwykła zazdrość? W sumie chciał spędzić tę noc - jak każdą inną - z Onoderą, a zastał...no...Cokolwiek by nie myślał, już wszystko się wyjaśniło, więc może po prostu wrócić do domu.
*
W mieszkaniu Masamunego spotkała miła niespodzianka. Jego ukochany Ritsu zrobił mu coś jadalnego i uwaga...SMACZNEGO na obiad. Po posiłku Takano postanowił poszukać Onodery i jak się spodziewał zastał go w sypialni śpiącego na łóżku. We wczorajszo-dzisiejszych ciuchach, tak więc trzeba coś na to zaradzić. Po wykąpaniu się i przebraniu (czego Ritsu nie był łaskaw zrobić) Masamune postanowił rozebrać Ritsu. Nie było to dla niego nowością, więc wszystko poszło sprawnie,  jedyną różnicą było to, że zazwyczaj ciuchy Onodery lądowały w tajemnicze miejsca (czy ktoś oprócz mnie jeszcze pamięta, jak Ritsu zdejmował swoją koszulę z 3-metrowej szafy? ^^ ), a teraz leżały ładnie ułożone. Zmęczony Takano położył się koło Ritsu pocałował  go w główkę i objął ręką, po chwili zasnął.
*
 MT- Onodera! Hej, Onodera wstawaj! Tylko potem nie miej do mnie pretensji, że cię nie obudziłem!
Te słowa powitały dzisiaj Ritsu, który mógłby spać jeszcze przez tydzień. Teraz żałował, że wczoraj tak bardzo wypomniał Takano to, że go nie obudził.
OR - Aaa? (tak ziewając) - Onodera usiadł, trochę go zdziwiło to, że nie był nagi, ale gdy zobaczył swoje ubrania tak pięknie poskładane jak nigdy dotąd, domyślił się jak to się stało, że nie miał niczego na sobie. W sumie to powinien podziękować Takano, ale zanim to... - Takano-san.
MT - Tak?
OR - Co do tamtej nocy to...ja na prawdę nic...
MT - Jak to nic?
OR - ?
MT – Shiga mi wszystko powiedział...to była gorąca noc...aż do teraz się dziwię że coś takiego zrobiłeś...chciałbym być na jego miejscu...
OR - Że... że co? N-na prawdę?! J-ja...
MT - Nie.
OR - He? -.-
MT - Wstawaj do roboty bo się przez ciebie spóźnimy.
Po tych słowach Masamune pocałował Onoderę w policzek, na co ten odpowiedział pięknym rumieńcem.
MT - Zbieraj się śpiąca królewno...
OR - Nie nazywaj mnie tak!
MT- Wolisz księżniczko?
OR - Nie!
MT - No to zostaje królewna.
OR- Spłyń! -.-

wtorek, 10 grudnia 2013

SH- rozdział 6 cz. 1



Hejka!
To znów ja (przykro mi), jak sama nazwa posta wskazuje mam nowy rozdzialik SH, ale najpierw nowina. Nie wiem jakim cudem przeszłam dalej w tym turnieju z szachów XDDD Ludzie - cieszmy się! Im więcej się cieszę tym więcej rozdziałów, więc wy też macie powód do radości (puk, puk, puk, jest tam kto? D: ). No to teraz trzymajcie kciuki za fizykę, a ja w zamian daję rozdzialik - miłego czytania c:
A teraz króciutko jeszcze przed startem, ten oto mężczyzna to nowa postać. :3 


