niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 2 SH.

Yata! Umieszczam 2 rozdział SH c:
Nie powiem było ciężko się dogadać, ale koniec końcem zmieniłam nieco tą scenę. Mam nadzieję, że będzie się podobać. Jeśli chodzi o 3 rozdział to powinien zakończyć wątek, ale nie wiem kiedy będzie. Nie chcę nic obiecywać, bo jeszcze znów nie wyrobię się w terminie. Na razie musicie zadowolić się tym:

               Rozdział 2
   Była już niedziela. Ritsu w tej chwili wracał do domu. Cieszył się, może i miał wolne, ale żałował, że w ogóle pojechał.
   Or „W końcu wróciłem...trochę to dołujące, ale chyba wolałbym w tym czasie pracować. Trzy dni w nudzie i samotności...beznadzieja.”
W tym momencie wszedł do mieszkania, zdjął płaszcz, buty i usiadł na kanapie.
Or „Jestem zmęczony...przypomniało mi się. Poprawiłem scenopis Mutou - sensei...muszę oddać go Takano-san.”
Chłopak podszedł do walizki i wyciągnął z zewnętrznej kieszeni scenopis. Sprawdził go jeszcze raz, by się upewnić, że wszystko jest w porządku. Po chwili stał już przed mieszkaniem Takano. Przeczuwał, że Masamune nie skończy na odebraniu kilku kartek, ale jakoś go to nie martwiło. Onodera zadzwonił do drzwi, które z resztą wkrótce się otwarły.
Or - Takano-san mam już...he?
Ritsu nagle zauważył młodą i atrakcyjną kobietę, która była w samym ręczniku. Miała mokre, czarne, proste włosy - takie do ramion. We wzroście dorównywała Ritsu, który z resztą zamurowany stał w miejscu. (k - kobieta)
k - Dobry wieczór, Masamune nie ma w domu, ale niedługo powinien wrócić, poczeka pan? - powiedziała to z uśmiechem i gestem zapraszającym go do środka, ale Ritsu dalej stał  jak wryty.
Or „Masamune...kim ona jest?, kim jest dla Takano-sana?”
Po chwili Ritsu się otrząsł.
Or - J-ja nie...Proszę mu tylko to przekazać. - powiedział to smutnym głosem.
Chłopak już domyślił się kim może być ta kobieta - w sumie to było jasne.
Mówiąc podał kobiecie scenopis, który wzięła do ręki.
k - Oczywiście. Od kogo?
Or - Będzie wiedział. „Powinien”.
k - Coś się stało? - zapytała lekko zdziwionym głosem.
Or - N-nie nic.
Onodera próbował się uśmiechnąć ale nic mu z tego nie wyszło...był zbyt przygnębiony faktem, że w mieszkaniu Takano napotkał półnagą kobietę, wiedział z czym się to wiąże.
Or - Do widzenia...
k - Do widzenia. - odpowiedziała z uśmiechem i zamknęła drzwi.
Ritsu stał przed mieszkaniem Takano jeszcze z kilka minut po czym poszedł do swojego mieszkania. Siadł  na podłodze tuż przed drzwiami i oparł się o ścianę. Głowę miał spuszczoną, a z jego oczu poleciały łzy. Był smutny, przygnębiony, dobity - w jednej chwili dostał depresji.
Or „Czyli ja pojechałem i już sobie znalazł nową...czyli...on faktycznie taki jest...”
Or  - On...on...
Ritsu już nie mógł wyksztusić słowa...ciągle płakał, a kiedy się uspokajał znów myślał o Takano, a z jego oczu leciał nowy potok łez. Siedział skulony jak małe dziecko. Nawet nie mógł złapać oddechu. Po 15 minutach uspokoił się, ale dalej cały drżał. W tej chwili było mu wszystko obojętno...równocześnie mógł umrzeć...w końcu bez Takano-sana życie nie miało sensu...a ten już go...nie kocha. Onodera był już zmęczony ciągłym, niekończącym się płaczem, więc położył się, a potem mimowolnie zasnął. Po kilku godzinach obudziło go pukanie w drzwi. Ritsu powoli wstał, gdy nagle usłyszał głos...
MT - ...Onodera!
...w tej chwili serce dosłownie mu stanęło. W tym stanie nie mógł nawet spojrzeć na Takano, a co dopiero z nim rozmawiać. Ze strachem w oczach krok po kroku odchodził od drzwi. W końcu odwrócił się i poszedł do sypialni. Siadł na łóżku. Był kompletnie zdezorientowany.  W pewnej chwili nastała cisza. Takano smutny, a za razem wściekły stał przed mieszkaniem Ritsu, a ten siedział na łóżku i tysiące myśli przelatywało mu przez głowę. W końcu Masamune odszedł, a Onodera po 10 minutach wziął prysznic, przebrał się i poszedł spać.
