poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 11

Hejka!
Jestem śpiąca, więc króciutko c: Wsadzam nowy rozdzialik "Bez tytułu" i nie chwaląc się informuję, że nowy już się pisze. Ogólnie będę miała teraz dosyć mało czasu, gdyż chociaż semestr mi się kończy za dwa dni i praktycznie powinien być luz, biorę udział w wielu konkursach i muszę do nich pisać jak i się uczyć. Tak tylko mówię. No to już nie będę tego dłużej przeciągać.
Miłego czytania :D
(Wyszło troszki dłużej niż planowałam XD)




Rozdział 11
Kilka dni po przedwczesnym świętowaniu z Keiem i Yuki, Shirai pojechał do rodziny. Tęsknił za swoimi rodzicami, jak i za bratem. Cieszył się, że mógł spędzić z nimi trochę czasu, chociaż wkrótce chciał znów dowiadywać się nowych rzeczy na uczelni i użerać się ze swoim „przyjacielem”. Nawet jeśli nie przyznawał się do tego, trochę brakowało mu Keiichiego. Miał nadzieję zobaczyć także Yuki, zanim wróci do ośrodka. W końcu święta się skończyły, mężczyzna musiał znów „zwrócić” swoją siostrę opiekunom. Smuciło go, że przez dłuższy okres czasu nie będzie mógł spotkać się z dziewczyną, ale nie mógł nic na to poradzić. Na dodatek nie miał już nikogo, kto mógł by mieć oko na mężczyznę, podczas gdy ten jest w domu. To ograniczało mu jego władzę, a był pewien, że skoro nie będzie Yuki, jego przyjaciel postanowi składać mu częstsze i dłuższe wizyty. Znowuż kłopot.
Chłopak wyciągnął klucz, lecz gdy chciał go przekręcić zamek nie ustępował. Spróbował w drugą stronę i poszło gładko, ale w tej chwili zamykał drzwi.
„Zostawiłem mieszkanie otwarte? Nie…a może to włamywacz? Jeśli tak, to mam przekichane. Może zadzwonię do Keia? Eh i tak nie zdążyłby przyjść…hm…lepiej nie krakać. Po prostu sprawdzę.”
Shirai, choć próbował się uspokoić, z drżącą ręką otworzył drzwi. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Nic nie zniknęło. Gdy zrobił kilka kroków, usłyszał cichutkie szmery. Zamarł w miejscu. Chyba jednak ktoś tam był. W końcu wybrał numer policji i wziął głęboki oddech. Musiał się upewnić, że mu się nie zdawało. Gotowy wiać szybko postawił jeszcze kilka kroków i znowu stanął nieruchomo. Tym razem jednak nie ze strachu, lecz ze złości.
K - Hm? - Mężczyzna usiadł i odłożył książkę. - Cześć, witaj w domu.
S - Jakie „witaj w domu”, co ty tu do..eh…co ty tu robisz?! - Shirai miał chęć przyłożyć Keiowi z prawego sierpowego, najadł się tyle strachu przez tego idiotę.
K - Nie musiałeś się powstrzymywać…
S - Zamknij się! Odpowiedz!
K -  Nudziło mi się.
S - Hah? Yuki już wyjechała?
K - No, spóźniłeś się trochę. Kazała cię pozdrowić i mam cię od razu poinformować, jak jeszcze będzie mogła przyjść.
S - Szkoda…a wiesz kiedy?
K - Nie, kiedy uda mi się wybłagać kilka osób.
S - Rozumiem, ale to dalej nie powód byś tutaj siedział i najważniejsze, jak się tu dostałeś skoro to ja mam klucze?! - Chłopak często zostawiał je dla Keia np. u sąsiada, ale przecież teraz trzymał je w ręku.
K - Hm? A to! Kiedyś jak spałeś, poszedłem sobie dorobić drugie. 
S - Haa?! A kto ci pozwolił?!
K - Ja…i w sumie Yuki.
S - Oddaj mi je. Nie wyraziłem na to zgody.
K - Czemu?
S - Tłumaczyłem ci.