Rozdział 6 CZ. I
      Już zaczyna się czwarty dzień od przeprowadzki Ritsu....to znaczy, on bardziej został do niej zmuszony...ale ani szantażem, ani porwaniem tego nazwać nie można. Po prostu kasa, kasa, kasa (jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o PIENIĄDZE, najważniejsze w życiu są PIENIĄDZE, rzecz, której Brudny toster wiecznie nie ma PIENIĄDZE, PIENIĄDZE, PIENIĄDZE  Czo to są pieniądze, i z jakiego śmietnika można to wygrzebać? D: ). W sumie jego życie wygląda tak jak przed tym całym zamieszaniem ze ślubem. Oprócz jednego. Bezlitosny (kochany), potworny (kochany) i z zapędami sadystycznymi (kochany) Takano, zmusił Onodere do straszniej czynności, jaką jest gotowanie. Dzisiaj chłopak wstał wyjątkowo wcześnie - musiał przyrządzić śniadanie, które w tej chwili próbował Takano.
MT - Smakuje gorzej niż wygląda.
OR- To sam se gotuj.
MT- Nie mam na to czasu.
OR- To nie wybrzydzaj.
MT- Czy moje danie powinno się ruszać? D:
OR- ...
MT- Wiesz zastanawiałem się...nie chciałbyś takiego fartuszka z koronką?
OR- Chyba śnisz! Poza tym nie mam zamiaru więcej gotować...
MT- To co ty jadłeś kiedy mieszkałeś sam?
OR- Etto.. jadłem gotowe dania ze sklepu i energetyki, więc widzisz lepiej żebym nie gotował.
MT- Wręcz przeciwnie właśnie masz okazje się nauczyć -Masamune podszedł do regału i wziął z niego książkę kucharską, po czym dał ją Ritsu mówiąc - Skoro tak lubisz czytać to proszę panie miłośniku literatury...
OR - Haa?
MT- Mam nadzieje że jutro przygotujesz coś jadalnego.
*
Marukawa, zespół Emerald. Był kolejny spokojny, ciepły dzień, a nasza ulubiona ekipa zombiaków znów przeżywała końcówkę cyklu - Żyć, nie umierać (sama pogubiłam się z tą żywotnością D: ).
MT- EJ GDZIE JEST ONODERA?!
KS- Jakieś 15 minut temu poszedł zanieść mój i twój manuskrypt...i przy okazji kupić nam trochę czasu...
MT- Dlaczego go jeszcze nie ma?!
Biedny Kisa wymruczał jeszcze tam kilka słów, ale jakoś nie dane było innym je zrozumieć. Nagle do biura wbiegł zdeterminowany, choć wykończony zombiak o imieniu Ritsu.
OR- JUŻ JESTEM!
MT- SPÓŹNIŁEŚ SIĘ!
YT- Nie mogę się dodzwonić do mistrza Yoshikawy, idę do niego!
MT- HAA?!
MT- Kisa ile ci zostało?
KS - A z dziesięć...
MT- Onodera pomóż mu!
Wszyscy pracowali, kiedy w drzwiach pojawiła się kobieta z 26-letnim mężczyzną (jeśli chodzi o wygląd to pacz wyżej na portret Satoru). Ta, jak zwykle, pomyliła sobie stopień „cyklu” i wybiegła przerażona. Po chwili Satoru(bo jak już chyba każdy wie tak miał na imię owy mężczyzna), ze swoim zwyczajowym uśmiechem na twarzy odezwał się.  
SS- Przepraszam...
MT- Zamknij się!
Mężczyzna był troszki zaskoczony, ale zaraz potem po prostu założył słuchawki i oddał się muzyce KoRn.
MT- Mógłbyś wyłączyć to cholerne wycie?!
Satoru przez muzykę niewiele słyszał, więc odsłonił jedno ucho, mówiąc...
SS- Ee...Słucham? Przepraszam nie słyszałem.
MT- MÓWIĘ ŻEBYŚ TO WYŁĄCZYŁ IDOTO!
Wtem przyszedł Tori z gotowym manuskryptem.
YT - Mam!
KS- Yata!
MT- Czemu tak późno?!
Nagle zadzwonił telefon Onodery, więc ten podniósł słuchawkę, oj kiepsko...dzwonili z drukarni D:
OR- Tak to ja...
Nad Ritsu było widać jego klasyczna złą aure.
OR- Hai...tak...przepraszam ale jeszcze nie...
Ze słuchawki dobiegały krzyki, a Ritsu prawie płakał D: On cały czas beczy D: Tragedia D:
OR - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam....jeszcze mamy trochę pracy, ale za jakieś 15 minut  powinniśmy mieć kolejny manuskrypt, tak więc dostarczymy go jak najszybciej...
MT- Haa?! Miałeś ich okłamać!
OR- Nie wiem jak!
Takano podszedł do Ritsu i wyrwał mu słuchawkę z ręki, za chwilę wszyscy usłyszeli podniesiony głos, mówiący: "To kiedy będzie ten manuskrypt?!"
MT- JAK BĘDZIE TO BĘDZIE!
Masamune odłożył słuchawkę, a Onodera był wyraźnie zdziwiony.
OR- HEE?
MT- No co?
OR- W sumie to nie było kłamstwo...
MT- Zamknij się i wracaj do roboty!!
OR- H-hai
„Koniec” - najmilsze słowa tego dnia. Brzmiały one tak pięknie. Wszyscy padnięci leżeli na swoich biurkach lub na podłodze - zależy czy dana osoba zemdlała, jak nie to doczołgała się do stanowiska pracy. Satoru natomiast dalej stał w drzwiach z lekkim znakiem zapytania wyrytym na twarz
SS- Przepraszam...
OR- Aaaaa?
SS- To znaczy ja jestem tu nowy....
OR- Aaaa?
MT- Kolejny bezużyteczny...
Po tych słowach nagle jak grom z jasnego nieba, energia wstąpiła w Onoderę.
OR- KOLEJNY?!
MT- W ogóle robiłeś już coś kiedyś w dziale edytorski?
SS-  Pracowałem już nad mangą "Cut" Touko-sennsei... ( Piękna manga. XD Brudna pozdrawia)
Wszyscy oprócz Takano:
"Yaoi?!"
SS- Oh czytaliście! :D
Ci sami: "etto..."
MT- Nieważne, czyli pierwszy raz masz do czynienia z shojo mangami...
SS- Tak...
MT- Dobra, teraz chodźmy uczcić skończenie tej *** roboty...
KS- Yata!- Uwielbiam pić!
Satoru znowu stał zdezorientowany, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
MT - Hm? Nowy możesz już iść...robota skończona...
KS - Nee Takano-san, nowy też powinien z nami pójść...
MT - A to niby dlaczego?
KS - Musimy się lepiej poznać...
*...poza tym jest całkiem przystojny...*
MT- Nowy... w ogóle jak ci?
 SS - Shiga Satoru.
OR - a ja jestem Onodera Ritsu - miło mi cię poznać.
MT- Dobra nieważne.
OR - Takano-san!!
MT- Ha?
OR - To niegrzeczne.
MT - Nie jesteś moją matką ...chodźmy już...
Wkrótce wszyscy znaleźli się w...w...w...no w tym lokalu co zazwyczaj piją - nie pamiętam nazwy, za to dodam, że pili tam w 2 odc 2 serii  (<= fanka numer jeden :D. Masz na myśli, no nie wiem... BAR? XDD)
Zalany w trupa Kisa nagle poczuł przypływ miłości (braterskiej - każdy wie, że on kocha Yukinę c: ) do Mino i zaczął go tulić.
KS- Mino-chaaaaannn.
SS- On ma taką słabą głowę? To dopiero trzecie piwo...
MT - Nie słabszą niż Onodera...to jego drugie...
Ritsu popatrzył w kufel już rozdwojonym, ba, roztrojonym wzrokiem i zaczął mamrotać.
OR - Skończyło sieee...
Onodera postawił kufel na stole i nagle na siedząco przewrócił się na Satoru, po czym zasnął.
Satoru troszki się zdziwił, po czym próbował go podnieść, kiedy to Ritsu go przytulił. Całą tą sytuacje obserwował Takano, który nie był zadowolony z poczynań jego ukesia.
 YT - Może lepiej już się zbierajmy...i tak mamy dwóch do zaniesienia...Kisa sam się na nogach nie utrzyma.
M – Faktycznie... dobra Tori...pomóż mi go zanieść.
SS - Takano-san pomożesz mi z Onoderą?
MT - Taa...
*
 Takano i Satoru nie mieli problemu z niesieniem Ritsu...to znaczy z podpieraniem go, bo ten jako tako chodził, jeśli kołysanie się zmienianie stóp - na przemian prawa i lewa - można było w tym przypadku nazwać chodzeniem. Samo szczęście Onodery, i mamrotanie przez niego różnych rzeczy irytowały mężczyzn, ale jakoś dawali radę, powstrzymać się przed zatrzymaniem się, i zamknięciem Ritsu jadaczki jakimś jabłkiem. Chwilę później cała trójka znalazła się na stacji, w pewnym momencie do Takano zadzwonił telefon. Satoru był nieco zaniepokojony, bo z rozmowy wychodziło, że Masamune ma wrócić do biura. A co z Onoderą?!
MT - Haa?! Ale teraz?! - Takano spojrzał zdenerwowany na Ritsu, nie chciał go pozostawiać w rękach Satoru, ten był nowy i Masamune jeszcze mu nie ufał , wiedział jednak że sprawa jest pilna i nie może odprowadzić Ritsu  - Chol*** - po chwili głosy dochodzące z telefonu były jeszcze głośniejsze, a bezradny Takano był już na skraju swojej cierpliwości (którą i tak miał świętą...według mnie D: ), więc poddał się oddając swój skarb w ręce Satoru - No dobrze, dobrze już! Shiga zanieś go do domu.
SS - Sam?
MT - Muszę wracać!
SS - Dobrze...ale...
Takano zwinnie wyjął klucze z torby i wcisnął je Satoru, po czym podał mu adres i zniknął wśród tłumu. 
SS - Czek..!
Satoru stał jeszcze zamurowany z przez minutę, aż w końcu Onodera znowu zaczął jojczeć tak, że mężczyzna nie mógł go zrozumieć. Po chwili ruszył w stronę peronu, w końcu nie chciał się spóźnić na pociąg, jeszcze z takim pijanym Ritsu na głowie.
*
I takim o to sposobem Satoru  znalazł się w mieszkaniu Takano i (już) Onodery. Chciał jak najszybciej wrócić do domu więc szybko położył Ritsu na łóżku, i odszedł...zdołał zrobić tylko kilka kroków, bo widząc biednego, trzęsącego się z zimna Onoderę, od razu poczuł napływ...jakiegoś tam instynktu, w każdym razie, podszedł do chłopaka i nakrył go kołderką (:3333), ale nie spodziewał się jednego...hiszpańskiej inkwizycji - nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji! (http://www.youtube.com/watch?v=FytQkOosE9s polecam <= człowiek reklama D: )

