poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 12

Witam! ^^

Dawno mnie nie było, wiem, ale to nie moja wina. Od miesiąca (lub jeszcze dłużej) próbowałam wybłagać Brudną, by mi poprawiła rozdziały. Skończyło się na tym, że niecały tydzień temu poprosiłam Vivę, by to zrobiła. Dało się? Dało. Dlatego dodaję dzisiaj kontynuację Bez tytułu. W ogóle historia mogła by się skończyć na 13 rozdziale, no ale chciałam jeszcze to pociągnąć. Mam tylko nadzieję, że nie przedobrzę - jakby co mówcie (czyli o komentarze proszę)! No to ja kończę, życzę miłego czytania :D


 (Tak dla sprostowania, jest coś takiego jak „kopnięcie okrężne” lub „kopnięcie boczne” - jak chcecie, poszukajcie na Google - w sumie nieważne, ale zawsze jakaś ciekawostka C:)


Rozdział 12

- Ja pierd***! - Kolejne okrężne trafiło w cel… - Chol*** -…prawy sierpowy…- Już k*** gorzej być nie mogło! -… boczne zakończone zwykłym, bezradnym uderzeniem. Kei oparł się głową o właśnie maltretowane drzewo. Wyciągnął komórkę i zadzwonił. - Kou, idziemy się nachlać.
*
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Nie.
- Będziesz tylko siedział i pił?
- Tak.
- To poco ja tu jestem?
- Dla towarzystwa.
- Czyli mogę sobie pójść?
- Nie.
- Kei, powtarzamy ten dialog od godziny.
- Wiem.
- To powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Nie. - Kou bezradnie patrzył na przyjaciela, próbując wydusić coś od niego, ale marnie mu do szło.
- Eh, jednak gadanie z tobą to jak mówienie do ściany.
- Aleś spostrzegawczy…
- Wiesz, jeśli chodzi o Shiraiego, to możesz go po prostu przeprosić.
- Nie ma sensu.
- Na pewno ci wybaczy.
- No właśnie.
- No to w czym rzecz?
- Jak tak dalej pójdzie, to w życiu sobie nie dam z nim spokoju.
- To nie dawaj.
- Muszę.
- Bo łatwiej?
- Bo tak będzie dla niego lepiej.
*
- …Shirai.
- Hm?
- Słuchałeś w ogóle? Coś taki zamyślony?
- „Eh, musze się skupić” Wcale nie jestem…
- No właśnie widzę, coś się stało?
- Nic, wszystko w porządku.
Chłopak chodził ciągle rozkojarzony. Mimo iż nie chciał, cały czas myślał o swoim przyjacielu. W tej chwili zamiast strachu odczuwał złość. Bardzo chętnie by mu przyłożył za jego zachowanie, jednak nie miał aktualnie takiej możliwości. Na dodatek  lada moment egzaminy. Shirai obawiał się najbardziej o to, że już kompletnie straci z Keiem kontakt. Choć płynących z tego korzyści nie da się pominąć, nie mógł odepchnąć od siebie zaniepokojenia tą sprawą. Lecz jednego był pewien. Na pewno nie odezwie się pierwszy - co to, to nie.  To on jest tutaj poszkodowany, nie będzie się użalał nad mężczyzną. Jeśli ten nic nie zrobi to trudno, przecież przez niego się pokłócili. Czemu niby miałby starać się utrzymywać ich znajomość, kiedy Keiowi  w ogóle nie zależy? Bezsensu.