K - Ale wiesz, teraz jestem jedyną osobą, która przyjdzie ci na ratunek jak zemdlejesz, więc powinienem mieć jak wejść, by ci pomóc.
S - Nigdy w życiu nie zemdlałem i mdleć nie zamierzam. Oddaj.
K - Kto wie co się stanie, poza tym dzięki temu będę mógł wychodzić, nawet jeśli ciebie nie będzie, nie angażując w to twoich sąsiadów, którzy mają pewnie już tego dość. - Chłopak musiał przyznać, że ten argument był słuszny. Nie chciał za często widzieć Keia w swoim mieszkaniu, ale gdyby nie to, jego posiłki byłyby o wiele uboższe. Natomiast tego typu rozwiązania jakie stosowali do tej pory, wymagały osób trzecich, a to nie było pożądane.
S - Nie wierzę, że to robię, ale niech ci będzie, PÓKI CO zatrzymaj je - oczywiście pod warunkiem, że użyjesz ich tylko za moim pozwoleniem.
K - No i kiedy zemdlejesz.
S - Za moim pozwoleniem i kiedy będę nieprzytomny, może być?
K - Niech będzie, przyjmuję tę ofertę.
S - Trzymam cię za słowo.
K - Okey… A tak w ogóle to mógłbyś się w końcu przywitać.
S - Eh, wróciłem.
*
W sumie, to że mężczyzna miał swoją parę kluczy, okazało się całkiem wygodne. Ku zdziwieniu Shiraiego, to nie sprawiło ani tego, że Kei odwiedzał go częściej. Wręcz przeciwnie, od niedawna zaczął przychodzić coraz rzadziej. Nawet jeśli chłopak myślał zawsze o jak najszybszym pozbyciu się intruza, martwił się zaistniałą sytuacją. Zastanawiał się wciąż, co mogło sprawić tę zmianę. Miał nadzieję, że Kei w końcu nie przestanie go odwiedzać, nawet jeśli jego obecność była często irytująca - na szczęście do tego jeszcze sporo brakowało. Co nie zaprzecza temu, że coś jest nie tak, ale Shiraiego nie było stać nawet na zaczęcie takiej rozmowy. Przypuszczał, że skończyłoby to się tekstem typu „A co? Martwisz się o mnie?” i bóg wie czym jeszcze, tak więc przemilczał to.
*
S - Hm? Nie myślałem, że kiedykolwiek będziesz pracował rano.
K - Wiesz, skoro mogę wieczorem to dla nich wygodne, ale jutro potrzebują mnie akurat rano. Pewnie większe zlecenie. W każdym razie wiesz, o której kończę…
S - W sumie nigdy nie pytałem, ale gdzie pracujesz?
K - Hm? W warsztacie, reperuję auta, motocykle i takie tam. Nie chwaląc się, jestem całkiem dobry w swoim fachu.
S - Rozumiem, skoro tak, to w sumie możemy zjeść coś na mieście, mógłbym pod ciebie podejść jak skończysz…
K - Serio? - Mężczyzna był zaskoczony, tego się nie spodziewał. Nie mniej jednak oferta Shiraiego przypadła mu do gustu. Chłopak natomiast zarumienił się, gdy zorientował się, co tak właściwie powiedział. Zrobił to bez namysłu.
S - T-to znaczy, wiesz…jeśli nie chcesz to spoko i tak nawet nie wiem, gdzie to jest…więc…
K - Jeśli byś mógł, to byłoby miło…- Shirai spojrzał na mężczyznę i ku jego zdziwieniu, wyglądał na poważnego i zupełnie szczerego…czyli naprawdę chciał, by chłopak tam poszedł.