         Następnego ranka Ritsu obudziły krople deszczu stukające, o szyby...choć można raczej powiedzieć ulewy. Był to niezwykle brzydki poranek, jedynym kolorem, który można było dostrzec za oknem był szary. Po chwili chłopak usiadł na łóżku, był bardzo przygnębiony, a pogoda tylko pogarszała jego nastrój.
Or „Nie mam najmniejszej ochoty iść do pracy...nie chce...bo ON tam jest...chyba zrobię sobie wolne...tylko muszę ich o tym powiadomić. Zadzwonię to Toriego.”
W tym momencie Onodera wziął komórkę i wykręcił numer do Hatoriego..nie miał najmniejszej ochoty nawet rozmawiać ze zdrajcą.
YT - Halo?
Or - Tori! Tutaj Onodera. Ja chciałem tylko powiedzieć, że dzisiaj nie przyjdę do pracy.
YT - To może lepiej dam Takano-san...
Or - Nie! - krzyknął zdenerwowany.
YT - Dlaczego?
Or - Nieważne...przekaż mu tylko, że mam bardzo ważną sprawę i nie przyjdę.
YT - Dobrze.
Or - Dziękuję.
Ritsu rozłączył się, po czym odłożył komórkę, na komódkę i wtulając się w kołdrę próbował zasnąć. Jego myśli dalej krążyły wokół jednej osoby, było to nie zwykle denerwujące, ale Onodera tęsknił za Takano-sanem, nawet jeśli ten go zranił. Tym razem sen chłopaka przerwał dzwonek telefonu. Po chwili wziął komórkę do ręki i bezmyślnie odebrał.
Or - Halo?
t - Ritsu?
Or - Tato!
Nie da się ukryć zdziwienia Ritsu. Po cokolwiek by jego ojciec nie dzwonił...czuł, że nie wróży to nic dobrego. Po chwili usiadł i kontynuował rozmowę.
Or - Po co dzwonisz?
t - Słuchaj synu. Mamy dość z matką tego twojego „obrażania się”. Mówisz, że nikogo nie masz, ani nie kochasz, więc w czym problem?!
Or „No tak...matka dzwoniła kilka dni temu...ciągle mi trują o tym ślubie...”
Or - To znaczy...
t - O co chodzi?
Onodera nie odpowiedział, tylko smutny patrzył w podłogę.
t - Tak myślałem. Więc skoro nie masz już nic do powiedzenia to poinformuję cię, że twój ślubu odbędzie się za dwa tygodnie.
Or - Że, co?!
t - Nie ma żadnego powodu byś się nie żenił!
Or - Ale Ta...”...Takano - san, to chciałem powiedzieć...tylko, że on...już ma inną...”
Ritsu był już przy płaczu, ale powstrzymywał łzy.
t - No? Słucham?
Or - Nic...to kiedy mam przyjechać? „Teraz jest mi już wszystko jedno...”.
t - Jak najszybciej. Cieszę się, że w końcu zmądrzałeś.
Or - A co z pracą?
t - Już poprosiłem, by dali ci wolne. Najlepiej jeszcze zgłoś się do Isaki .
Or - Dobrze...przyjadę jutro.
t - Świetnie! To do zobaczenia.
Or - Do zobaczenia...
Chłopak rozłączył się i odłożył komórkę. Dalej przygnębiony siedział na łóżku, po chwili już nie wytrzymał i zaczął płakać.
Or - Takano-san...
Jeszcze tego samego dnia Ritsu poszedł do Marukawy. Na miejscu stanął przed drzwiami do firmy, wiedział, że jak będzie już wychodzić z budynku niż nie będzie takie samo. Miał na sobie bluzę z kapturem, który założył, by nikt go nie poznał. Po chwili wszedł do środka, po czym poszedł do biura Isaki-sana. Zapukał w drzwi i za pozwoleniem wszedł do środka, zamknął drzwi, po czym zdjął kaptur.
I - O co chodzi?
Or - Ja...ch-chciałem się zwolnić.
Onodera był niezwykle zdenerwowany i ciągle się jąkał. W końcu wiedział, jakie konsekwencje niesie za sobą jego trudna decyzja.
I - Dlaczego? Twój ojciec mi coś wspominał o wolnym, ale nie o zwolnieniu.
Or - J-ja nie m-mogę tutaj pracować...
I - Mogę znać powód? Dobrze sobie radziłeś...
Or - To znaczy...ja...po prostu muszę odejść. Proszę nic nie mówić mojemu ojcu...sam mu przekażę.
I - Jesteś pewien swojej decyzji?
Or - Tak...chyba...
I - Zrobimy tak. Oficjalnie jesteś zwolniony, ale jakbyś chciał to do miesiąca możesz wrócić bez żadnych przeszkód.