                                                                   KONIEC CZ. I
Jej tu ja! Podziękujcie mi za tak zajebiste obcięcie rozdziału. \( 9 o 9)/ Czem będzie ta Hiszpańska Inkwizycja, co się stanie dale? Zobaczycie. 
A tym razem, to już koniec. D:
CZEŚĆ!
BONUS:
Mały, ale zawsze jakiś. Z czasów gdy miałam robić mangę na podstawie scenariusza Gupiej XD.
Ostatecznie zmusiłam się do tylko dwóch stron. XD
I to nie kompletne. XD


niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 4

Heja!
Jak widać praca wrze i są efekty. Kolejny rozdział, zaskoczeni? ^^ Wzięłam się za tą historię, tak więc może troszki się ten blog zapełni. Tak czy inaczej 12 grudnia piszę rejon z fizyki i proszę o wsparcie (modlitwę, trzymanie kciuków itp. im więcej tym lepiej), dzisiaj o 9:30 mam jeszcze turniej szachowy (inteligentna D: ), ale ponieważ wiem, że nie mam na co liczyć to nie musicie nic robić. Ale co do fizyki - jak najbardziej. Taa...to jeszcze jedno (bo mnie toster zabije D: ), dziękuję brudnej za poprawienie poniższego rozdziału bo...no powiedzmy, że szybko pisałam i narobiłam niemało błędów, tak więc arigato c:
Jedno pytanko do vivy: kiedy kolejny idiota? ;-;
Dedakcja: vivie, tosterowi i mojej nauczycielce od fizyki (nawet nie wiecie ile czasu spędziła z nami - szczęśliwa mondra trzynastka co przeszła dalej z fizyki - na kółku ucząc nas tego i owego), co z tego że nawet się nie dowie o tej dedykacji?
Dobra, my tu gadu gadu, a rozdzialik trza wstawić...tak więc miłego czytania, komentujcie...plose:

Rozdział 4
Pozostałe kilka dni minęło jak z płatka, szczególnie, że Yuki znając już Shiraiego nawet pozwalała Kei’owi, samemu wychodzić z domu, chociaż zdarzało się też, że szła razem z nimi. Tak więc po owych kilku dobach Shirai miał się już czym martwić. Zaczęły się zajęcia, albo raczej zaczynają się, bo jeszcze jako takich wykładów nie było. W każdym razie: „Witaj szkoło, żegnajcie wakacje” - to najtragiczniejszy moment w życiu każdego ucznia (tak, wiem że to student, ale w tym wypadku na jedno wychodzi) , który niestety co roku się powtarza.
*
Tego dnia chłopak wstał wyjątkowo wcześnie, ponieważ był podekscytowany. Chciał jak najszybciej poznać osoby, z którymi będzie się uczył. Elegancko wyprasowane ubrania, schludna fryzura, teraz trzeba zrobić wszystko by jak najbardziej przypodobać się innym. Na miejscu Shirai był pół godziny przed czasem. Bardzo się martwił, by nie spóźnić się na pierwszy wykład. W sumie to Kei chciał go odprowadzić (<= „troskliwy przyjaciel” D: ), ale chłopak stanowczo odmówił.
W klasie było około 25 osób, a za 15 minut zaczynały się zajęcia. Wszyscy się poznawali itd. Ogólnie Shirai zrobił całkiem dobre wrażenie. Swoją przyjazną osobowością, od razu zdobył nowych znajomych. Zresztą podobne odczucia chłopak miał wobec grupy (studentów, którzy akurat przyszli na ten sam wykład co on), wydawała się ona całkiem sympatyczna. Szczególnie zaprzyjaźnił się z pewną dziewczyną, która miała na imię Aiko. Można powiedzieć, że "polubili się od pierwszego słowa". Gdy Shirai dowiedział się, że są na tym samym wydziale, to w ogóle był w niebo wzięty. Musiał także przyznać, że urody jej los nie poskąpił. Dziewczyna była średniego wzrostu, trochę niższa od niego, do tego miała blond włosy, takie mniej więcej do dekoltu, oraz delikatną grzywkę na bok.(Grzywka na niby, ala słownik Gupiej. XDD) Do tego wszystkiego zielone oczy i przyjemna twarzyczka. To wszystko tworzyło razem nawet słodką całość. Dodając do tego dobry charakter, to już w ogóle cud, miód. Można powiedzieć, że dziewczyna w pełni pasowała Shiraiemu. Pomyślał, że znalezienie sobie pary może być prostsze niż sądził, albowiem tu w tym momencie los się do niego uśmiechnął i naprowadził go na ścieżkę zwaną miłością.
*