S - W takim razie…dobrze…- Po odpowiedzeniu, chłopak czuł, że rumieni się jeszcze bardziej, choć sam nie wiedział dlaczego. Przez chwilę pomyślał, że to będzie wyglądać, jakby byli parą, ale przecież można zwyczajnie pójść po przyjaciela, nie? Więc skąd te wszystkie idiotyczne myśli? (z mojej głowy i jego serducha XD)
*
Z torbą, wypełnioną najpotrzebniejszymi rzeczami, Shirai postawił pierwszy krok. Czuł się, jakby szedł właśnie na wycieczkę w nieznane. Poniekąd tak było, gdyż po zaledwie kilku miesiącach studiowania, nie zdążył poznać jeszcze całego miasta. Zostało jeszcze wiele miejsc, o których nawet nie miał pojęcia. Mimo wczorajszego wykładu Keiego i narysowanej na szybko mini mapki, chłopak czuł, że coś pójdzie źle. Pewnie dlatego, że był świadomy swojego talentu do gubienia się, szczególnie w obcych mu miejscach (pozdrawiam tamaundę-senpai, z którą potrafimy gubić się nawet w znanych nam miejscach XD). Gdy Shirai doszedł do jednego z charakterystycznych budynków po drodze, który opisał mu Keiichi, był wniebowzięty. Jeszcze został mu tylko kawałeczek na tejże malutkiej mapce. Po piętnastu minutach okazało się, że ten „kawałeczek” jest najtrudniejszą częścią tej trasy. Kilka zakrętów i malutkich uliczek sprawiło, że linie narysowane na kartce w ogóle nie pokrywały się z otoczeniem. Chłopak doszedł do wniosku, że lepiej by było poczekać w tym miejscu na przyjaciela, zadzwonić i niech go szuka, no ale Kei nie odbierał telefonu ani nie odpisywał, więc pozostało mu  łażenie po okolicy. Mężczyzna co prawda miał niedługo kończyć, ale mogło mu zawsze coś wypaść, a Shirai nie palił się do czekania aż ten łaskawie oddzwoni lub odpisze. Coraz bardziej obskurne budynki  trochę niepokoiły chłopaka, szczególnie po tym co naopowiadał mu Keiichi, ale przecież nie można oczekiwać, że wszystko będzie w idealnym stanie, a ruiną to miejsce jeszcze nie było.  Kilka przecznic dalej Shirai spostrzegł jakiś lokal, ale nie mógł odważyć się by wejść. To miejsce ewidentnie stworzono tylko po to, by sobie dobrze popić. Można było to wywnioskować już z zewnątrz. Chłopak postanowił już wracać, co prawda jeszcze sporo czasu minie, zanim w ogóle zacznie się ściemniać, ale wolał dmuchać na zimne. Niestety nie miał pojęcia jak dojść do miejsca, z którego zaczął obchód. Myślał, że ma wszystko pod kontrolą i wie, w którą ulicę skręcić, jakie budynki minąć, ale sporo się przeliczył, gdyż teraz już w ogóle nic nie kojarzył. W pewnym momencie usłyszał głosy większej grupki ludzi, gdy zza rogu wyszło około ośmiu mężczyzn. Wśród nich dostrzegł kogoś znajomego. Po chwili przypomniał sobie jego imię, to był Kou. Na jego widok serce mu się uradowało, lecz po chwili jego entuzjazm opadł, gdyż przyjrzawszy się dokładnie jego towarzyszom, stwierdził, że nie wyglądają oni na godnych zaufania. W takim przypadku Kei kazał mu wiać w te pędy i najlepiej gdzieś się ukryć, ale Shirai zdecydował się iść normalnie, gdyż to wyglądało bardziej naturalnie. Poza tym na pewno zauważyliby, gdyby nagle zaczął biec no i nie mają w sumie powodu, by go zaczepić. Nie miał przy sobie zbyt wielu pieniędzy. „Taa…szkoda tylko, że oni o tym nie wiedzą.” Chłopak wymusił na sobie naturalny krok, odwrócił się i ruszył przed siebie. W najlepszym razie go po prostu wyminą, a w najgorszym…nawet nie chciał o tym myśleć. Póki co wszystko szło dobrze, grupka przemieszczała się, nie zwracając uwagi na osóbkę, idącą z boku tuż przy różnokolorowych murkach. Choć Shirai spostrzegł, że nie tyle „olali go” co „nie zauważyli go”, gdyż wzrok każdego z nich zwrócony był ku Kou. Chłopak był mu w duszy niezmiernie wdzięczny. Shirai był pewny, że ten go zauważył, więc to, że go kryje było oczywiste. Gdy już wszyscy minęli chłopaka, wzrok Kou powędrował ku kilku cieniom, po chwili na jego twarzy dało się widzieć zaniepokojenie i zrezygnowanie. Następnie chłopak zobaczył kierowany ku niemu uśmiech znajomego, po czym ten ruszył w jego kierunku. Ale dlaczego? Przecież wszystko szło dobrze. Shirai pomimo ogarniającego go strachu nadal szedł przed siebie, nie dając nic po sobie poznać, lecz w tym momencie usłyszał Kou.