Or - Dziękuję, ale to nie będzie konieczne.
I - Wielu tak przed tobą mówiło...w każdym razie udanego ślubu.
Or - Dziękuję.
Ritsu szybkim krokiem wyszedł i poszedł w stronę toalety. Na miejsc u chłopak przemył twarz, po czym wytarł ją papierem ręcznikowym. Trzeba przyznać, że jego myśli cały czas krążyły wokół Takano-sana, którego nie mógł wyrzucić z pamięci. Przez ładne kilka minut patrzył się w umywalkę próbując jakoś się pozbierać. W końcu założył kaptur i schował ręce do kieszeni. W pewnej chwili poczuł, że ktoś za nim stoi, automatycznie podniósł głowę i ujrzał w lustrze swojego przełożonego. W tej samej chwili zamarł.
MT - Ładnie to tak sobie robić wolne, kiedy się chcę bez wcześniejszego poinformowania mnie?
Takano też nie było do śmiechu. Nie tylko był poważny, ale także smutny. Stał, jakby wyczekiwał wyjaśnień od Ritsu, ale ten nie miał najmniejszego zamiaru się mu tłumaczyć. Gdy chłopak się otrząsnął zaczął iść szybkim krokiem w stronę wyjścia, ale Masamune złapał go za rękę, odwrócił i przytwierdził do ściany trzymając za nadgarstki, by ten nie mógł uciec.
MT - O co chodzi?
Mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany. Onodera w tej chwili miał mieszane uczucia, w pewien sposób cieszył się z widoku Takano, ale przecież ten go oszukał i wykorzystał, i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Gdy połówki Ritsu kłóciły się o to jak potraktować zdrajcę, Masamune tracił cierpliwość, po chwili krzyknął:
MT - Odpowiedz!
W tej chwili z oczu Ritsu poleciał potok łez , na co mężczyzna odpowiedział tylko zdziwieniem. Onodera wyrwał ręce i zaczął wycierać twarz rękawami, gdy nagle poczuł uścisk Takano.
Or - Jak możesz?
MT - Ha?
Or - Jak możesz dalej to robić?!
Onodera popchnął lekko Masamune, po czym zaczął wycierać kolejny potok łez.
Or - Myślisz, że o niej nie wiem?!
MT - Ha?
Or - Widziałem ją!
MT - Haa?
Or - Nie rób ze mnie idioty!
W tej chwili Ritsu był na tyle wkurzony, że przestał płakać, po chwili odsłonił twarz i zaciskając pięści patrzył w podłogę.
Or - Wtedy...kiedy wróciłem do mieszkania...chciałem dać ci poprawiony scenopis...więc podszedłem pod twoje drzwi, by ci go wręczyć...i wtedy zamiast ciebie zobaczyłem moją zastępczynię.
MT - Zastępczynię? - nie da się ukryć, że mężczyzna był w lekkim szoku.
Or - A niby co miała robić u ciebie młoda pół naga kobieta?!
Te słowa Ritsu wypowiedział już krzykiem, przez dłuższą chwilę oddychał głęboko, by się uspokoić.
MT - Czemu mnie od razu o nią nie zapytałeś?
Or - Haa? A niby poco?
MT - Może po to by się dowiedzieć że to była moja siostra...
Or - Ha? Siostra?
W tej chwili Onodera ze zdziwieniem na twarzy popatrzył na Takano.
MT - Tuż przed twoim wyjazdem moja matka prosiła mnie bym ją przenocował...miała wyjechać rano, ale coś się przedłużyło, myślałem, że zdążę wrócić do siebie zanim przyjedziesz...bakajanaino?  (głupi jesteś? - coś w tym stylu)
Jak mogłeś pomyśleć, że...
Or - To dlaczego mi nie powiedziałeś?! - chłopak zaczął się denerwować.
MT - Nie widziałem takiej potrzeby...w końcu nie było cię w domu...
Or - I niby czemu mam ci uwierzyć?!
MT - ...ponieważ przeważnie ufa się osobie, którą się kocha.
W tej chwili na twarzy Ritsu pojawiło się ogromne zdziwienie, po chwili chłopak odwrócił wzrok i zaczął patrzeć w podłogę, w tej chwili przypomniał sobie o jutrzejszym wyjeździe, miał świadomość tego, że już nie ma odwrotu. Takano widział jego przygnębienie, wyciągnął rękę, ale za nim cokolwiek zrobił Ritsu odepchnął ją i zaczął biec.
MT - Oj! Onodera!
To były ostatnie słowa jakie słyszał...natychmiast wybiegł z budynku i skierował się w stronę dworca. Różne myśli przelatywały mu przez głowę...wiedział jedno...właśnie stracił osobę, którą kocha. 