Po wszelkich wykładach (w tym dniu pięciu z rzędu(Gupia nie dość, że napisała "POD RZĄD" z błedem, to na dodatek jest to niepoprawna forma zaciągnięta, z języka Rosyjskiego.  D:  a ty to co...”błedy” mi wypominasz D: ) oboje poszli do mieszkania Shiraiego, które było najbliżej. Chłopak chciał spędzić z Aiko jak najwięcej czasu, a nuż coś im wyjdzie. Taa, gdyby tylko wszystko było takie proste. D:
A - Masz bardzo przytulne mieszkanie, dużo za nie płacisz?
S - Nie...rodzice jeszcze mają mojego brata na głowie, a sami jakoś specjalnie bogaci nie są, tak więc to chyba najlepsze miejsce jakie mogliśmy znaleźć jak na nasz budżet. A ty gdzie mieszkasz?
A - Mam tutaj ciocię. Płacę tylko za jedzenie, więc nie ma problemu. Mogę się skupić tylko na nauce.
S - Heh, ja spróbuję znaleźć coś dorywczo, pieniądze zawsze się przydadzą. Na razie mam oko na pewien sklep, ale jak dotąd nie wiedziałem w których godzinach mamy wykłady, więc jeszcze nie byłem na rozmowie w sprawie pracy. Myślę, że do tygodnia tam zajrzę.
A - Ale na pewno ci się uda pogodzić studia z pracą?
S - Jakoś dam sobie radę, poza tym mam przyjaciela co mi ciągle opróżnia lodówkę, więc muszę jakoś dorabiać, by chociaż mieć na chleb. -.-
A - Haha, to faktycznie nie masz wyboru.
S - To nie jest śmieszne.
A - Tak, w ogóle XD
S - No dobra...- po chwili zadzwonił dzwonek, chłopak przeczuwał już kogo niesie...
A - Nie otworzysz?
S - Powiedzmy, że nie ma mnie w domu.
A - A co jeśli ta osoba dalej będzie na ciebie czekać?
S - Jestem w 90% pewny, że „ta osoba” przyszła tu do mojej lodówki, a nie do mnie.
A - Myślisz, że to „on” tu przyszedł?
S - Zdecydowanie.
A - To tym bardziej otwórz, w końcu jest twoim przyjacielem.
S - Nie znasz go, zaraz bez słowa się tu wepcha, spenetruje lodówkę, po czym weźmie laptopa, i będzie grał, i siłą go stąd nie wyrzucisz. D:
A - No weź, im więcej osób tym lepiej, a ja chętnie go poznam.
S - No dobra. - chwilę później Shirai stał już przed drzwiami, wystarczyło je tylko uchylić, by w dwie sekundy Kei znalazł się w środku.
K - Długo jeszcze miałem czekać?
S - Wiesz, że w sumie mogło mnie tutaj nie być...
K - Nie mogło, bo słyszałem odgłosy, które sugerowały, że ktoś jest w środku.
S - Aha -.-
K - Czy...
S - Nie, nie mam jedzenia, ostatnio wszystko zjadłeś, a teraz wybacz, mam gościa i to bynajmniej nie chodzi mi o ciebie.
K - To oczywiste, ja już tu jestem prawie domownikiem.
S - Prawie robi wielką różnicę.
K - W każdym razie, skoro nie masz jedzenia, to może dasz mi chociaż tę rozpiskę wykładów, co?
S - Poczekaj chwilę, już po nią idę. - jak powiedział, tak uczynił, Shirai ruszył w stronę torby.
A - To on?
S - Tak, spokojnie, za chwilę idzie.
A - Czemu? Tak właściwie to chciałabym go poznać.
S - Radzę nie -.-
A - Oj tam, oj tam. - dziewczyna wstała i poszła do drzwi: minęła ścianę, lodówkę i z uśmiechem przedstawiła się - Cześć jestem Aiko miło mi poznać, jesteś przyjacielem Shiraiego prawda? - jak się okazało powiedziała to tylko z „chwilowym uśmiechem”, nie sądziła, że spotka...jego...
K - Co ty tu robisz? - Keiichi w jednej chwili przeszył dziewczynę morderczym wzrokiem, wyraźnie był na nią wściekły.
A - K-kei...a co...
K - Nie zwracaj się do mnie po imieniu - nie masz prawa po tym co zrobiłaś.
A - To było dawno.
K - A jednak pamiętasz, czyż nie? - na twarzy chłopaka pojawił się ironiczny uśmieszek, chwilę później przyszedł Shirai, który jak gdyby nigdy nic wręczył Keiemu owy „plan zajęć”.
S - No to w już możesz sobie iść...
K - Co ona tu robi?
S - Ha? Znacie się?
K - Wolałbym nie znać tej wrednej su...
S - Kei!
K - Tylko tak można o niej powiedzieć, po tym co zrobiła.
S - A niby co? - Aiko była zaniepokojona, bała się konsekwencji , jakie nastąpią po słowach Keia. Miała plany co do Shiraiego, na jej szczęście Keiichi nie miał zamiaru o mówić tamtym zdarzeniu.
K - Nie chcę o tym gadać, w każdym razie dobrze ci radzę nie spotykaj się z nią nigdy więcej, niech wyjdzie, i nie wraca.
S - To nie ty decydujesz z kim i kiedy się spotykam! Wepchałeś się na siłę, a jak nie odpowiada ci jej towarzystwo, to po prostu wyjdź.
K - Dobrze, ale uwierz mi, pożałujesz tego. A ty...zranisz go w jakikolwiek sposób, a możesz być pewna, że tego gorzko pożałujesz. - chłopak wyraźnie wkurzony wyszedł, i trzasnął drzwiami, pozostawiając za sobą  zamurowanych Shiraiego i Aiko.
S „ C-co to miało być? O co mu chodzi? Przecież ona...”
A - To może ja już pójdę...
S - Nie musisz...
A - Nie, naprawdę, muszę się jeszcze pouczyć więc...
S „Taa jasne...”- Dobra, to jak chcesz, do zobaczenia c:
A - Cześć . - dziewczyna poszła, a biedny Shirai został sam taki zdezorientowany,  nie wiedział kompletnie o co chodziło...wciąż zadawało sobie pytanie „a-a-ale c-co się właściwie tutaj stało?”  (pozdro dla Wery i brudnej D:  ). Chłopak ufał Keiowi, więc nie chciał ignorować tego co mówi, ale to jest kompletnie absurdalne. Jak taka miła dziewczyna mogłaby cokolwiek zrobić? Jakkolwiek zranić? Wydaje się być krucha i bezbronna, uprzejma dla wszystkich, a co jeśli to tylko taka skorupa?
*
Y - Kei! Masz natychmiast wstać!
K - Nigdzie nie idę.
Y - I co, będziesz tak leżał na łóżku do końca życia?! Lepiej spędzić ten czas u Shiraiego.
K - Jednak odmówię.
Y - Czemu?
K - Bo przyszła do niego pewna osóbka...
Y - Kto? - dziewczynka była zainteresowana ową „osóbką”, albowiem nigdy nie widziała, żeby jej brat tak łatwo się poddawał, i w ogóle był w takim stanie, poza tym „jak można być złym na Shiraiego?”, a ten wyraźnie był...w sumie to zachowywał się tak tylko jeden raz, kiedy to... - nie mów, że to Aiko?
K - W samo sedno...mówiłem mu, nie słuchał mnie, jak potem się załamie nasza kruszynka, to jego problem.
Y - I nic z tym nie zrobisz? On nigdy nie miał dziewczyny! Jak to czegoś dojdzie to...
K - Jego problem.
Y - Taa, jednego dnia kochasz, drugiego potępiasz.
K - O czym ty mówisz?
Y - Myślisz, że nie zauważyłam jak na niego patrzysz? Mój kochany braciszek się zakochał :P
K - Spadaj.
Y - A tak na serio, to radzę ci zrobić wszystko by zachować z nim kontakt, bo jak wpadnie w sidła, to już go przez długi czas nie zobaczysz.
K - Taa, wiem...



Przypomniałam coś sobie:
1. Dajcie mi jakieś propozycje na tytuł XD
2. Pamiętam jak na początku napisałam, że moje opowiadania nie będą tylko o gejach...za upływem czasu dochodzę do wniosku, że to nie jest do końca prawdą...
3. OGŁASZAM KONKURS!
Na co?
Na najlepszy pomysł na prezent, którym Onodera obdarzy Takano z okazji świąt i urodzin ukochanego. 
Nagroda...taa...nie mam nic do zaoferowania, więc niech będzie nią dedykacja i możliwość wystąpienia owego prezentu w rozdziale - napiszę SH na święta D:
Jeszcze jedno. Prezentem nie może być on sam (Ritsu), ponieważ jakby nie patrzeć Takano już go ma, a jak nie to sobie go weźmie - w końcu to seme. 
Tak więc piszcie propozycje w komentarzach i miłego dnia 
- Gupia ;-;

wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział 2. Początek historii o poczwarkach i gąsienicach.


Halo halo, jest tu jeszcze kto? ( 9, - 9) Bo widocznie ten blog świeci pustkami, a przynajmniej z naszej strony, a przynajmniej z mojej. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że jestem chora, prawie złamałam rękę w autobusie (boli do dziś. ;-;), zepsułam klawiaturę(aż 17 klawiszy niesprawnych). No, ale jestem, żyje, i trzymam się prawie dobrze, a razem ze mną przybywa nowy rozdział "Kołnierzyków" Także zapraszam do czytania. c;
Rozdział 2. Początek historii o poczwarkach i gąsienicach.