- Cześć słodziaku, co cię sprowadza w nasze skromne progi, a może zgubiła się dziecina? - Chwilę później jego towarzysze, tak samo uśmiechnięci, także ruszyła ku chłopakowi. Shirai starał się zignorować wszystko wokół, ale niestety po kilku sekundach znowu Kou przemówił. - Ej, czemu mnie ignorujesz? Przecież chcę być dla ciebie tylko miły, to nieładnie wiesz? Nawet nie wiesz, jak mi przykro… - W tym momencie mężczyzna pociągnął chłopaka za rękę, natomiast ten automatycznie wyrwał ją, tak jak go uczył Keiichi, i poszedł dalej. Wiedział, że otwarta ucieczka nie ma szans. - No wiesz, tak mnie traktować, a ja ci chciałem tylko pomóc. - Shirai był już trochę zniecierpliwiony, gdyż grupka nie dawała mu spokoju, tylko szła za nim krok w krok. W pewnej chwili poczuł szarpnięcie. Tym razem nie udało mu się uwolnić. - Mówiłem, że to BARDZO NIEMIŁE, chyba coś mi się należy?! - Chłopak dalej nic nie powiedział, na co mężczyźni zaczęli się już denerwować. - Jako kulturalny chłopczyk, odpowiedz gdy do ciebie mówię, bo inaczej nie będziemy już tacy przyjemni…
- Niby co?
- Hm?
- Niby co ci się należy?
- Może przeprosiny, hm?
- Przepraszam, wystarczy? - Shirai powiedział to na odczepnego, znowu próbując wyrwać rękę i znowu mu się to nie udało.
- Hola, nie tak szybko, trzeba to zrobić w odpowiedni sposób słonko.
- Że co?!
- Chłopaki, co powiedziecie na naszego uroczego chłopczyka?
- Hehe, jak zwykle masz dobre oko, Kou.
- No oczywiście!
- Mogę się nim zająć…
- Eja, a niby z jakiej to okazji?
- Hm? Mówiłeś, jeszcze chwilę temu mówiłeś coś o pójściu do domciu, spokojnie, dobrze się nim zaopiekuję.
- Nie tak prędko, nie mogę zostawić mojej zdobyczy nieodpowiedniej osobie.
- A co niby we mnie nieodpowiedniego?! No daj mi go i z głowy.
- Niestety znam osobę zainteresowaną nim bardziej od ciebie, mało tego, jego kolej minęła już z 5 razy.
- Serio, myślisz, że nasz mości książę Kei będzie chciał takie chucherko? - Shirai natychmiast zareagował na to imię. Chyba bardziej od  tego co może mu się stać w towarzystwie tych mężczyzn, bał się złości przyjaciela. Już na samą myśl co może zrobić, ciarki go przeszły. Nie chciał, żeby Keiichi go razem z jego „nowymi kolegami”, ale chyba tylko on może go od nich wybawić. Kou najwyraźniej też doszedł do takiego wniosku.
- Kto wie, ale przypominam ci, że on tu ma teraz prawo wyboru.