*
Tego dnia Chłopak  już był poważnie zmartwiony. Minął tydzień, niby nie tak wiele, ale to i tak niepokojące, że Kei jeszcze nie dał o sobie znać. Aż się nie chciało mu się wierzyć, że po tych wszystkich wyznaniach i lepienia się do niego, mężczyzna tak po prostu się obraził. Teraz widać było ile znaczyły jego słowa. Shiraiemu aż się nuż w kieszeni otwierał. Wciąż się tylko coraz bardziej złościł na Keia. Najchętniej by o nim zapomniał i żył sobie spokojnie, ale nie potrafił. Brakowało mu wciąż naprzykrzającego się przyjaciela, teraz w jego mieszkaniu było tak cicho, że nie mógł tego znieść. Czasami wychodził na miasto by po prostu nie siedzieć  samemu w pustym domu. Nawet umówił się raz z kolegami z uczelni, ale i tak był samotny. Czuł się trochę jak w innym świecie. Jednak nie znał nikogo z nich na tyle dobrze, by mógł się w pełni rozluźnić. Nie umiał się też jakoś wkręcić w rozmowę, gdyż spora część jego wypowiedzi dotyczyłaby tematów, o których większość nie miałaby żadnego pojęcia. (Tia... Skąd ja to znam... ;-; Nom ;-; ) Tylko z jednym z nich udało mu się nawiązać dłuższą rozmowę. Przynajmniej jakby co miał od kogo pożyczyć notatki.
*
Został ostatni egzamin, a Shirai czuł się koszmarnie. Już od jakiegoś czasu wiedział, że coś go łapie, ale nie sądził, że rozchoruje się od razu. Jednak mimo iż jego stan nie pozwalał mu na pełne skupienie, student uczył się praktycznie cały czas. Kei nie pojawiał się już od dwóch tygodni. Chłopak odsuwał myśli o nim do najgłębszego zakątka swojego umysłu, ale te często powracały. Czasami po prostu był ciekaw, co mężczyzna w danej chwili robił, ale zwykle zastanawiał się nad tym czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Shirai miał nieodparte wrażenie, że lada moment Keiichi wparuje do jego mieszkania i jak zawsze rozłoży się na kanapie z laptopem, ale jak do tej pory jeszcze tak się nie zdarzyło. Mimo wszystko, nie umiał sobie wyobrazić, że mężczyzna już nigdy tak nie zrobi.
*
Dzień po ostatnim teście, choroba już kompletnie rozłożyła go na łopatki. Teraz tylko leżał w łóżku, łykając mnóstwo tabletek. Jak on tego nie cierpiał, ale bez nich nie byłby w stanie nawet zrobić sobie czegoś do jedzenia. Miał wrażenie, że lada moment kopnie w kalendarz. Nie zdziwiłby się. Mijały dni, zaczynały się zajęcia, a on cały czas nie ruszał się z miejsca. Gardło go bolało niemiłosiernie, kaszel tylko pogarszał sytuację i ta gorączka, która sprawiała, że jego skóra płonęła żywym ogniem. Chłopak bardzo rzadko chorował, ale jak już go coś złapało, to na amen. Jednak zawsze jego matka była w pobliżu, a teraz nie miał mu kto pomóc. No cóż, w końcu studia miały go usamodzielnić, nie?
*
„Tego już za dużo.”
Kou miał już dość zachowania swojego przyjaciela. Już od samego początku chętnie walnąłby go w łeb, by się ogarnął, ale teraz i to pewnie nie pomoże. Kei już na dobre wsiąkł w jego ambitne życie towarzyskie, ciągle łażąc gdzieś z chłopakami. Prawda mówiąc, było z nim coraz gorzej, ale kto by się tam przejmował. Kou w końcu postanowił pójść do Shiraiego, ale ani razu nie zastał go w domu. W sumie ciekawe, co robił, ale nie to było najważniejsze. Jak mógł go znaleźć? Komórki też nie odbierał, ale przecież nie mógł zapaść się pod ziemię. W końcu po morderczych poszukiwaniach, postanowił pójść na jego uczelnię. Nawet nie wiedział co chłopak studiuje, ale nie miał większego wyboru. Z początku, Kou po prostu chodził, szukając Shiraiego w całym budynku, lecz niestety nie zdołał go spotkać, więc zaczął pytać ludzi. Najpierw spytał o kierunki. Gdy usłyszał jedną z nazw, od razu wiedział, że to ta. Kiedyś już się pytał o to Keia, więc po prostu musiał to usłyszeć, by sobie przypomnieć. Na szczęście, jego rozmówca znał jedną osobę z grupy Shiraiego, więc dostarczył mu informacji o najbliższych zajęciach. Okazało się, że wykład zaczyna się za pół godziny. Mężczyzna powędrował więc ku odpowiedniej sali, by zaczekać tam na chłopaka. Po 20 minutach był już zaniepokojony. Za chwilę miał przyjść wykładowca, a Shiraiego wciąż nie było. Koniec końcem Kou zapytał jednego z obecnych tam studentów o chłopaka. Ku jego zaskoczeniu ten ponoć nie przychodził na uczelnię już od kilku dni, mimo iż mieli zajęcia. Po przeanalizowaniu sytuacji, zadzwonił do Keia.