Dopiero tu zaczyna się początek tej historii. Opowiadaniu o przetrwaniu i miłości. Ta historia to baśń, bajka o pięknym łabędziu, który zamienił się w brzydkie kaczątko. (Jakie to mondre brudna ;-;. Bardzo.;-;)

Alex popijał teraz kawę siedząc na dużym kartonowym pudełku. Minął niemal miesiąc od jego przeprowadzki do nowego mieszkania. Jego całe porozrzucane po różnych ciemnych, brudnych kontach życie zostało teraz wpakowane do niewiele czystszego małego szklanego pudełeczka. Niewiele, ale zawsze, w końcu brudne szyby zawsze można umyć. Choć on sam nie był do końca pewien, czy prędko zdoła się na to naciągnąć. Mieszkanie to widocznie nadawało się do remontu, a wręcz tego wymagało. Wołało o to i krzyczało. Obskurne szare tapety w kwiaty (róże czy piwonie?) odlepiały się od ściany, a ich poobdzierane kawałki plątały się z konta do konta. Panele były lekko porysowane, w dodatku gdzieniegdzie posiadały duże plamy po jakiejś lepkiej substancji. Po szafkach błąkały się jedynie łyżeczka do herbaty, jakiś kubek oraz kilka kotków z kurzu. O stanie łazienki już wolał nikomu nie wspominać. Jednym słowem osoba od której miał nieprzyjemność wynajmować to mieszkanie, nie była dobrym gospodarzem. Należał raczej do tych fatalnych, ale Alex nie mógł narzekać. Ceny wynajmu nie były zbyt wygórowane, należały raczej do tych tak niskich, że już bardziej się nie da. Poza tym dopiero teraz, kiedy uwolnił się od mieszkania z pięciorgiem współlokatorów, poczuł, że ma nareszcie własny kont. Ciasne, brudne, rozpadające się, ale jednak własne. Jak to często jego Św. P. ojciec mawiał: "Wolałbym już mieszkać w kartonowym pudle, niż dzielić wille z kimkolwiek.". Może i on sam nie do końca się z tym zgadzał, ale jednak coś w tym było. Oprócz zmiany miejsca zamieszkania, zdobył się także na to by poszukać nowej pracy. Te dwanaście godzin dzień w dzień na zmywaku jakoś specjalnie mu nie odpowiadało. I tak to już się stało, że aktualnie jest bezrobotnym. Nie ma ani siły, ani pieniędzy. Coraz bardziej żyje w przekonaniu, że wszyscy wyznawcy Carpe diem to szesnastoletnie dzieciaki, żyjące na utrzymaniu rodziców. Gińcie kłamcy mówiący, że życie zaczyna się po trzydziestce. Mając te trzydzieści-siedem lat mógł coś o tym powiedzieć. Wie z własnego doświadczenia, że życie kończy się nie po minionych latach, lecz po ślubie. Niestety po rozwodzie wcale nie jest lepiej. Wtedy umierasz po raz kolejny. Przechodzisz w taki stan kiedy dopiero co przepoczwarzona gąsienica zostaje złapana i wsadzona do szklanej szkatułki. Tak, to idealnie obrazuje aktualny jego stan. Gąsienica była jego małżeństwem, wstrętna, mała i żałosna, poczwarka rozwodem, szansą na lepsze jutro. Oczywiście w życiu nie ma tak łatwo i on jest obrazem motyla w szkatułce. Tylko, że daleko mu do piękna i majestatu motyla. Nikt nie zachwyca się nim, mimo tego jak żałosny był koniec jego egzystencji. ( Motyw infinityzmu – człowiek skończony styka się w życiu z nieskończonością; Motyw tragizmu – istnienie człowieka jest wypełnione grozą i troską; Motyw tragicznego infinityzmu- istnienie człowieka styka się w życiu z nieskończoną grozą i troską) Cóż, wynagradzała mu to szansa na jakiekolwiek odbicie się od dna. Nikłe szanse na to były. Nagroda dość marna. Jak każdy inny, normalny na początek nowego życia powinien postanowić, że je zacznie. Potem powinien się rozpakować, posprzątać w nowym "gniazdku" i próbować znaleźć pracę. Oczywiście także jak każdy inny obywatel powinien nie znaleźć tej pracy, załamać się i sobie odpuścić. Zapuścić mieszkanie i siebie. Alexowi wręcz szkoda było na to czasu. Czy nie lepiej po prostu byłoby przejść do ostatniego punktu od razu? Mógłby dłużej żyć, a raczej gnić w tej pachnącej kurzem i stęchlizną  beznadziei. Miałby więcej niezapomnianych chwil jak się stacza. Lecz teraz powinien jak każdy inny skarcić się w myślach i stwierdzić, że przecież może zdarzyć się jakiś cud. On znajdzie pracę, wyremontuje tą ruderę, a może nawet znajdzie miłość, i aż będzie rzygał szczęściem i urodzajem! Tak też zrobił. 
-" Nie bądź idiotą Alex. Myślisz, że dasz radę ? Jesteś śmieszny."- odezwał się głos w jego głowie, brzmiał dzisiaj wyjątkowo chrypliwie. Nie pojawił się tu pierwszy raz. Od niedawna był po prostu wyjątkowo głośny i wredny.
-" Czemu nigdy we mnie nie wierzysz?"
-" Bo dalej jesteś, małą żałosną różą. Taką nawet bez kolca do obrony. Nie ważne co byś nie zrobił, nic tego nie zmieni."
-" Doskonale wiesz, że zdaję sobie z tego sprawę. Po prostu moje zwierzęce korzenie każe mi sie tak zachować. Nazwijmy to instynktem przetrwania."
-" Survival, tak? Nie wygrywa ten kto żyje, lecz ten co przeżyje wszystkich?"- No cóż, on wiedział wszystko co wiedział Alex. Żył w końcu w jego głowie. Mając dostęp do jego myśli, wspomnień i doświadczeń. Tylko dlaczego właściwie tam był? Śmiał twierdzić, że sam go wytworzył na wzór wiecznego towarzysza. Wyjątkowo nieudany model.
-" Mniej więcej tak"- przytaknął mu w myślach, i odłożył pusty kubek do zlewu. Głos schował się w czeluściach brudnej duszy na zasłużony odpoczynek. Spełnił swoją rolę, karcąc Alexa za zbytni optymizm. Pewnie prędko nie będzie miał do tego okazji.
 Alexa czekało jeszcze dużo pracy. Jako, że miał zamiar spróbować nowego życia musiał się wziąć do roboty. Czekało go wypakowywanie wszystkiego i próba rozmieszczenia tego po szafkach. Nie miał zbyt dużo rzeczy, więc z tym drugim nie będzie większego problemu. Musiał też znaleźć jakąś choć trochę sensowną pracę. Zrobiłby to choćby po to, by ta wredna chrypka nie miała okazji powiedzieć " A nie mówiłem?". Musiał sobie w takiej sytuacji postawić jedno ważne pytanie. Nie brzmiało ono " Kim c h c i a ł b y m być?", lecz " Kim m ó g ł b y m być?". Mimo tego iż posiadał wiedzę rozległą w każdym temacie i był po wielu kursach nic mu to nie dawało. Niedokończone studia psychologiczne też nie miały żadnej wartości. W rzeczy samej był w tak bladej dupie, że gdyby określić jej kolor dokładniej, byłaby bielsza od najczystszej bieli. Może mógłby udzielać lekcji językowych? Może i nie ukończył żadnych kierunków z tego, ale jego skromnym zdaniem trzydzieści dwa lata spędzone w Londynie były wystarczające. Choćby to miały być dzieci z podstawówki. To zdawało mu się całkiem przyjemne i dawało mu jakąś możliwość. Kiedy wkładał do komody już ostatni T-shirt zadzwoniła jego komórka.