- Jeśli się zjawi…
- Z tym nie powinno być problemu. - Kou puścił Shiraiego mówiąc - Nawet nie próbuj zrobić czegoś głupiego <3 -  i wykręcił numer do Keia. Po kilku sekundach jednak zrezygnował i wykręcił inny numer. Chwilę później dało się słyszeć fragmenty rozmowy - Daj mi Keia… No hej stary…Rozumiem, rozumiem, ale przemyśl to najpierw dokładnie…No właśnie dlatego powinieneś przyjść, wiesz, mamy tu takie jedno królewiątko, a ty masz prawo wyboru ~…Wiesz, myślę, że przypadnie ci do gustu, więc przyłaź szybko, będziemy tam gdzie zwykle, no to na razie~
- Czyli przyjdzie? - A to ci niespodzianka.
- Wiesz, raz na jakiś czas i on musi się rozerwać, w każdym razie ruszajmy! Ku przygodzie!
Chłopak usłyszał jeszcze kilka okrzyków, a potem ruszył za grupką, słuchając żywiołowej rozmowy, jaką przeprowadzali. Na twarzy Kou natomiast zobaczył wyraźną ulgę, po chwili ten cofnął kawałek, położył mu rękę na ramieniu i powiedział - No widzę, że masz troszki oleju w głowie. Witamy cię w naszych szeregach mój drogi, miłej zabawy. - Po czym ciszej, z poważną miną dodał - Ale serio mały, masz więcej szczęścia niż rozumu.
Shirai zaczął mieć wyrzuty sumienia. Znowu ktoś go musi ratować. Wychodzi na to, że jest tylko kulą u nogi dla Keiichiego i Kou. Ciągle tylko narzeka na swojego przyjaciela, a gdyby nie on…no w sumie to po części jego wina. No ale prawdę mówiąc, mógł się zgubić w każdym innym przypadku i wtedy nie miałby go kto wybawić z opresji. Właśnie uświadomił sobie, jak bardzo jest słaby, a to niezbyt miłe uczucie, szczególnie dla mężczyzny.
*
- To za co teraz wypijemy?
- Za nowego!
- Ok, teraz będzie za nowego!
- Na zdrowie!
Po kilku kuflach już wszyscy byli troszkę wstawieni, więc całe towarzystwo ogarnął wręcz szampański humor. Niestety chłopak nie podzielał ich entuzjazmu. Musiał zamówić choć jeden kufel, choć zastrzegał się, że jest abstynentem - nie chciał tracić kontroli nad sytuacją - ale wszyscy za bardzo nalegali. Na szczęści nikt nie czepiał się, że pije tak wolno. Inną sprawą jeszcze był ten cały dym mieszający się z zapachem alkoholu. Shirai nie mógł już znieść tego smrodu. Wtem otworzyły się wrota, przez które przeszedł mości pan, co ratunek ze sobą niesie. Chłopak teraz wolał znieść humor przyjaciela niż się udusić.
- Jesteś! ~ - Śpiewającym tonem powitał go jeden z grupki mężczyzn.
- No, widzę, że już zdążyliście się trochę rozerwać. - Na twarzy Keiichiego nie było złości ani nawet tej obojętności, którą zawsze się odznaczał. Widniał tam natomiast okrutny uśmieszek, pokazujący jego wyższość nad resztą towarzyszy. Chłopak pierwszy raz widział tego rodzaju minę u Keia i musiał przyznać, że był przerażony. Mimo postawy mężczyzny, ten zawsze się wydawał być dość ciepłą osobą, nawet jeśli tego nie pokazywał, natomiast teraz jego piękne czarne, ale chłodne oczy przewiercały każdy kąt dookoła, każdą malutką cząsteczkę. Miało się wrażenie, że potrafi on spojrzeć w głąb duszy i kawałek po kawałeczku rozerwać ją na strzępy. Gdyby Shirai go nie znał, pomyślałby, że mężczyzna zaraz zada mu śmiertelny cios i z zadowoleniem będzie patrzeć, jak ten się wykrwawia. W sumie nawet pomimo tego, że go zna, miał wątpliwości do tego, czy wyjdzie stąd żywy.
- Spokojnie, mamy jeszcze dla ciebie miejsce. ~
- Oczywiście, przecież bez potrzeby bym się nie fatygował. - W tym momencie Kou objął ramieniem Shiraiego.