- Słuchaj stary, Shirai albo nagle wyjechał, albo umiera właśnie samotnie w mieszkaniu. Zakładam to drugie, więc rusz swoją d*** i idź tam. Nawet nie próbuj się sprzeciwić.
*
Keiichi co prawda wahał się iść do Shiraiego, ale uznał, że w sumie lepiej sprawdzić co u niego. Najwyżej chłopak go wywali. Choć Kou mówił niby, że ten jest umierający, to pewnie grubo przesadza. Mężczyzna wolał się trzymać z dala od studenta - sam nie wiedział nawet, co zrobi, gdy go zobaczy, ale nie darowałby sobie, gdyby Shirai faktycznie potrzebował pomocy, a on by mu jej nie udzielił.
Gdy znalazł się już pod drzwiami, westchnął i mocno zapukał. Cisza. Po drugiej próbie nie było lepiej. W końcu postanowił użyć dzwonka. Też nic. Pewnie po prostu chłopak gdzieś wyszedł. Jednak Kei się tym nie przejmował i automatycznie otworzył drzwi swoim kluczem. Nawet nie myślał o tym, że wchodzi, to już było coś tak wyuczonego, że jego ręce i nogi same się poruszały. Tak jak zwykle, pierwsze co zrobił, to poszedł do kuchni i sprawdził zawartość lodówki. Patrzy. W lodówce pusto. Ten widok zaskoczył go i rozczarował. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co w ogóle robi. Miał przyjść sprawdzić czy u Shiraiego wszystko w porządku, a tym czasem poszukuje żarcia. (Ja za każdym razem u swojej przyjaciółki to plądruję jej spiżarkę xD Zamiast przywitać się z przyjaciółką, moje pierwsze 'cześć' jest do spiżarki. No to ja tak mam z mangami Brudnej - po prostu ją olewam, wolę czytać, pozdro XD )Ach, te przyzwyczajenia. Inna sprawa, że pusta lodówka to dosyć niepokojąca poszlaka. W końcu wyszedł z części kuchennej, znajdując tam tylko jakieś długotrwałe produkty i gotowe dania. Chłopak z pewnością dobrze się nie odżywia - no ale to w końcu los każdego studenta. Swe poszukiwania mężczyzna zakończył w sypialni, gdzie Shirai właśnie leżał…a może spał…a może był nieprzytomny? Przynajmniej oddychał. Gdy zaczął się wiercić , Kei stwierdził, że nieprzytomny też nie był. Spał, ale przy tym wyglądał okropnie. Miał wielkie wypieki, był cały spocony, a obok jego łóżka walało się mnóstwo opakowań z lekami.  Keiichi od razu domyślił się, co się stało. Chłopak znajdował się w dosyć złym stanie, można by nawet pomyśleć, że Kou mówił prawdę. Mężczyzna oczywiście nie mógł pozostawić tak Shiraiego samemu sobie. Pierwsze co zrobił, to ocenił mniej więcej czy chłopak ma gorączkę. Niestety, miał wrażenie, że czoło studenta się wręcz paliło. To nie wróżyło dobrze. W ekspresowym tempie Kei przygotował zimne okłady, by trochę obniżyć gorączkę. Posiadał on dość spore doświadczenie w opiekowaniu się chorymi, gdyż był czas, kiedy Yuki dość często miała grypę i musiał się nią sam zajmować. Na dodatek dziewczyna ciężko to znosiła, więc dogodzenie jej nie zaliczało się do prostych zadań. Po dłuższym czasie  mężczyzna chciał kupić trochę składników i coś zrobić, by Shirai mógł zjeść coś porządnego jak wstanie. Wyglądał on na jeszcze chudszego