- Halo?
- Przepraszam czy dodzwoniłam się do Rosemary Jefferson, znaczy Alexem Jefferson?- odezwał się znajomy kobiecy głos.
- Niestety do Rose już się raczej pani nie dodzwoni.- Alex zaśmiał się pod nosem, bo jakież to śmieszne były te słowa.
- To ty! Nie poznałam cie przez telefon. Dawno nie rozmawialiśmy. Co u ciebie słychać?
- Przejdź do sedna sprawy. Bo nie powiesz mi przecież, że dzwonisz do mnie po tylu tygodniach, żeby tylko o to zapytać.
- W sumie to dzwonie właśnie po to.-powiedziała smutniejszym głosem- Wiesz niedawno dowiedziałam się o wszystkim. W sumie chyba wiele się zmieniło co nie?
- Bardzo wiele.
- No i właśnie dzwonie, żeby się spytać jak sobie radzisz. Może bym mogła ci jakoś pomóc?
- No nie powiem, że idzie mi jakoś dobrze, bo bym skłamał. Jeśli chcesz mi pomóc to byłbym ci bardzo wdzięczny.
- No bo wiesz mam właśnie w Krakowie bardzo dobrego znajomego i myślę, że on by ci pomógł.
-yhym..,
- No, i zadzwoniłabym do niego i powiedziała, że ktoś tam przyjdzie. Poczekaj podam ci adres i numer do.
- Ok, tylko wezmę długopis.- powiedział przegrzebując pudło w poszukiwaniu czegokolwiek co nadawałoby się do pisania - No... - po chwili Lisa podyktowała mu wszystkie potrzebne informacje i zaleciła by się tam zgłosił. Postanowił to zrobić jutro. Dziś ma jeszcze dużo pracy. Tak naprawdę nie ma. Po prostu ma dość bycia żałosnym jak na dziś. Chwilowo po prostu przekroczył swój limit, dlatego zostało mu jutro.
*
Alex zrozumiawszy jak wcześnie dzisiaj wstał miał zamiar jeszcze wrócić do łóżka. Jednak na sen nie miał nawet najmniejszej szansy. Normalnie przecież nie obudziłby się tak wcześnie. Jeszcze w piżamie udał się do kuchni. Mały elektryczny zegarek wskazywał godzinę czwartą nad ranem. Miał się spotkać z tym facetem dopiero o dziewiątej. Postawił wodę na kawę w starym garnku. Jakoś nigdy nie odczuwał potrzeby zakupienia czajnik. Sięgnął po swój ulubiony, a raczej jedyny kubek, który dostał od Tony'ej na święta. Pomyślał teraz, zabierając puszkę na kawę, że dawno z nią nie rozmawiał. Powinien do niej zadzwonić. Otworzył puszkę, była pusta. Przeżył wewnętrzną tragedię w myślach rzucając kubkiem o ziemię. Zamknął opakowanie, odłożył je na miejsce. To samo zrobił z kubkiem. Zgasił wodę. Stanął na chwilę, potem na kilka minut. Wziął z powrotem kubek i włączył co trzeba i nie do końca wiedział co w tym momencie ze sobą zrobić. Zaczął przegrzebywać szufladę w poszukiwaniu jakiejś herbaty. Nie ma to jak beznadziejny początek pewnie jeszcze gorszego dnia. Po wypiciu jej poszedł do łazienki. Przed wejściem do niej należy założyć kapcie, a najlepiej gumiaki. Przydałby się też kombinezon. Stanął przed małym, lekko popękanym lusterkiem. Jego oczom ukazał się dość chudy mężczyzna. Zielone, zamglone oczka przyglądały mu się ze zmęczeniem i ogólna zniechęcenia do otaczającego je świata. Na dużych cieniach malowało sie nieprzespana noc i stres. Wyjątkowo denerwował się na myśl, że ma się spotkać z kimś z wyższych sfer. Może to przez traumę związaną z Matthew'em, albo po prostu odzwyczaił się od tego. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to wcale nie wynikało z tego drugiego.  Jednak wolał pamiętać o małej, grzecznej Rose i jak jej wtedy było źle i niedobrze. Choć teraz też nie jest zbyt dobrze, ten stan rzeczy według niego był dużo lepszy. Odgarnął z twarzy włosy. Niegdyś farbowane na blond włosy teraz były rudymi  kłakami z blond końcówkami. Jego odrosty były dłuższe niż reszta włosa. Przez ten czas bardzo urosły, aż do ramion. Wymagały opieki fryzjera. Były zdecydowanie za długie jak na jego wiek. Po prostu nie wypadało. Kolejny powód by zadzwonić do Toney. Ona może wreszcie coś z nim zrobi. Po wzięciu prysznica i ogólnym przygotowaniu wyglądał trochę lepiej, niewiele, ale jednak. Też tak się czuł, taki o wiele świeższy. Kraków nie wywołał na nim zbyt dobrego wrażenia.  O tej porze wyglądał na wyjątkowo nieprzyjazny. Było szaro, chłodno i ponuro.  Nad ziemią zbierały się ciemne chmury. Będzie padać, powinien był wziąć parasol.  Gdyby jeszcze go nie złamał jakiś tydzień temu. Pod adresem umówionego spotkania zastał małą kawiarenkę. W środku roznosiła się wyjątkowo miły aromat kawy. Wnętrze było dość skromnie urządzone, małe drewniane krzesła i okrągłe stoliki. Zza lady wyszedł wysoki kelner. Niebieskie oczy zwróciły się ku niemu.
- Alex Jefferson?- Dosiadł się do niego i poczęstował wyjątkowo serdecznym uśmiechem. Alex tylko przytaknął głową - Miło mi pana poznać. Nazywam się Tymon Dudek.
-Miło mi.
- Chciałbym jak najszybciej otworzyć lokal więc zrobimy tylko krótkie rozeznanie. Czy przygotował pan dla mnie swoje CV?
-Tak, proszę.- Alexowi było aż wstyd podawać takie ubogie CV. Praktycznie zerowe doświadczenie w jakimkolwiek zawodzie, a do tego jego wykształcenie kończyło się na liceum i kilku latach nieskończonych studiów. Tymon dokładnie zaczął się przyglądać tej jakże ubogiej w tekst kartce.
- Czyli umiesz posługiwać się biegle trzema językami...
-Angielskim, polskim i hiszpańskim.
- O i ukończyłeś II stopień szkoły muzycznej w Londynie. Mogę wiedzieć jakie instrumenty?
- Skrzypce i fortepian.
- To wspaniale. Widzisz zadzwoniła do mnie Lisa, i powiedziała, że pilnie potrzebujesz pomocy. I myślę, że mam dla ciebie zajęcie, które mogło by cię zainteresujesz. Co być powiedział na pracę niani?
- Aktualnie jestem zainteresowany każdą pracą, poza tym bardzo lubię dzieci. 
- Bardzo się cieszę. Postaram się jak najszybciej przygotować umowę o pracę. A teraz może kawy, herbaty? 
-Poproszę kawę.

I to właśnie koniec drugiego rozdziału.
Ostatnio w czasie mojego półtora tygodniowego nie wychodzenia z domu zaczęłam zajmować się czymś prawie konkretnym. Zaczęłam wreszcie znowu rysować, a oto efekty:



I jak, może być? ( 9 u 9)
Ja się żegnam i mam nadzieję, że niedługo znów coś wsadzę. c:
Cześć! \( 9 o 9 )/

3 rozdział D:

Hejka!
Wybaczcie za SH, chciałam je napisać, ale no tak wyszło, że nie ma. Za to mam wenę na to nowe cóś, co go jeszcze nie nazwałam (już nie takie nowe). Niestety jak to z moją weną pojawia się zawsze gdy jej nie trzeba (rejon z fizyki, konkurs z szachów, 4 sprawdziany, a mi się chce pisać), tak więc piszę teraz codziennie po kawałku no i mam już jeden krótki rozdział i początek drugiego. Tylko że też jest sprawa, że te rozdziały mają w sobie 99% dialogu, ale mam nadzieję, że i tak będą czytelne. Przepraszam za dużą ilość emotek, ale jak mam pisać "jest smutny", "jest wesoły", "robi...minę" to mówię zdecydowane NIE, tak więc w tym przypadku są emotki. Myślę, że są w taki sposób wprowadzone, że nie będziecie mieć z nimi problemu. Jak tak to piszcie, to wtedy je usunę, ale wówczas nie będzie, ani określeń, ani emotek. No to miłego czytania i komentujcie! Myślę, że niedługo wsadzę kolejny rozdział, bo mam wenę, ale to jeszcze się zobaczy c;