- A o to nasz nowy nabytek, śliczny, nie? ^^
- Hm? No, musze cię pochwalić, nie straciłeś oka do tego typu rzeczy.
- Przecież mnie znasz. Jestem najlepszy! - Kei usiadł koło chłopaka, wziął piwo z przed jego nosa i wypił resztę (czyli jakieś 3/4) za jednym razem.
- Eh, niezłe.
- No wiesz, zabierać bezczelnie ludziom piwo.
- A myślisz, że chciało mi się czekać, jeśli tak bardzo chce, to niech sobie zamówi drugie i tak wszystko idzie na wasz koszt, nieprawdaż?
- A tak w ogóle to co z nim?
- Hm? Ano nada się.
- A nie mówiłem?
- Dobra, dobra, ale następna osoba trafia do mnie.
- No to skoro odebrałem moją należność, to mogę sobie już iść.
- Hej, nie zostaniesz z nami?
- No wiesz?! Tak przyjść, wypić i wyjść? To niezgodne z prawem!
- Hm? No ale chyba to było jasne, że nie pozwolę mojej nowej zabaweczce tak długo na mnie czekać, czyż nie? - Kei chciał ponaglić ich wyjście jak tylko się da pomimo sprzeciwu osób trzecich.
- No dobra, wybaczam, ale następnym razem…
- Jasne, jasne. - Po chwili Keiichi wstał. - No, ruszaj się księżniczko. - Na tę komendę Shirai zerwał się na równe nogi, po chwili mężczyzna oparł się o niego i nawet na chwilę nie pozbywając się uśmiechu z twarzy, powiedział mu do ucha. - No, pożegnaj się ładnie z panami.
- Do widzenia.
- Siema.
- Trzymaj się maluszku.
- Nara.
- Heh, powodzenia.
- No coś taki ponury. - Kei pstryknął mu palcem w głowę i dodał. - Uśmiechnij się, w końcu czeka cię wesoły wieczorek…i nocka. - Potem ruszył w stronę wyjścia.  - No chodź, chyba, że mam cię za rączkę ciągnąć. - Po chwili chłopak ruszył za nim.
Na zewnątrz Kei nic nie mówił, ale objął go ramieniem i zachował swój uśmieszek jeszcze do końca ulicy. Za zakrętem czas prysł. Mężczyzna dosłownie kipiał ze złości, ale nic nie mówił, tylko puścił chłopaka i przyspieszył kroku, tak że ten musiał niemal za nim biec.
*
Wciąż bez ani jednego słowa Kei wyciągnął swoją parę kluczy i otworzył mieszkanie Shiraiego i wszedł do niego, natomiast chłopak stał przed mieszkaniem jak słup soli.
- Właź. - Powiedział szorstko mężczyzna, na co Shirai pośpiesznym krokiem wszedł i zamknął za sobą drzwi. Po kilku sekundach ściągnął już buty i kurtkę, i przestraszony wszedł do pokoju.
- No to słucham. - Ton Keia nadal był chłodny i naglący.
- Cz-czego? - Chłopak natomiast miał cały czas spuszczoną głowę, próbował się trochę uspokoić, ale za bardzo się bał.
- Czego? Może tego, jakim to cudem znalazłeś się w ich towarzystwie, hm?!
- Z-zgubiłem się.
- Zgubiłeś się?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - Mężczyzna coraz bardziej okazywał swoją złość, co sprawiało, że Shirai  chciał zapaść się pod ziemię.
- N-no a co niby jeszcze? Z-gubiłem się, Kou mnie znalazł i tyle…
- To w takim razie powiedz jakimże to cudem zgubiłeś się w tak prostej drodze?
- No nie wiem, w pewnym momencie mapa przestała pasować do…
- Cokolwiek by się nie stało, miałeś w razie czego stać w miejscu, czyż nie?!
- N-no ale nie odbierałeś…
- Co za chol*** różnica?!
- Nie chciałem czekać…
- Tak, za to wolałeś  spędzić czas z ludźmi, którzy mogliby poderżnąć ci gardło! To jest o wiele lepsza opcja, nie?! Taka ekscytująca!