niż zwykle, co budziło w Keiichim niepokój, w końcu jak szczupłym można być? Gdy stwierdził, że gorączka spadła na tyle, by móc chłopaka zostawić na chwilę samego , w końcu mógł pójść do sklepu. Godzinę później wszystko już było gotowe. Ku zdziwieniu Keia, Shirai jeszcze spał, ale stawiało go to w dość korzystnej sytuacji, gdyż mógł teraz się napatrzeć na śliczniutką twarzyczkę ukochanego. Żal mu było chłopaka, kiedy myślał sobie, jak ten doprowadzał się do takiego stanu. Koniec końcem został sam w pustym mieszkaniu, nie miał nawet kto się nim zaopiekować. Po kilku minutach Shirai zrzucił z siebie kołdrę. Kei znów go przykrył, dokładnie go otulając, i pocałował w skroń, po czym klęknął przy łóżku i położył głowę na prześcieradle tak, by wciąż móc spoglądać na chłopaka. Mógłby się tak na niego patrzeć do końca świata. Czuł, jak mocno mu bije serce, co było bardzo przyjemne. Lekko uśmiechnął się do siebie, po chwili powieki same mu się zamknęły.
*
 Gdy Shirai otworzył oczy, miał wrażenie, że coś się zmieniło. Choć było z nim trochę lepiej, nadal czuł się koszmarnie, nie miał na nic siły. Nawet, ku swojemu zdziwieniu, nie był głodny, choć nie jadł nic od dłuższego czasu. W sumie cieszył się, bo i tak nie zdołałby sobie nic zrobić. Nie cierpiał być chorym. Po chwili dopadł go atak kaszlu i automatycznie zgiął się w pół. Jego kolana o coś uderzyły, ale zbytnio się tym nie przejmował, skupił się na oddychaniu. Wszystko go bolało, miał już tego serdecznie dość. W tym momencie coś usłyszał.
- Ajć, uważajże trochę. - Zobaczył jak jego przyjaciel powoli podnosił głowę, ciągle się za nią trzymając, po chwili zorientował się w „co” właśnie uderzył nogami. Tylko co właściwie on tutaj robił?! Chłopak przetarł oczy, może miał jakieś halucynacje?
- Co tu robisz? - Shirai ledwo co wymówił te kilka słów słabym głosem, nie oddając tym swojego wielkiego zdziwienia na widok mężczyzny. Był naprawdę bardzo szczęśliwy, że go widzi, był tak szczęśliwy, że aż miał ochotę popłakać ze szczęścia, w końcu prawie przeszedł przez granicę śmierci.
- Podobno umierasz.
- Umieram.
- Właśnie widzę.
- Ale to…- Chłopak nie zdołał dokończyć, gdyż kaszel mu na to nie pozwolił. Potem dał już sobie spokój, nie miał siły na rozmowę.
- Masz. - Kei podał mu kilka tabletek.
- A dasz coś na kaszel?
- No jest jakiś syrop, ale to po jedzeniu, więc za chwilę.
- Nie jestem głodny.
- Mógłbym w sumie to tak zostawić i sprawdzić czy umrzesz z głodu, czy wcześniej zabierze cię choroba, ale wiesz co, nie chce mi się czekać.
- Hahaha. - Chłopak połknął lekarstwo. Zastanawiał się poco w ogóle mężczyzna zadał sobie trud, by przyjść do jego mieszkania, ale z jakiekolwiek powodu właśnie siedział przed nim, był mu ogromnie wdzięczny. Nie chciał już być sam, poza tym bardzo tęsknił za przyjacielem. Do tego stopnia, że wszystkie jego myśli skupiały się na nim. Widząc go, miał ochotę go mocno uściskać, ale teraz nie za bardzo mógł.