Chciałam jeszcze podziękować Brudnemu tosterowi, bez którego nie robiłabym tego co robię. Tak więc dzięki za pomoc i liczę na owocną współpracę w przyszłości...na pewno mniej nerwową niż ostatnio c:

sobota, 24 sierpnia 2013

Gomenasai! ;-;

Gomenasai! ;-; 
Nie ma 2 rozdziału, to znaczy jest ale bez pewnej sceny...dosyć ważnej. Aktualnie kłócę się o nią z Brudnym tosterem i jak na razie jest remis - nikt jej nie pisze. Dlatego strasznie przepraszam, jeśli ktoś chcę mogę mu osobiście wysłać to co mam, ale no wiecie...bez tej sceny nie wstawię tego na bloga, a jestem w pełni lojalna Brudnemu tosterowi, tak więc...no tak wygląda sytuacja. Jeszcze raz ogromnie przepraszam (jeśli ktoś tam w ogóle jest).

Gomenasai! ;-;

piątek, 23 sierpnia 2013

Cześć! Tutaj Gupia ;-;!

Cześć! Tutaj Gupia ;-;!

Co do SH (jeśli ktoś to w ogóle czyta to jestem wniebowzięta) to...no właśnie....miałam go wczoraj napisać...ale cały dzień mnie nie było w domu a w nocy byłam tak leniwa, że...no przyznam że go nie ma.
Jedyne co mam to smoka którego narysowałam, ale nie jest za fajny, więc raczej go nie dodam (jeśli by to was w ogóle interesowało). Jeśli chodzi o 2 rozdział to dzisiaj go napiszę, a to czy pojawi się jeszcze dzisiaj czy jutro to już zależy od Brudnego Tostera i jej pracowitości. A teraz tak (postaram się) krótko do fanów typowego yaoi. Nie macie na co liczyć. Co prawda jestem gupia, ale nie aż tak zepsuta (Brudny toster i tak zrobiła swoje). Jestem jedną z osób które kochają yaoi za romantyzm a nie za sceny +18, dlatego takowych nie będzie (chyba że Brudny toster napisze wam jakiegoś speciala, ale to już do niej). Wiem też, że na razie nawet z romantyzmem krucho, ale za bardzo się skupiłam na fabule i po prostu tak wyszło. Postaram się więcej wsadzić, ale nic nie obiecuję, powinno się udać jak skończy się ten wątek. Może to trochę samolubne, ale ten blog miałam pisać z myślą o ludziach takich jak ja. Yaoi - za ostre, shonen ai - za słabe. Tak więc jeśli wszyscy czytelnicy to są zapaleni yaoiści to tutaj nie szukajcie, bo to SH będzie na prawdę mocno ocenzurowane. Dziękuję za wysłuchanie...i taka mała prośba do wszystkich:

Proszę o komentowanie owoców naszej pracy, bo chcemy wiedzieć co o nich myślicie i co mamy poprawić. 

Niech moc będzie z wami c:

środa, 21 sierpnia 2013

1. Syndrom fototropizmu. Rozdział pierwszy, czyli wiele różnych charakterów.

Cześć, jestem Brudny Toster. c:


Przyznaję się bez bicia, do tych najinteligentniejszych to ja nie należę. D:
Na tym blogu pojawi się kilka moich książek. (O ile skończę wreszcie te rozdziały. Bo nieskończone są granice mojej pracowitości i determinacji. Także nie wiem czy kiedykolwiek coś się więcej tutaj pojawi) Pierwszą z nich jest  "Syndrom Fototropizmu." Opowiada ona historie trzech barwnych postaci ( no może dwóch i jednej całkiem szarej) Igora Zawadzkiego, Marceliny Bień i Mari'ego Mohtanie. Napisałbym coś więcej, ale sama jeszcze nie wiem co się tam wydarzy! :D Czy to nie piękne? A więc zapraszam do czytania i proszę, nie zagryźcie mnie. ;-;