- J-ja nie chciałem…
- Twoje „nie chciałem” nie przekonałoby ich to zostawienia cię w spokoju! Nawet nie wiesz, jakie masz pier*** szczęście, że Kou tam był! - Obaj milczeli przez chwilę, po czym Kei dodał pod nosem - Wycieczek krajoznawczych się paniczowi zachciało…
- To nie była moja wina..
- Tak?! A niby czyja?!
- T-tak wyszło…
- Co wyszło?! Gdybyś nie ruszał się z miejsca wszystko byłoby dobrze, ale nie, w końcu nie możesz chwilę zająć się sobą, nie było cię nawet w promieniu kilometra! - Shirai miał już łzy w oczach, nic nie odpowiedział. - No może powiedz coś tak łaskawie!
- C-co?
- A choćby głupie „przepraszam” może!
- N-no p-przepraszam, a-ale…
- Żadne ale! Ty na serio nie rozumiesz co mogło się stać?! - Chłopak już nie wytrzymał, po jego policzkach polały się łzy, po czym krzyknął.
- Nie jestem głupi!
- Nie?! A to ci nowina!
- Daj mi już spokój! Wiem, że nie powinienem wte…
- G*** wiesz! Ostatnim razem też wiedziałeś i to i tak nic nie dało! Mam ci to młotkiem wbić do głowy?!
- Powiedziałem ci, że…
- Ja też ci coś mówiłem, ale nie! Mnie się nie słucha, bo nie umiem się wysłowić w należyty dla pana profesorka sposób!
- Tu nie o to chodzi…
- No to o co?! Powiesz mi dlaczego po godzinie wykładu olałeś dokładnie wszystko, co ci mówiłem, dla swoich turystycznych pobudek?!
- Przestań już!
- Żebym potem znów musiał ratować ci d***?!
- P-proszę…przestań…- Chłopak mówił już półgłosem, a jego policzki były coraz wilgotniejsze.
- To ty przestań…!
- Stop! - Shirai wydał z siebie rozpaczliwy krzyk i osunął się na ziemię coraz bardziej płacząc. Był już zdenerwowany do granic możliwości, na dodatek jego strach rósł z każdym kolejnym słowem przyjaciela. - Dość już…rozumiem…naprawdę…nie krzycz tak…
- A co mam robić, skoro w ogóle…
- Po prostu przestań…
- No oczywiście, teraz jestem tym złym. Świętoszek się znalazł.
- Nic takiego nie powiedziałem.
- Hm, jeszcze nie? Czyli widocznie cię uprzedziłem.
- Proszę, daj już spokój.
- A proszę cię bardzo, umieraj w rowie.
- Daj mi już spokój! Ciągle mi tylko dokuczasz i uprzykrzasz życie! A teraz krzyczysz, rzucasz się, nie wiesz co myślę, nie wiesz co czuję, nie wypowiadaj się za mnie! Nikt nie jest idealny, ale jaki to ma sens, jeśli zamiast mnie pouczać, sprawiasz tylko, że się ciebie coraz bardziej boję!
- Czyli tak mnie odbierasz? Miło!
- A jak mam cię odbierać inaczej?! Wszystko co robisz, robisz dla własnych korzyści, ciągle tu siedzisz trując mi głowę, a potem jeszcze robisz mi jakieś…zboczone rzeczy! Aż się dziwię, że to jeszcze wytrzymuję! Mogę mieć tego wszystkiego dość, nie?!
- To co mam teraz według ciebie zrobić? Mości panie? Może życzy sobie pan kąpieli a potem strawy do tego…
- Wynoś się! Wyjdź już i nie wracaj! Mam już dosyć…
- Proszę bardzo.
Kei prychnął i szybko oddalił się w stronę drzwi. Po chwili Shirai usłyszał jak się zatrzaskują. Skulił się w kłębek i ciągle mocno płakał. „Nie chcę już…” - powtarzał. To był chyba najgorszy dzień w jego życiu.