- Pójdę po jedzenie. - Kei wstał albo raczej próbował wstać, gdyż poczuł jak Shirai lekko złapał jego bluzę.
- Nie idź. - Wyszeptał. (Wyobraziłam sobie, jak robi szczenięce oczka ;-; I o to chodzi  ;-;) W tym momencie przeraziła go myśl, że mężczyzna mógł już nie wrócić. W sumie nie wiedział nawet dlaczego w ogóle o tym pomyślał, ale wiedział, że najmocniej na świecie teraz nie chciał, by jego przyjaciel sobie poszedł. Ten natomiast przykucnął przy nim.
- Spokojnie, zaraz wrócę. - Chłopak w jakiś niewyjaśnionych przyczyn nie mógł mu nie uwierzyć. Co go zdziwiło, był pewien, że mężczyzna po tych słowach pogłaszcze go po główce, przytuli lub chociaż lekko pocałuje. W sumie wydawało mu się to dziwne, że akceptował, a nawet trochę lubił tego typu zachowania, ale wcale się tym nie przejmował. Kei ruszył w stronę kuchni i gdy już znikł Shiraiemu sprzed oczu, ten odliczał sekundy do jego powrotu. Na szczęście nie trwało to długo. Chłopak ledwo co usiadł, po czym zjadł pierwszy konkretny posiłek od około trzech dni, potem wypił syrop. Chwilę później talerz znalazł się na szafeczce nocnej. Shirai chciał już się położyć, kiedy mężczyzna usiadł obok niego, mocniej otulił go kołderką i przytulił, zmuszając tym chłopaka do oparcia się o niego.
- C-co ty…- Chory był kompletnie zdezorientowany, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.
- Hm? - Kei lekko się zdziwił, lecz po chwili jakby się ocknął. - Ech, wiesz, to już chyba kwestia przyzwyczajenia. Zawsze tak robię, gdy Yuki jest chora…
- Hah, moja mama też tak robi... - Chłopak uśmiechnął się lekko na tę myśl, po czym w pełni oparł o mężczyznę. -  …tylko, że ona jeszcze mi śpiewa.
- Śpiewa? - Keiichi był wyraźnie zaskoczony.
- Tak.
- A co?
- Przeważnie jakąś kołysankę.
- Kołysankę powiadasz…wiesz, że masz już 19 lat? Nie jesteś leciutko na to za stary?
- Wiem, wiem… po prostu czasem fajnie poczuć się znów dzieckiem.
- Rozumiem, coś w tym jest.
- T-to co? Zaśpiewasz coś? - Shirai miał wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu, ale coś go zmusiło do powiedzenia tych słów, poza tym Yuki mówiła, że Kei ma piękny głos, więc czemu nie miałby go teraz usłyszeć?
- Ż-że co?!
- Sorry, ja…eh…nie myślę trzeźwo…tak…po prostu…- Chłopak gubił się w słowach, szukając jakieś w miarę logicznej wymówki, równocześnie zwijając się w kłębek, co trochę rozczuliło Keia.
- Nie wierzę w to, no ale niech ci będzie…
- Hah?
- Tylko wybieraj szybko zanim się rozmyślę ( i tak nie powinienem tego robić).
- Hmm….a co wybrałaby Yuki? (wiem, dzięki).
- A bo ja wiem…ostatni raz robiłem to kilka lat temu...tak więc nie spodziewaj się też nie wiem czego…
- Jasne, jasne…no a co znasz? - Shirai już powoli się zaczął męczyć mówieniem, poza tym coraz bardziej drapało go w gardle. Keiichi jakby z pomocą telepatii podał mu herbatę, zanim ten zdążył o nią poprosić. - Dzięki.