 1.
*
Była dopiero szósta rano, a z łazienki już dochodził szum wody płynącej spod prysznica. Powodem przez który właśnie tak się działo nie była wcale jakaś potrzeba higieny, to było po prostu obowiązkowa kąpiel przed uroczystością szkolną jaką było rozpoczęcie roku szkolnego. Igorowi jakoś szczególnie nie zależało na tym aby zrobić dobre wrażenie na nowej klasie, ot taka zwyczajna rutyna wbita do głowy przez rodziców że przed uroczystościami należy dobrze wyglądać. Po wyjściu z pod wody, która w zależności od milimetrowego przekręcenia gałki zmieniała swoją temperaturę z piekielnie gorącej na koszmarnie zimną, stanął przed lustrem, przetarł senne oczy, przeczesał dość długie włosy i upewnił się że jego krawat jest na tyle dobrze zawiązany że nikt nie puści mu krzywego spojrzenia. W tym roku lato długo było upalne, więc na dworze panowała temperatura 30 stopni, a powietrze zdawało się wyjątkowo trudne do przełknięcia. Przed wyjściem Igor spojrzał ostatni raz na zegarek i wyruszył w stronę przystanku żeby zdążyć na autobus, który powinien przyjechać na tyle wcześnie, że byłby piętnaście minut przed czasem. Powinien. Nikogo nie zdziwiło to, że autobus się spóźnił, nikogo nie zdziwiło też to, że owe spóźnienie trwało dokładnie piętnaście minut. No nic. Lekko wkurzony wsiadł do autobusu. Nie cierpiał komunikacji miejskiej, a w szczególności latem. Duża ilość spoconych przez upał ludzi, nawet przypadkiem, ocierających się o niego nie była czymś z czym ktokolwiek miałby ochotę mieć styczność już z samego rana. Niestety jego nowe liceum leżało dość daleko od miejsca, w którym mieszkał, a jego wysoka anemia jak i dorównujące jej lenistwo nie pozwalały mu na przebywanie dwa razy dziennie odległości 5 km. W tym momencie Igor przypomniał sobie coś ważnego, nawet bardzo. Nie wziął dzisiaj tabletek, chociaż to i tak było raczej niemożliwe. A nawet nie raczej, było to po prostu nierealne w sytuacji gdy małe przeźroczyste opakowanie od dłuższego czasu było pozbawione tej niebiańskiej zawartości jaką stanowiły małe, okrągłe, czerwone tabletki, które należało zażywać po dwie dwa razy dziennie. Przejazd jak zwykle minął mu na rozmyślaniu o takich durnotach i unikaniu zbędnego dotyku, przewalających się na boki osób, przez co nie zdążył nawet wyjąć słuchawek od telefonu żeby posłuchać, nie muzyki, a audiobooków jego ulubionych powieści. Przed dość obskurnym budynkiem liceum nr. 2 znajdowała zdążyła się już zebrać całkiem spora grupka ludzi. Było to zbiorowisko osób zarówno niesamowicie szarych, niczym się nie wyznaczających jak i pełnym przeróżnych indywidualności. Każda klasa na boisku miała swoje miejsce wyznaczone w rzędzie, wystarczyło odnaleźć namalowany białą farbą prostokąt, numer i literkę klasy w jego wypadku 1f. Zadanie to byłoby bajką, ale nie. Widocznie bóg sterujący całym tym wszechświatem pomyślał że trzeba jednak kotom utrudnić trochę życie, i wtedy powstał chaos. Chaos składał się z grupki zagubionych rozwrzeszczanych dzieciaków, które według niego mogłyby się równie dobrze wrócić do podstawówki, grupek typu zgolonych na łyso idiotów, którzy pytają się "Czy chcesz wpierdol?" nawet kiedy chodzi im o godzinę, oraz tych co tak jak Igor nie mogli znaleźć swojego miejsca na świecie przez wyżej opisaną bandę idiotów. Po dobrych dziesięciu minutach trwania tego właśnie chaosu nastąpiło oświecenie, olśnienie, porządek i prawie całkowita cisza (prawie robi w tym wypadku naprawdę wielką różnicę), a z głośników wydobył dźwięk się znany przez wszystkich jako pisk, który usłyszał by nawet głuchy i zaczął przemawiać dyrektor szkoły. Przemówienie jak każde, trwało godzinami, a nic z niego nie wynikała, zaczynało się na przywitaniu uczniów przechodziło przez liczne słowa świadczące o idealnym bycie tej szkoły, a zakończyło się na Wyczytywaniu nazwisk i przynależności do klas pierwszaków. Jako, że Igor był Igorem Zawadzkim, zawsze miał przyjemność dostąpić zaszczytu oglądania nowych członków klasy występujących do nauczyciela. Jego klasa składała się zaledwie z 25 osób z czego 19 osób to był dziewczyny a zaledwie 6 to chłopcy. Pierwsza wystąpiła dość skromnie ubrana brunetka, szara, taka jak każda inna, pierwsza lepsza dziewczyna spotkana na ulicy. Zwyczajna Kowalska o przeciętnie brązowych, prostych włosach, przeciętnie zielonych oczach w przeciętnej białej koszuli i przeciętnej czarnej spódniczce. Euforia Igora z powodu oglądania nowych osób trwała by nadal gdyby nie dość nieprzyjemne mrowienie przechodzące z nóg aż po kończyny górne. Mrowienie stawało się coraz bardziej uciążliwe a sam Igor powoli tracił czucie w nogach podczas gdy przed jego oczami pojawiały się coraz to większe i nowsze czarne plamy.

*
Był początek roku szkolnego i właśnie czytano listę przynależności do jej klasy. Marcelina jak zwykle była pierwsza w dzienniku i jej obowiązkiem było przejście przed wszystkimi jako pierwsza. Jako że nie należała do najśmielszych osób było to dla niej niezwykle stresujące przeżycie. Już czuła jak się cała trzęsie. Wzięła się na odwagę i prawie jak modelka, no prawie, przeszła przed wszystkimi i stanęła prze nowym wychowawcy. Powoli wychodziły kolejne osoby gdy wśród uczniów wybuchło wielkie zamieszanie. Szmery powoli zamieniły się w piski, a piski w krzyk. Po prostu "Chaos is coming". Powodem owego zamieszania było na pewno coś ważnego, a raczej ktoś. Ktoś kto jakimś szaleńczym pomysłem postanowił się nagle przewrócić i zemdleć. Ten oto blondyn należał do jej klasy. Więc gdy wychowawczyni, i reszta zwierzyńca które zdążyły przejść na jej stronę, podbiegła sprawdzić czy chłopak przypadkiem jeszcze żyje, ona została sama na środku boiska. Nie bardzo wiedziała czy powinna podejść, czy też zostać tam gdzie jest, czy w ogóle najlepiej uciec i udawać, że tak naprawdę nigdy tam nie stała. Ponieważ ostatnia opcja była raczej nie realna, a ona sama była zbyt zdezorientowana by podejść stała jak słup soli w jednym miejscu. Stałaby tam bóg wie ile jeszcze gdyby nie to że podeszła do niej jakaś stara pomarszczona hybryda, po chwili była już w stanie stwierdzić, że to jakaś nauczycielka, i poprosiła ją by poszła razem z chłopakami, którzy nieśli nieprzytomnego, i została z nim dopóki się nie obudzi. Marcelina jeszcze chwilę próbowała analizować słowa hybrydy i ruszyła ( czt. powlekła) się w kierunku gabinetu pielęgniarki.

*
Igor otworzył oczy, przez chwilę zastanawiając się jeszcze czy w ogóle żyje, czucie w jego nogach wróciło, a obraz przed oczami powoli się wyostrzał. Chwila oszołomienia. Rozejrzał się powoli po wyjątkowo obskurnym pomieszczeniu. Paskudne zielono-pomarańczowe, obdłubane ściany, obrzydliwe zielone krzesła, jakaś rozmazana plama, biurko zawalone papierami i biała lekko dziurawa zasłonaka  pozwalały mu twierdzić, że znalazł się w gabinecie pielęgniarki. Gdy jego wzrok wrócił do stanu używalności dziwna rozmazana plama zamieniła się w Kowalską. Tą samą Kowalską z rozpoczęcia roku. Spała sobie najspokojniej na świecie. Igor powoli zwlekł swoje zaspane ciało z czegoś co miało być łóżkiem lekarski i ruszył w kierunku śpiącej dziewczyny.
- Żyjesz? - Igor zaczął dość szybko i gwałtownie szarpać ją za ramię.
-Hę? Przepraszam! -Szybko wstała żeby przywitać się z chłopakiem, który właśnie stał przed nią-Jestem Marcelina.
- Tak... Fajnie... Wiesz gdzie znaleźć wychowawcę?
- Tak. Mam cię do niej zaprowadzić. Chodźmy.
Wyszli z pokoju higienistki, który Marcela musiała zamknąć kluczem pożyczony od dyrekcji, i ruszyli długim korytarzem w kierunku klasy. Klasa jak to klasa, nic szczególnego kilka dziewczyn, które najwyraźniej nakładają tapetę szpachlą, może ze dwóch przynajmniej na pozór nieprzyjemnych kolesi, i chmara wyjątkowo przeciętnych osób. Jedyną osobą jaka wykraczała poza jakiekolwiek granice przeciętności siedziała na samym uboczu klasy. Długie włosy spięte z tyłu, mroczny makijaż oraz typowo gotycki strój wyzwalał poczucie indywidualizmu ( czytaj czystej głupoty). Tępy wzrok nie był skupiony na wychowawcy tylko na notatniku widocznie coś w nim skrobiąc. Igor zajął miejsce w ostatniej ławce i zaczął spisywać powoli nowy plan lekcji. Marcelina usiadła koło niego i zaczęła robić to samo. Igor popatrzył na nią krzywym wzrokiem. Nie bardzo podobało mu się to że siadła akurat koło niego. Nie lubił zbędnego kontaktu z ludźmi. Trochę odsunął od niej krzesło i wrócił do notowania.

*
Dochodził już wieczór a Mari właśnie wychodził spod prysznica. Wszedł do dużego pokoju gdzie jak zwykle grał włączony telewizor. Jego mama spała przykryta kocem na kanapie. Wszedł powoli do kuchni która była połączona z dużym pokojem i nalał sobie kubek Elgrey. Codzienna, zwyczajna rutyna pomyślał. Wyłączył telewizor i światło, poszedł do swojego pokoju i zajął miejsce przed biurkiem zapalając przy okazji lampkę. Wyciągnął swój notatnik, i już miał się wziąć za poprawianie swoich tekstów lecz Rudy dziś postanowił mu w tym przeszkodzić spacerują po zapisanych kartkach i wymrukując swoje własne pieśni. Rudy był kotem, a co śmieszniejsze rudy był burym kotem, najzwyklejszym na świecie dachowcem. Tak naprawdę  nazywał Benito i nikt nie wie właściwie dlaczego wszyscy nazywają go rudy. Tak jest i tak będzie, a Rudemu to najwyraźniej pasowało bo nigdy nie reagował na imię Benito w przeciwieństwie do jego ksywki. Rudy pojawił się w ich domu wieki temu. Tak pojawił się, w jeden dzień nie mieli kota, a w drugi już ten kot był. W dodatku przez pierwsze dni nikt się nie zorientował że tego kota wcześniej nie było. Jak Rudy się pojawił był jeszcze mały, słodkim uroczym kotkiem. No ale każde dziecko dorasta, a Rudy wyrośl na prawdziwego potwora. Gryzie, drapie, leje pod łóżko. Mari myślał kiedyś, że może kastracja ukoiłaby jego temperament, ale potem stwierdził, że najgorsze co można zrobić facetowi to obciąć mu... khym, khym to go wykastrować. Więc zostało jak jest Rudy dalej jest facetem, a Mari dalej sprząta jego siki. Pogłaskał Rudego po główce, na co ten w odpowiedzi prychnął i uciekł, i Mari mógł wrócić do swojej codziennej rutyny. Wraca późno do domu, bierze prysznic, idzie do kuchni, nalewa herbaty, gasi wszystkie światła i wraca do pisania tekstów piosenek. Gdy tekst był gotowy wyciągał gitarę i grał. Jak to śpiewał Rysiek "Był jednym z niewielu, skazanych na bluesa. Ten wyrok dodawał mu sił."  Tak codziennie, nie naruszony schemat, można było go uznać za monotonny, ale on cenił sobie ten chroniczny spokój najbardziej. Nie cierpiał nagłych zmian, wprowadzały w życie nie potrzebny zamęt. Mari zgasił lampkę mając przed już przed sobą schemat nadający się na całkiem dobrą piosenkę i powlókł się na swoje już przygotowane do snu ( czytaj nawet nie pościelone łóżko) włożył słuchawki na uszy i słuchając Dżemu oddał się powoli w objęcia morfeusza.

Rozdział 1 SH.

Tak więc skoro mamy już za sobą część oficjalną dodajemy 
1 rozdział SH :)

Była to zwykła, najzwyczajniejsza środa. W wydawnictwie Marukawa praca szła wre. Zespół Emerald był jeszcze w żywotnym stanie z powodu początku cyklu. Ritsu jak zwykle zajmował się papierkowa robótką którą Takano zwalił mu na głowę.
MT - Onodera...
Or - Hai?
MT - Pojutrze jedziesz na szkolenie.
Or - Ha? 
KS - Ooo Rit-chan będzie miał trzy dni wolnego. 
Or - Nie rozumiem...
YT - Marukawa od czasu do czasu organizuje tak zwane „darmowe szkolenia”.
Praktycznie nic one nie dają, ale ktoś jechać musi...
M - ...wyjazd jest zazwyczaj trzydniowy tak więc mówi się, że ma się trzy dni wolnego...
Or - Ale dlaczego ja mam jechać?
MT - Bo tak zdecydowano. Jedziesz i tyle.
Chłopak popatrzył się na Takano. Pewnie gdyby to od niego zależało Ritsu nigdzie nie mógłby bez niego jechać. Onodera w sumie cieszył się z tego wyjazdu, niby nic szczególnego a jednak budziło to ekscytację. Pomyślał że może być fajnie. Z zamyślenia wybudził go dźwięk sterty rozmaitych papierów kładzionych na biurku. O to właśnie Takano stwierdził, że przed początkiem wyjazdu nie może zabraknąć mu roboty.
MT - Na masz biurku trochę roboty...postaraj się to jak najszybciej skończyć.
Or - Trochę? - Ritsu popatrzył na papiery jeszcze raz z niedowierzaniem.
KS - Coś się stało, Rit-chan?
Or - N-nie nic...
No tak Takano musiał to zrobić po prostu musiał.
*
Ritsu stał już wykończony na peronie. Naprawdę myślał już że nie wyrobi się z robotą. Powoli zajął swoje miejsce w pociągu. Oparł głowę o ręce. Był tak zmęczony że byłby w stanie zasnąć w każdym momencie.
MT- Dobrze się czujesz?
Or - Takano-san?!- Ritsu był już w objęciach Takano. Jak on mógł robić takie rzeczy publicznie
Or- Jeszcze pytasz? Dałeś mi tyle pracy, że ledwo się z nią wyrobiłem.
MT - To dlatego, że jutro i przez kolejne 3 dni nie idziesz do pracy...
Or - Jutro?
MT - Przecież musisz się spakować...gdzie ty w ogóle masz głowę?
No tak teraz to wydawało się oczywiste. Całe cztery dni wolnego. Cztery dni nie zobaczy Emeralda na oczy, ale to oznaczało że Takano też. Czuł się z tego powodu jakoś przygnębiony. To uczucie strasznie go denerwowało.
MT- Skoro wyjeżdżasz dopiero pojutrze, to zostań u mnie dzisiaj na noc.
Or - Haa?
MT - W końcu nie będzie cię przez 3 dni...
Or - I co z tego?!
MT - ...to chyba oczywiste...
Or - Przykro mi, ale skoro mam wolne to chcę z niego skorzystać i się wyspać. A tak będę musiał
wstać kiedy ty...
MT - Czyli u ciebie?
Or - Nie...czyli nie dzisiaj...
MT - Czyli tak...
Or - Haa?
MT - Nie zauważyłeś? - zawsze tak mówisz i zawsze to się tak samo kończy...
Jednak Takano miał rację, skończyło się jak zawsze. Ritsu leżał w łóżku Masamune, który obejmował go ramieniem. Śpiąca mina Takano uspokajała Onoderę mimo, że ten był na niego zły. Ciężko mu było się do tego przyznać ale pełnienie roli dużego misia podobało mu się. Ritsu wsunął się bardziej pod kołdrę i zasnął.
*
Ritsu obudził się tuż nad ranem, a w drzwiach czekał na niego Takano popijający kawę.
MT - Już się obudziłeś?
Or - Jak widać...
MT - Chcesz coś zjeść?
Or - He?
MT - Mam jeszcze pół godziny do wyjścia...
Or - Nie, dziękuję. Już pójdę.
Onodera chciał jak najszybciej opuścić mieszkanie. Zaczął szybko ubierać rzeczy, które były porozrzucane po różnych kontach pokoju. Znalezienie wszystkiego nie było wcale taką prostą sprawą. Takano kiedy rozbierał Ritsu zbytnio nie zwracał uwagi na takie sprawy jak to gdzie wyląduje skarpetka czy para wytartych jeansów. W dodatku oglądanie tak zdeterminowanego Onodery który próbuje ściągnąć swoją koszulę, która znalazła się jakimś cudem na niemalże dwumetrowej szafie stanowiło jego ulubioną część porannej rozrywki. Gdy już udało mu się skompletować cały strój, ruszył w kierunku wyjścia. Tuż przed drzwiami mieszkania Takano pocałował Ritsu w policzek i szepnął z ironicznym uśmieszkiem na twarzy "A nie mówiłem?". Jak on nie cierpiał tego uśmiechu. Szybko wyszedł trzaskając drzwiami. Takano stałby zawiedziony przed nimi z dobre dziesięć minut, gdyby nie to że zadzwonił telefon.
MT - Halo?
m - Masamune?
Takano był lekko zdziwiony. Po co niby jego matka miałby do niego dzwonić?
m - Chciałabym cię prosić o przenocowanie twojej siostry więc...
MT - ...więc sobie nagle o mnie przypomniałaś?
m - Masamune. Wiem że masz prawo być na mnie zły, ale proszę nie rób tego dla mnie, zrób to dla
siostry. To tylko 2 noce....obiecuję że nie będzie ci sprawiać problemów. Jak chcesz to mogę nawet
zapłacić...
Jak Takano miał ją niby przenocować, przecież to jasne że wolałby spędzić tą noc z... No tak przecież Ritsu wyjeżdża.
MT - ...dobrze już...zrobię to dla niej.
m - Dziękuję ci bardzo...
MT - To kiedy dokładnie ma przyjść?
m - Jutro po południu...i tak jak mówiłam...tak z 2 noce...no góra 3...
MT - Ok... Niech już będzie.
*
Ritsu nigdy nie był zbyt dobry w obowiązkach domowych więc nawet spakowanie równo złożonych    ( no powiedzmy, że równo) koszuli i spodni było dla niego dość trudne. No ale udało się. Jedyne co mu zostało to odetchnąć z ulgą i dobrze odpocząć przed jutrzejszym wyjazdem. Po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi, Ritsu działając mechanicznie otworzył drzwi w których stał Takano.
MT - Mutou - sensei przesłała dzisiaj to faksem do biura.-powiedział wręczając scenopis Ritsu.
Or - Tak szybko? W każdym razie dziękuję.
Onodera zamknął, a raczej chciał zamknąć za sobą drzwi lecz ręka Takano je zablokowała, po czym on sam wszedł do środka.
Or - Czego chcesz?
MT - Chyba nie myślałeś, że odjedziesz bez pożegnania. 
OR-  Taka...!
Ritsu nie mógł dokończyć bo usta Takano znalazły dla jego ust inne zajęcie. Ich języki spotkały się w namiętnym francuskim pocałunku. Onodera miał już zaprotestować, ale było to dla niego bardzo przyjemne. Powoli oparł swoje ręce na plecach Takano który go przytykał do bocznej ściany. Gdy ich usta wreszcie się rozłączyły Takano oparł swoją głowę na jego ramieniu.
MT- Będę tęsknił, bardzo...


Jeśli ktoś dalej nie rozumie skrótów to tutaj ma wersję dla głupszych:
Or - Onodera Ritsu
MT - Masamune Takano
KS - Kisa Shouta
YT - Yoshiyuki Hatori (Tori)
M - Mino...
m - matka Takano - to tak okazjonalnie...
Mamy nadzieję że się podobało, jak coś jest nie tak to piszcie w komentarzach, a jeśli chodzi o następny rozdział to powinien  pojawić się za kilka dni :)

Cześć.

Cześć!

Witamy na naszym blogu :)

Może tak na początek działalność bloga. Otóż założyłyśmy tego bloga by podzielić się z wami naszymi opowiadaniami...to znaczy...mniej więcej tak to wyglądało. Tak naprawdę będziemy tu przede wszystkim dodawać ciąg dalszy przepięknego i jakże cudownego (przynajmniej według mnie) anime jakim jest Sekaiichi Hatsukoi, tak więc blog został stworzony przede wszystkim dla fanów shonen ai/yaoi. Musimy jednak dodać, że choć SH będzie myślą przewodnią to jednak czasem dodawane też będą nasze osobiste opowiadania, które niekoniecznie będą miały podteksty homoseksualne ( przynajmniej moje ). Poza tym prawdopodobnie na stronie pojawią się także nasze różnego rodzaju rysunki, nie obiecujemy, że będą jakimiś dziełami sztuki, ale zainteresowani mogą sobie zawsze pooglądać.
Co do pisania w 1 osobie liczby mnogiej to...nie. Nie mam rozdwojenia jaźni - po prostu jest nas dwie 
(ciota wołowa, która nie potrafi nawet zawiązać buta i mała zepsuta przez nią dziewczynka: ja piszę na kolor niebieski, a moja współblogerczyni na kolor różowy. Tak więc za wiele się o nas nie dowiecie...przynajmniej na razie. Mamy nadzieję, że nasz blog się wam spodoba c:

"Wpuść mnie!" Mamo jestem w internecie! \( 9 o 9 )/

"Siad! -.-"

"Hai, hai. ;-;"