Rozdział 3
Już dziesiąta, a Shirai dalej w łóżku. Chłopak postanowił korzystać z wakacji i nie wstawać przed pierwszą, miał świadomość tego, że gdy już zaczną się zajęcie wylegiwanie się w łóżku pozostanie tylko marzeniem. Minęły trzy dni od przyjazdu (tera się czwarty zaczyna) i na razie jego rekordem jest wstanie o 12:30, pewnie normalnie w takich okolicznościach leżałby do 20:00 ( <= cała ja, kiedyś wstałam około 17:00 i przez jakiś czas tata mi truł o badaniach, bo tak długo śpię... że niby chora jestem D: ), ale jedna osóbka zaburza mu cały plan dnia...taa, mowa o Keiu, ten potrafi przyjść w nocy o północy i nie ma bata - musisz go wpuścić, Shirai już raz się o tym przekonał -.-  Teraz chłopak modli się o spokojny sen, lecz dzisiaj znów został przerwany przez dzwonek do drzwi. Już wiedząc z czym ma do czynienia w pół przytomny otworzył owe drzwi  i nawet nie zdążył powiedzieć „cześć”, gdy ów gość wepchał się do mieszkania, zamknął drzwi (ktoś zna synonim do „drzwi”? D: ) i rzucił się na kanapę.
S - Co ty tu...
K - Przyszedłem, bo nie miałem się gdzie podziać, tak więc możesz dalej spać, tylko rozłóż mi laptopa.
S - Zdefiniuj „nie miałem się gdzie podziać”.
K - Wyjaśnię, jak wypijesz kawę, teraz włącz tego laptopa i idź spać.
S - Nie, lepiej wstanę i tak już bym nie zasnął.
K - ...aha... (<= zawiedziony, że sobie nie pogra D: )
10 minut później ~ (po porannej kawie)
S - To teraz przypomnij mi skąd się tutaj wziąłeś.
K - Przyszedłem.
S - Po co?
K - Bo nie miałem się gdzie podziać.
S - Naprawdę? Co się stało? Jeśli jest źle mogę cię przenocować... ( <= nic nie pamięta )
K - Yuki przyjechała.
S - To świetnie! Chwila...ale dlaczego nie masz się gdzie podziać, wyrzuciła cię z domu?
K - Nie, po prostu zostaje przez dosyć długi czas, więc będę musiał się nią zajmować, tak więc korzystam z wolnego czasu.
S - I musiałeś tak wcześnie tutaj przyłazić? -.-
K - Po pierwsze - nie jest wcześnie...
S -...jak dla kogo...
K -...Po drugie - musiałem wyjść zanim się obudzi, bo by za mną poszła, a nie wiem jak zareaguje na twój widok, raczej niezbyt pozytywnie...
S -To dlaczego przyszedłeś tutaj?!
K - Bo inni śpią.
S - A ja niby nie spałem?!
K - No ale już nie śpisz, prawda?
S - Nigdy nie zrozumiem twego toku rozumowania -.- W każdym razie...dlaczego miałaby źle zareagować?
K - Bo jesteś z wyższych warstw, tłumaczyłem ci to na początku.
S - No  ale...
K - Tutaj ludzi ocenia się po pojemności portfela, a jedna warstwa zazwyczaj nie zadaje się drugą.
S - To czemu się w ogóle ze mną zadajesz? -.-
K - Bo ja jestem od nich mądrzejszy i umiem wykorzystywać sytuacje.
S - Ha?
K - Jakby na to nie patrzeć, od kilku dni kupujesz mi żarcie D:
S - ;-; ( <= czuje się wykorzystywany)
K - Nieważne, Yuki na pewno będzie do ciebie uprzedzona, po prostu na razie jej nie poznasz.
S - I co, będziesz tak tutaj siedział cały dzień? -.-
K - Najlepiej by było...ale jak ci bardzo zależy możemy gdzieś wyjść, w sumie nie powinna wychodzić, w końcu ktoś może ją zaatakować.
S - Ale mówiłeś, że w tej dzielnicy wszyscy są jak rodzina.
K - Istnieją także wyjątki, poza tym to, że ktoś jest w gangu nie oznacza od razu, że jest biedny. Zbierają się tam także gangi z wyższych warstw.
S - Powoli zaczynam się gubić...-.-
K - Pomieszkasz tu trochę to zrozumiesz.
S - To co teraz robimy?
K - A co chcesz?
S - No nie wiem...hmm...możemy oglądnąć film, mój jakże kochany braciszek opowiadał mi wczoraj o jakimś horrorze...podobno jest straszny.
K - No to dawaj, zobaczymy ile to to warte.
40 minut później~
S - UWAŻAJ! ONA MA TASAK! AAA!  (Gupia - spec od horrorów D: )
I tak Shirai siedział skulony na kanapie z poduszką, którą co chwilę zasłaniał twarz, na dodatek pchał się ciągle na Keiichiego, któremu cała ta sytuacja nawet się podobała.
S - KEI! WYŁĄCZ TO!
K - Jakiś ty strachliwy...sam to wyłącz, mnie się podoba.
S - WYŁĄCZ TO!!!  TOT
K - No dobrze, dobrze... - Kei najchętniej pomęczyłby chłopaka trochę, ale widząc, że ten zaraz się rozpłacze wolał jednak posłusznie posłuchać Shiraiego, w końcu nie chciał mieć go takiego rozbeczanego na karku D:
S - J-j-już?
K - No...
Chłopak powoli odsunął poduszkę, po czym widząc tylko swoją tapetę głęboko westchnął. Kei natomiast wstał, ale nie zdążył zrobić kroku, bo przerażony Shirai natychmiast złapał jego rękę.
S - Nie idź! A co...a co jeśli ona tutaj jest? ;-;
K - Do reszty ci odbiło? -.-
S - Tamta dziewczyna też tak myślała...a jednak...
Chłopak nie zdołał jednak dokończyć, otworzył szerzej oczy, i ujrzał twarz Keiichiego...była blisko...po chwili jednak do Shiraiego dotarło coś jeszcze...właśnie jest całowany przez chłopaka! Gdy tylko ta wiadomość dostała się do jego mózgu, bez chwili wahania odepchnął Keia i odsunął się od niego jak najdalej (troszki ciężko było, bo kanapa to obszernych nie należała D: ). Shirai ciężko oddychał z rumieńcami na policzkach, a Keiichi stał nad nim i gapił się na niego, w takiej sytuacji chłopak zdołał wydukać tylko:
S - C-co t-ty...?
K - Hm?
S - Jakie „hm”?! Co to miało być?
K - Jak to co...byłeś przerażony...z tego co widzę już się nie boisz, prawda?
S - Ale do chol*** jestem facetem!
K - Ale podziałało, nieprawdaż?
S - Haa? - na twarzy chłopaka pojawił się jeszcze większy rumieniec, za to Keiichi lekko się uśmiechnął i poszedł w stronę części kuchennej.
K - Masz ty co do jedzenia?
S - Wszystko zjadłem na śniadanie...miałem zamiar iść do sklepu. (<= wymruczał to, bo dalej był w niezłym szoku)
K - No to chodźmy.
S - Poczekaj chwilę.
Shirai zerwał się z kanapy, schował do kieszeni portfel, komórkę i wziął klucze do ręki. Po chwili obaj byli w drodze do sklepu. Zakupy obeszły się bez większych przeszkód,  po odstawieniu ich do domu, postanowili jeszcze skoczyć na coś do Mc’a.
*
S „Co on sobie myślał całując mnie...głupie żarty, następnym razem za coś takiego oberwie...to znaczy...mam nadzieję, że następnego razu nie będzie...no i...nawet mnie nie przeprosił...chol*** o co mu chodzi? Kompletnie go nie mogę rozgryźć...”
Shirai i Kei w miarę równym krokiem, chłopak jednak zachowywał się wyjątkowo cicho (<= zazwyczaj gadatliwy), był za bardzo skupiony na rozmyślaniu i gapieniu się w podłogę, by zwracać uwagę na resztę świata...po chwili z jednak został wyrwany ze swojego świata.
K - Hej, żyjesz?
S - Taa...
K - To czemu nie odpowiadasz?
S - Mówiłeś coś?
K - A nie? -.-
S - Wybacz, nie słyszałem...
K - Coś się stało? Zwykle nawijasz 24/h...
S „I ty się jeszcze bezczelnie pytasz „co”?!” - Nie...nic...
K - Mniejsza o to, pytałem czy jak zaczniesz studiować to dasz mi swój plan zajęć?
S - Ha? Po co ci?
K - Bo nie chcę zastać pustego mieszkania...drzwi się same nie otworzą.
S - A Yuki?
K - Hm?
S  - Mówiłeś, że nie da ci spokoju.
K - Nie no...chyba raz na tydzień pozwoli mi wyjść bez siebie, poza tym z czasem opracowuję to nowe sposoby na wymykanie się z domu.
S - Tak rzadko się widujecie, więc po co to robisz?
K - Nie no...cieszę się, że jest, ale zostaje na długo, chyba mogę od czasu do czasu gdzieś wyjść...
S - Dobrze, już dobrze, rozumiem...pamiętam chwilę kiedy miałem serdecznie dość brata, ale jak teraz o tym pomyślę, to trochę będzie mi tego brakować. No cóż, nie mogę przecież wiecznie z nimi mieszkać...
K - Ja się niestety od swojej rodzicielki tak szybko nie uwolnię...ktoś musi ją utrzymywać, aż dziw, że to jeszcze robię...
S - No...ale wiesz, w sumie jesteś niezależny, ja u mnie w domu nie miałbym takiej wolności, ty sobie poradzisz w życiu jak twoja mama umrze, nawet będzie lepiej niż jest teraz, a ja pomimo wszystkiego dalej trzymam się rodziców, to oni mnie utrzymują...
K - Myślę, że dałbyś sobie radę sam, po prostu teraz sobie tego nie wyobrażasz, ale jak przyjdzie co do czego to...
S - Heh, mam nadzieję.
W tym momencie obaj stanęli w miejscu, a przed nimi pojawiła się małą dziewczynka. Była wyraźnie zdenerwowana. Miała długie czarne włosy i niebieskie oczy. Miała na sobie spódnicę i bluzkę (jak się można domyśleć D: ), którą przykrywała kurtka. Jej twarz była dziecinna i słodka...to znaczy pewnie byłaby słodsza, gdyby nie okazywała w tej chwili złości.
Y - Panie Keiichi, czy mogę wiedzieć, co pan tutaj robi?!
K - Mogę cię spytać o to samo.
S - To jest...?
K - Tak, to ona.
S „Yuki”
Y - Gdyby tego było mało bez słowa znikasz, zostawiasz komórkę, a ja mam się o ciebie martwić.
K - Nikt ci nie kazał.
Y - Milcz! Twoje zachowanie jest karygodne! Jeszcze zadajesz z tym czymś! Czyś ty do reszty oszalał?!
S - Tym-czymś? -.-
Y - Nie odzywaj się!
S - H-hai ;-;
K - Gdyby tylko mnie tak słuchał D:
Y - Nie odbiegaj od tematu! Słucham wyjaśnień!
K - Poszedłem bez słowa, bo byś ruszyła za mną. Komórki zapomniałem, a on...nie oceniaj ludzi, których nawet nie znasz.
Y - Ha! I kto to mówi?! Sam normalnie robisz to samo, tylko teraz coś padło ci na mózg, to na pewno jego sprawka, tak w ogóle to jak ci?
S - Shirai.
Y - Co?! To ten koleś z netu?! Na serio się z nim spotkałeś?!
K - A co, nie widać? -.-
Y - Normalnie byś tego nie zrobił, coś się musiało stać... - Yuki podeszła do Keia i zaczęła mu się uważnie przyglądać, gdy jednak spojrzała mu w oczy, ten burknął „o co ci chodzi?!”, przewrócił oczami, po czym kompletnie odwrócił wzrok. Dziewczyna bez wahania wyciągnęła swoje wnioski - A może się w nim zakochałeś, co?
S - Haha, to musi być jakaś pomyłka, naprawdę...
Y - Milcz! Nie ciebie pytałam...
K - Daj już spokój, idź do domu zanim zrobi się ciemno...
Y - Oj tak szybko to się ciemno nie zrobi. W każdym razie mam tylko jedno to powiedzenia - Yuki podeszła do Shiraiego i rzuciła mu mordercze spojrzenie - jeśli cokolwiek zrobisz mojemu bratu, pożałujesz tego.
S - H-hai ;-;
K - Dobra idź już...
S - Czemu?
K,Y - Hm?
S - Przecież szliśmy coś zjeść, może chciałabyś pójść z nami? Ja stawiam.
Y - Nie potrzebuję litości. Może Kei lubi gdy ktoś za niego płaci, ale ja taka nie jestem.
S - Źle mnie zrozumiałaś, nie chcę ci stawiać, bo pochodzisz z biednej rodziny, po prostu uważam, że mężczyzna powinien płacić za kobietę, a nie? - chłopak kucnął i uśmiechnął się do dziewczynki, a ta po chwili odwzajemniła uśmiech i dodała „Masz rację, w takim razie poproszę górę hamburgerów” - Hai! - Shirai pogłaskał Yuki po głowie, po chwili wstał, chwycił ją za rękę i we trójkę poszli do lokalu.
*
S - Yyy...na pewno to wszystko zjesz? -.-
Przed Yuki stało: 5 porcji średnich frytek, 10 hamburgerów i trzy kanapki, do tego dwie duże cole na popitkę i jeden duży shake - mmm...pysznie.
Y - Hai!
S - A ty, na pewno nic nie chcesz?
K - Ja jestem tu po to, by to za nią skończyć.
Y - Cicho bądź! Nie oddam ci mojego jedzenia!
2 hamburgery, kanapka i 2 porcje frytek później ~
Y - Kei...błagam...weź to mi sprzed oczu...;-;
K - A nie mówiłem?
S - Heh, wilcze oczy księże gardło c:
K - Dokładnie -.-