- Eh, ale w sensie z kołysanek? - Chłopak potaknął. - No nie wiem…pff….znam, jakby to ująć, te „podstawowe”…wiesz, takie które po prostu pamięta się z dzieciństwa...
- Dzieciństwo było dosyć dawno, więc…
- Mam dobrą pamięć, co poradzić. Poza tym większość śpiewałem kiedyś Yuki, kiedy mnie prosiła.
- Wow, jesteś wspaniałym bratem.
- Masz co do tego wątpliwości? - Shirai uśmiechnął się, jakoś tak poczuł się lepiej, miał wrażenie, że żadna choroba mu nie straszna, póki Kei się tak nim opiekuje. Chwilę później jego szklanka, już pusta, wylądowała powrotem na nocnej szafeczce.
- Bynajmniej. - Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i zamknął oczy, po czym dodał: - Wybierz coś.
- Ile z tobą kłopotu, no dobrze…- Mężczyzna zastanawiał się dłuższą chwilę, po czym wydał z siebie pierwsze dźwięki wybranej kołysanki.
- Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę…* - Kei doszedł do wniosku, że słowo „Laleczka” mógłby zastąpić bardziej odpowiednim, ale żaden z nich nie przyłożył do tego większej wagi.
Gdy Shirai usłyszał przyjaciela otworzył szeroko oczy, aż zaparło mu dech w piersiach. Mężczyzna miał tak niesamowity, głęboki głos, był tak niezwykle piękny, chłopak nie mógł określić go słowami. Przeszył go całego na wylot, mógł słuchać go i słuchać i tylko coraz bardziej się w nim zagłębiać. Shirai nieraz słyszał tę kołysankę, lubił ją, jej melodia, tekst, zawsze się przy niej wzruszał, ale teraz to było zupełnie coś innego. W tym wykonaniu stała się cudowną pieśnią, która mogłaby trwać w nieskończoność. Chłopak zacisnął dłoń na bluzce Keia. Wsłuchiwał się teraz i w głos i w serce przyjaciela, które w tej chwili biło mocno tak samo jak jego własne, miał wrażeni, jakby oba zlały się w jedno. Keiichi już samą swoją osobą wywoływał u Shiraiego bliżej nieokreślone emocje, sprawiał, że ten cały buzował, ale teraz wszystko zgromadził się w nim w ogromnej ilości. Był wzruszony, szczęśliwy, zachwycony, pogrążony w tych uczuciach wyłapywał kolejne słowa, tworzących smutną, choć nieważną historię. Czuł też żal. Sam nie wiedział dlaczego, może to z powodu ich kłótni, przypominał sobie po kolei wszystkie ich wspólne chwile. Wszystkie te emocje targały nim, razem jednak tworzyły coś pięknego. Powoli pierwsza łza opuszczała jedno z jego oczu, nie wiedział czy to ze szczęścia, czy ze wzruszenia, a może ze smutku? Ze wszystkiego po trochu. Druga, trzecia - wziąć spływały  kolejne, mężczyzna jednak nie przestawał śpiewać. Nagle każda malutka cząsteczka jego serca i duszy znalazły swoje miejsca. Shirai po przepatrzeniu wszystkiego dokładnie znalazł w końcu odpowiedź, wiedział już co powiedzieć i chciał to powiedzieć jak najszybciej, te kilka na pozór prostych słów, które znajdowały się bliżej niż mu się wydawało - tylko one mogły określić jego uczucia, skomponowane teraz w jedną całość.
W tym momencie Kei skończył śpiewać, gdy tylko to się stało, usłyszał słaby, ale wyraźny głos:
- Kocham cię.



* Użyłam tutaj polskiej kołysanki „Był sobie król”, choć niby jesteśmy w kraju kwitnącej wiśni, no w sumie mogłam poszukać czegoś japońskiego, ale ta, której użyłam tak mi się podoba, że jednak postanowiłam właśnie ją tu wsadzić. No i te wspomnienia z dzieciństwa…prawdę mówiąc toczyła ona bój z „Iskiereczką”, ale ostatecznie wygrała :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz