Nie było mnie długo, no ale trochę czasu trzeba było zanim napisało się rozdział, potem dało do poprawy i w ogóle...Tak, to wina tylko i wyłącznie mojego lenistwa ;-;
No, ale jakimś cudem jest :D
W sumie to taki wstęp. Coś a'la druga seria "Bez tytułu", chociaż prawda jest taka, że nie wiem co mi z tego wyjdzie i być może porywam się motyką na słońce, myśląc, że uda mi się jeszcze coś ciekawego wymyślić. No ale próbuję C:
Tak więc już dłużej nie zanudzam i życzę miłych wakacji ;D( Jeszcze tylko podziękowania dla Vivy za poprawienie rozdziału C: )
Rozdział 14
Gdy Shirai otworzył oczy, pierwszą rzeczą, o której pomyślał, był zegarek. Chwilę później sięgnął po niego ręką. Jak tylko przeczytał godzinę na nim widniejącą, zerwał się wykrzykując: „Spóźnię się!” . Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że jest sobota i nie musi wcześnie wstawać. Jednak dla niego na tę chwilę ważniejszy był fakt, że jego oczy znów natrafiły na kogoś, kogo nie było tu jeszcze poprzedniego wieczora. Chłopak miał zamiar obudzić natręta, który już całkiem zadomowił się w jego mieszkaniu, ale gdy zobaczył jego wory pod oczami, stwierdził, że odda mu tę przysługę i podaruje mu jeszcze kilka godzin snu. Potem wygramolił się z łóżka i ruszył w stronę łazienki, gdzie umył się i przebrał. Tylko w sobotę nie musiał spieszyć się z kąpielą, co dało mu chwilkę na odprężenie i zaczęcie nowego dnia. Owa chwilka nie była tak krótka jak mu się zdawało, gdyż jak wyszedł z łazienki, jego „współlokator” był już na nogach.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która potrafi spędzić rano aż dwie godziny w łazience.
- Za to ty jedyną, która w nocy pakuje się do obcego mieszkania i zasypia w cudzym łóżku.
- Nie takiego obcego.
- To nie ma znaczenia.
- Coś nie w humorze?
- To, że przekroczyłeś swoje prawa jako gość, nie upoważnia cię do zamieszkania tutaj.
- No to się w końcu zdecyduj
- Jakie „zdecyduj”? Czemu zawsze musisz przechodzić ze skrajności w skrajność? Nie myśl, że będę ci na wszystko pozwalał.
- A czy ja kiedykolwiek pytałem o twoją zgodę?
- Nie przyszło ci czasem do głowy, że powinieneś?!
- Szczerze? - Kei podszedł do chłopaka i lekko cmoknął go w usta, po czym odpowiedział - Nie. - i powędrował do łazienki. Shirai tylko zarumienił się lekko i nieco zirytowany poszedł zrobić coś do jedzenia.
Gdy Shirai otworzył oczy, pierwszą rzeczą, o której pomyślał, był zegarek. Chwilę później sięgnął po niego ręką. Jak tylko przeczytał godzinę na nim widniejącą, zerwał się wykrzykując: „Spóźnię się!” . Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że jest sobota i nie musi wcześnie wstawać. Jednak dla niego na tę chwilę ważniejszy był fakt, że jego oczy znów natrafiły na kogoś, kogo nie było tu jeszcze poprzedniego wieczora. Chłopak miał zamiar obudzić natręta, który już całkiem zadomowił się w jego mieszkaniu, ale gdy zobaczył jego wory pod oczami, stwierdził, że odda mu tę przysługę i podaruje mu jeszcze kilka godzin snu. Potem wygramolił się z łóżka i ruszył w stronę łazienki, gdzie umył się i przebrał. Tylko w sobotę nie musiał spieszyć się z kąpielą, co dało mu chwilkę na odprężenie i zaczęcie nowego dnia. Owa chwilka nie była tak krótka jak mu się zdawało, gdyż jak wyszedł z łazienki, jego „współlokator” był już na nogach.
- Jesteś chyba jedyną osobą, która potrafi spędzić rano aż dwie godziny w łazience.
- Za to ty jedyną, która w nocy pakuje się do obcego mieszkania i zasypia w cudzym łóżku.
- Nie takiego obcego.
- To nie ma znaczenia.
- Coś nie w humorze?
- To, że przekroczyłeś swoje prawa jako gość, nie upoważnia cię do zamieszkania tutaj.
- No to się w końcu zdecyduj
- Jakie „zdecyduj”? Czemu zawsze musisz przechodzić ze skrajności w skrajność? Nie myśl, że będę ci na wszystko pozwalał.
- A czy ja kiedykolwiek pytałem o twoją zgodę?
- Nie przyszło ci czasem do głowy, że powinieneś?!
- Szczerze? - Kei podszedł do chłopaka i lekko cmoknął go w usta, po czym odpowiedział - Nie. - i powędrował do łazienki. Shirai tylko zarumienił się lekko i nieco zirytowany poszedł zrobić coś do jedzenia.
*
- Nie rozumiem, czemu ci to tak bardzo przeszkadza.
- Ja za to nie rozumiem, jak ci to NIE przeszkadza. - Chłopak miał już serdecznie dość tego, że Kei wiecznie robi to, na co ma ochotę jak rozpieszczony dzieciak. Niestety - nic do niego nie docierało. Śniadanie natomiast wciąż leżało nawet nieruszone.
- Daj już spokój, będziesz się obrażać o coś takiego?
- Nie obrażam się, tylko daję ci jasno do zrozumienia, że wolałbym decydować o swoim mieszkaniu.
- No to decydujesz…
- Właśnie, że nie! Wciąż mnie nie słuchasz, tylko robisz wszystko po swojemu, mógłbyś łaskawie choć raz uszanować moją decyzję?
- Mogę, ale pod warunkiem, że nie będziesz ciągle nastawiony na „nie”.
- Skąd wiesz jaka byłaby moja odpowiedź?
- To powiedz w takim razie, jakbym zadzwonił do ciebie o 2 w nocy i zapytał czy mogę do ciebie przyjść, to co byś odpowiedział?
- Nie wiem, to by zależało od sytuacji i w ogóle…
- Czyli na jakieś 90 % nie zgodziłbyś się.
- Niekoniecznie… poza tym chyba przeżyjesz choćby jedną głupią noc beze mnie.
- Ano właśnie nie bardzo. - Chłopak zarumienił się i w ramach dywersji zaczął jeść śniadanie. - Co w tym dziwnego?
- Wszystko. - Shirai wymruczał odpowiedź pod nosem i zapchał sobie usta jedzeniem. Mężczyzna nie kryjąc swojego zadowolenia również zabrał się za swój posiłek.
- Ja za to nie rozumiem, jak ci to NIE przeszkadza. - Chłopak miał już serdecznie dość tego, że Kei wiecznie robi to, na co ma ochotę jak rozpieszczony dzieciak. Niestety - nic do niego nie docierało. Śniadanie natomiast wciąż leżało nawet nieruszone.
- Daj już spokój, będziesz się obrażać o coś takiego?
- Nie obrażam się, tylko daję ci jasno do zrozumienia, że wolałbym decydować o swoim mieszkaniu.
- No to decydujesz…
- Właśnie, że nie! Wciąż mnie nie słuchasz, tylko robisz wszystko po swojemu, mógłbyś łaskawie choć raz uszanować moją decyzję?
- Mogę, ale pod warunkiem, że nie będziesz ciągle nastawiony na „nie”.
- Skąd wiesz jaka byłaby moja odpowiedź?
- To powiedz w takim razie, jakbym zadzwonił do ciebie o 2 w nocy i zapytał czy mogę do ciebie przyjść, to co byś odpowiedział?
- Nie wiem, to by zależało od sytuacji i w ogóle…
- Czyli na jakieś 90 % nie zgodziłbyś się.
- Niekoniecznie… poza tym chyba przeżyjesz choćby jedną głupią noc beze mnie.
- Ano właśnie nie bardzo. - Chłopak zarumienił się i w ramach dywersji zaczął jeść śniadanie. - Co w tym dziwnego?
- Wszystko. - Shirai wymruczał odpowiedź pod nosem i zapchał sobie usta jedzeniem. Mężczyzna nie kryjąc swojego zadowolenia również zabrał się za swój posiłek.
*
Reszta dnia upłynęła spokojnie, nic nadzwyczajnego. Jak co
sobotę, Kei wrócił zdecydowanie wcześniej z pracy i, tym razem już za
zgodą chłopaka, znów spędził u niego
noc. Mężczyzna zostawił u niego torbę z niektórymi rzeczami „jakby co”, więc prawny właściciel mieszkania nie miał już
żadnego powodu, by się go czepiać. Shirai może nie był z tego specjalnie
zadowolony, szczególnie, że przypuszczał, że na kilku rzeczach się nie skończy,
ale w sumie czy to było aż tak złe? W końcu jedyne co Keia trzyma w jego starym
domu to jego matka, którą codziennie choć trochę się zajmuje. Wybywa tak
przeważnie na około dwie, trzy godziny, resztę czasu spędza przeważnie z
ukochanym. Chłopakowi nawet nie
przeszkadzał taki stan rzeczy, zdążył się już do niego przyzwyczaić,
przynajmniej póki miał nad nim jako taką kontrolę.
*
Dzięki wiedzy zdobytej z książek, Shirai od samego początku nie czuł, że musi się jakoś wyjątkowo uczyć. Teraz jednak to uczucie było wyjątkowo mocne. Mimo iż wiedział dużo, zawsze musiał się choć na chwilę skupić na wykładach, by wyłapać informacje, z którymi się wcześniej nie spotkał i zapamiętać je. Za każdym razem dowiadywał się czegoś ciekawego. Jednak ostatnio zaczął się taki temat, który chłopak ma dosłownie w małym palcu. Mógłby równocześnie siedzieć w domu i pisać kolejne prace - na jedno by wyszło. Oczywiście Kei zajmował mu cały jego wolny czas, nie miał z tym żadnego problemu.
- Jeszcze raz.
- Znowu? Jak długo chcesz jeszcze grać?
- Czy to nie oczywiste? Dopóki nie wygram.
- Trochę sobie na to poczekasz, bo widzisz, zanim staniesz się mistrzem shogi, musisz trochę poćwiczyć.
- Dlatego jeszcze raz.
- Nie to miałem na myśli.
- Wiem.
- Eh, ostatni.
- Przedostatni.
- Nie, ostatni.
- Zapomniałeś o „przed”. - Obaj w skupieniu patrzyli sobie w oczy próbując złamać tym rywala, ale żaden nie dawał za wygraną. W końcu ciszę przerwał Shirai.
- No to w takim razie w ogóle nie gram. - Kei otworzył usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie zabrzmiał dzwonek jego komórki. Natychmiast ją wyjął i sprawdził, kto dzwoni. Następnie westchnął krótko i odebrał. Wstał z podłogi - którą rezygnując ze stołu i krzeseł, wybrali na miejsce gry - odpowiadając krótko „Dzień dobry”, „Tak, to ja.” itd. Po chwili zniknął kuchni. Chłopaka trochę zaskoczyło jego zachowanie. Keiowi nigdy nie przeszkadzała obecność Shiraiego, a wszelkie rozmowy przez telefon były dla niego tylko stratą czasu. Teraz wyglądał na poważnego, więc student siłą rzeczy zaniepokoił się. Kilka sekund później poszedł w stronę przyjaciela, by podsłuchać nieco z jego rozmowy, lecz z odpowiedzi typu „Tak, wiem.” czy „Rozumiem.” nie dało się nic wywnioskować, a mężczyzna wyglądał na coraz bardziej spiętego i skupionego. Wkrótce jednak zapytał się „Czyli mam rozumieć, że się pani zgadza?” i po usłyszeniu odpowiedzi, westchnął z ulgą. Chłopak uznał to za dobry znak. Gdy Kei podziękował i rozłączył się, Shirai podszedł do niego wyraźnie zmartwiony.
- Wszystko w porządku?
- Póki co tak, ale coś czuję, że będą z nią problemy. - Student nie wiedział jak zareagować, szczególnie, że nie miał pojęcia o kim mowa.
- Rozumiem.
- Hm? - Mężczyzna wyglądał, jakby nagle się ocknął. Zwrócił wzrok na chłopaka, po czym już swobodnie ruszył w stronę pokoju, rzucając przez ramię. - Nieważne. - Jednak Shiraiego taka odpowiedź bynajmniej nie usatysfakcjonowała.
- Właśnie, że ważne, o co chodzi?
- Nie twoja sprawa.
- „Moja” czy „twoja”, teraz to już nie robi żadnej różnicy, mów. - Kei usiadł przy wciąż rozłożonej szachownicy, na co chłopak wykonał analogiczny ruch.
- Znalazła się chętna do adoptowania Yuki.
- To chyba dobrze.
- Czysto teoretycznie, praktycznie wygląda to trochę gorzej.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, że chciałem sam się nią zająć, a adopcja komplikuje sprawę.
- W sumie czemu jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Jak? Według prawa mam za małe dochody, nie zapewnię jej wystarczających warunków materialnych, tak samo z opieką. Często jestem poza domem. Wiem, że nie ma już pięciu latek, ale i tak nie sądzę, że aktualnie mógłbym poświęcić jej wystarczającą ilość czasu.
- No dobra, łapię o co chodzi, ale jako najbliższa rodzina chyba masz największe prawa, nie?
- No niby tak, ale ta cała papierkowa robota… wydaje mi się, że z dobrym adwokatem prędko mi jej nie oddadzą, może nawet w ogóle… poza tym co, jeśli jej coś zrobią? Jak trafię do więzienia za zabójstwo, to dopiero będzie kłopot…
- Wiem, że się martwisz, ale nie przesadzaj, co?
- Hm?
- Yuki jest silna, da sobie radę, a jakby się jej coś, nie daj boże, działo, to powiedziałaby ci o tym.
- Miejmy nadzieję, że masz rację.
- Ja MAM rację. - Shirai splótł ręce i dumnie się wyprostował, na co Kei uśmiechnął się nieco, podszedł do niego, pocałował go i przytulił, dodając „Hai, hai.”. Twarz chłopaka zaczerwieniła się.
- T-to może lepiej zgramy w te szachy?
*
- Co robisz?
Shirai usiadł na kanapie obok mężczyzny z kubkiem pełnym kawy.
- Nic ważnego.
- Yhym.
Chłopak zaczął skakać po kilku, jedynych, kanałach na małym telewizorze. W końcu pochylił się nad laptopem, z którego korzystał Keiichi. Zdziwił się widząc mapę jakiegoś miasta.
- Gdzieś jedziesz i boisz się, że się zgubisz? - Zapytał z lekką drwiną w głosie, po czym odsunął się trochę, gdyż wiedział, że zbyt mały dystans między nimi jest niebezpieczny. I tak wystarczająco już ryzykował, przebywając z przyjacielem pod jednym dachem.
- Ano jadę.
- Gdzie?
- W sumie nie tak daleko, Shizuka… mieszkałeś tam kiedyś, nie?
- Nom, to moje rodzinne miasto, a co?
- Wiesz, jak dojść z dworca pod ten adres? - Kei wręczył chłopakowi zapisaną karteczkę.
- No to musisz iść tędy, tu masz metro, jedziesz dotąd, potem…- Shirai pokazał dokładnie na mapie, jak się gdzie dostać, po czym spytał na koniec - Ale w ogóle po co ci to?
- Jak się można domyśleć, by tam trafić.
- To pojadę z tobą.
- Hm?
- W sumie mógłbym skoczyć do rodziny, szczególnie, że, jak ci niedawno mówiłem, za tydzień zaczyna się przerwa.
-A co, będziesz tęsknić?
- W życiu. - Shirai zarumienił się lekko, po czym dodał - Nie zmieniaj tematu.
- Jak bym śmiał?
- No właśnie, to kiedy jedziemy?
- My?
- A czemu nie?
- A czemu tak?
- Już samo to, że niechętnie patrzysz na wizję podróżowania ze mną, mnie zachęca.
- Po prostu wolałbym pojechać sam, co w tym złego? Poza tym nie chcę, byś mi się zgubił po drodze.
- Jakoś pojechałem do domu i wróciłem, nie martw się, aż tak źle ze mną nie jest.
- Nie?
- Nie. Poza tym, po co jedziesz?
- Przywalić komuś.
- Serio?
- No prawie. - W tej chwili obaj zamilkli, po kilku długich sekundach, Shirai odezwał się z troską w głosie.
- Jedziesz do Yuki?
- Hm? Skąd wiedziałeś? - Kei zdziwił się lekko. Po chwili otrzymał, niezadowalającą go odpowiedź: „Przeczucie”. Tak jak się domyślał, wyszło na to, że chłopak z nim jedzie, mało tego, automatycznie załatwił mu nocleg. Niby dach nad głową za darmo, ale jednak miał świadomość tego, jak bardzo spanie w domu rodzinnym, w sumie, jego chłopaka, będzie niekomfortowe i jednocześnie krępujące. Sam nie był pewien, czy powstrzyma się, gdy najdzie go ochota, by choćby przytulić Shiraiego czy też trochę mu podokuczać. W końcu teraz to może robić bez przerwy, zwykły odruch może przysporzyć mu kłopotów. Poza tym chciał pogadać z aktualną opiekunką Yuki sam na sam. Przy chłopaku nie będzie mógł powiedzieć tych kilka słów za dużo, które często pomagały mu rozwiązać spory. W tym wypadku efekt jednak liczył się najbardziej.
*
Wkrótce obaj znaleźli się w Shizuoce z pełnymi plecakami na plecach. Shirai na własną rękę zdecydował o tym, do ilu miejsc trafią, zanim w ogóle spojrzą na jego dom. Ku jego zdziwieniu, jego zabawa w przewodnika nie rozdrażniła Keia, a nawet sam się w nią zaangażował. Chłopak chodził od kapliczek, do muzeów i miejsc, które jego zdaniem po prostu są ciekawe i, jak się później okazało, przypadły do gustu także jego towarzyszowi. Koniec końcem spędzili tak cały dzień, z przerwą na zgubienie się w jakiejś dziwnej uliczce, kończąc w pierwszym lepszym fastfoodzie. Miło spędzony razem czas zaowocował dobrymi humorami podróżników. Po dłuższym czasie obaj znaleźli się pod drzwiami niezbyt sporego, jednopiętrowego domu. Trzy pokoje, łazienka, a połączone kuchnia i salon dawały dość przestronny efekt. Urządzony w ciepłych barwach, dawał miłe poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Shirai bał się owe szczęście zaburzyć przyprowadzając swojego gościa, ale nie sądził, by to miało jakiś większy wpływ na funkcjonowanie domu. No chyba, żeby któryś z nich zrobił coś naprawdę głupiego, co na nieszczęście chłopaka, nie było aż tak nieprawdopodobne, by dać mu się w pełni zrelaksować.
- Zrobisz jeden głupi ruch, a zginiesz.
- Wiem, wiem, spokojnie, nie szukam kłopotów, szczególnie nie tutaj.
- No ja myślę.
Student zapukał do drzwi. W progu wkrótce stanęła szczupła kobieta w średnim wieku. Miała czarne włosy, do ramion, i szeroki uśmiech na twarzy. Kei nie mógł zaprzeczyć, że Shirai dużo z wyglądu zawdzięczał swojej mamie.
- Cześć, mamo.
- No w końcu jesteś, synku, ile jeszcze miałam na ciebie czekać? - Kobieta rzuciła się chłopakowi na szyję, na co ten czule ją przytulił.
- Mamo…
- Powinieneś przyjeżdżać częściej, tęskniłam za tobą.
- Hai, hai.
Na ich widok mężczyźnie zrobiło się cieplej na sercu. W porównaniu do tego obrazka idealnej rodziny, jego budziła niemałe zastrzeżenia. Poza tym na myśl szybko nasunęło mu się: „Czemu wobec mnie nie mógłby się TAK zachowywać?”. Shirai zwrócił na chwilę wzrok na przyjaciela i jak na zawołanie leciutko się zarumienił. Kei poważnie zaczął zastanawiać się czy chłopak nie potrafi przypadkiem czytać w myślach. Krótką chwilę później gospodyni wypuściła z rąk Shiraiego i zwróciła większą uwagę na jego towarzysza.
- Ty jesteś Keiichi, tak? Jak pewnie już się domyśliłeś jestem mamą Shiraiego. Miło cię poznać. - Kei z wyższej konieczność odgrzebał tą nikłą „dobrze wychowaną” część siebie.
- Mnie również, proszę mi mówić po prostu Kei.
- Nie rozumiem Shirai, czemu uważasz go za ostatniego chama i nieroba, twój przyjaciel wydaje się być bardzo porządnym człowiekiem.
- Nie daj się zwieść mamo, poza tym mogłabyś być trochę bardziej taktowna.
- Wow, wiedziałem, że twoje zdanie o mnie nie jest zbyt dobre, ale nie żeby aż tak.
- Spokojnie, mimo tych okrutnych słów, powiedział też, że jesteś…
- Mamo. Proszę. - Na ustach Keia pojawił się nikły uśmieszek, co dla chłopaka nie było dobrym znakiem.
- No dobrze, dobrze, wchodźcie do środka. - Kobieta otworzyła szerzej drzwi, zapraszającym gestem.
- Tadaima.
Dzięki wiedzy zdobytej z książek, Shirai od samego początku nie czuł, że musi się jakoś wyjątkowo uczyć. Teraz jednak to uczucie było wyjątkowo mocne. Mimo iż wiedział dużo, zawsze musiał się choć na chwilę skupić na wykładach, by wyłapać informacje, z którymi się wcześniej nie spotkał i zapamiętać je. Za każdym razem dowiadywał się czegoś ciekawego. Jednak ostatnio zaczął się taki temat, który chłopak ma dosłownie w małym palcu. Mógłby równocześnie siedzieć w domu i pisać kolejne prace - na jedno by wyszło. Oczywiście Kei zajmował mu cały jego wolny czas, nie miał z tym żadnego problemu.
- Jeszcze raz.
- Znowu? Jak długo chcesz jeszcze grać?
- Czy to nie oczywiste? Dopóki nie wygram.
- Trochę sobie na to poczekasz, bo widzisz, zanim staniesz się mistrzem shogi, musisz trochę poćwiczyć.
- Dlatego jeszcze raz.
- Nie to miałem na myśli.
- Wiem.
- Eh, ostatni.
- Przedostatni.
- Nie, ostatni.
- Zapomniałeś o „przed”. - Obaj w skupieniu patrzyli sobie w oczy próbując złamać tym rywala, ale żaden nie dawał za wygraną. W końcu ciszę przerwał Shirai.
- No to w takim razie w ogóle nie gram. - Kei otworzył usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie zabrzmiał dzwonek jego komórki. Natychmiast ją wyjął i sprawdził, kto dzwoni. Następnie westchnął krótko i odebrał. Wstał z podłogi - którą rezygnując ze stołu i krzeseł, wybrali na miejsce gry - odpowiadając krótko „Dzień dobry”, „Tak, to ja.” itd. Po chwili zniknął kuchni. Chłopaka trochę zaskoczyło jego zachowanie. Keiowi nigdy nie przeszkadzała obecność Shiraiego, a wszelkie rozmowy przez telefon były dla niego tylko stratą czasu. Teraz wyglądał na poważnego, więc student siłą rzeczy zaniepokoił się. Kilka sekund później poszedł w stronę przyjaciela, by podsłuchać nieco z jego rozmowy, lecz z odpowiedzi typu „Tak, wiem.” czy „Rozumiem.” nie dało się nic wywnioskować, a mężczyzna wyglądał na coraz bardziej spiętego i skupionego. Wkrótce jednak zapytał się „Czyli mam rozumieć, że się pani zgadza?” i po usłyszeniu odpowiedzi, westchnął z ulgą. Chłopak uznał to za dobry znak. Gdy Kei podziękował i rozłączył się, Shirai podszedł do niego wyraźnie zmartwiony.
- Wszystko w porządku?
- Póki co tak, ale coś czuję, że będą z nią problemy. - Student nie wiedział jak zareagować, szczególnie, że nie miał pojęcia o kim mowa.
- Rozumiem.
- Hm? - Mężczyzna wyglądał, jakby nagle się ocknął. Zwrócił wzrok na chłopaka, po czym już swobodnie ruszył w stronę pokoju, rzucając przez ramię. - Nieważne. - Jednak Shiraiego taka odpowiedź bynajmniej nie usatysfakcjonowała.
- Właśnie, że ważne, o co chodzi?
- Nie twoja sprawa.
- „Moja” czy „twoja”, teraz to już nie robi żadnej różnicy, mów. - Kei usiadł przy wciąż rozłożonej szachownicy, na co chłopak wykonał analogiczny ruch.
- Znalazła się chętna do adoptowania Yuki.
- To chyba dobrze.
- Czysto teoretycznie, praktycznie wygląda to trochę gorzej.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, że chciałem sam się nią zająć, a adopcja komplikuje sprawę.
- W sumie czemu jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Jak? Według prawa mam za małe dochody, nie zapewnię jej wystarczających warunków materialnych, tak samo z opieką. Często jestem poza domem. Wiem, że nie ma już pięciu latek, ale i tak nie sądzę, że aktualnie mógłbym poświęcić jej wystarczającą ilość czasu.
- No dobra, łapię o co chodzi, ale jako najbliższa rodzina chyba masz największe prawa, nie?
- No niby tak, ale ta cała papierkowa robota… wydaje mi się, że z dobrym adwokatem prędko mi jej nie oddadzą, może nawet w ogóle… poza tym co, jeśli jej coś zrobią? Jak trafię do więzienia za zabójstwo, to dopiero będzie kłopot…
- Wiem, że się martwisz, ale nie przesadzaj, co?
- Hm?
- Yuki jest silna, da sobie radę, a jakby się jej coś, nie daj boże, działo, to powiedziałaby ci o tym.
- Miejmy nadzieję, że masz rację.
- Ja MAM rację. - Shirai splótł ręce i dumnie się wyprostował, na co Kei uśmiechnął się nieco, podszedł do niego, pocałował go i przytulił, dodając „Hai, hai.”. Twarz chłopaka zaczerwieniła się.
- T-to może lepiej zgramy w te szachy?
*
- Co robisz?
Shirai usiadł na kanapie obok mężczyzny z kubkiem pełnym kawy.
- Nic ważnego.
- Yhym.
Chłopak zaczął skakać po kilku, jedynych, kanałach na małym telewizorze. W końcu pochylił się nad laptopem, z którego korzystał Keiichi. Zdziwił się widząc mapę jakiegoś miasta.
- Gdzieś jedziesz i boisz się, że się zgubisz? - Zapytał z lekką drwiną w głosie, po czym odsunął się trochę, gdyż wiedział, że zbyt mały dystans między nimi jest niebezpieczny. I tak wystarczająco już ryzykował, przebywając z przyjacielem pod jednym dachem.
- Ano jadę.
- Gdzie?
- W sumie nie tak daleko, Shizuka… mieszkałeś tam kiedyś, nie?
- Nom, to moje rodzinne miasto, a co?
- Wiesz, jak dojść z dworca pod ten adres? - Kei wręczył chłopakowi zapisaną karteczkę.
- No to musisz iść tędy, tu masz metro, jedziesz dotąd, potem…- Shirai pokazał dokładnie na mapie, jak się gdzie dostać, po czym spytał na koniec - Ale w ogóle po co ci to?
- Jak się można domyśleć, by tam trafić.
- To pojadę z tobą.
- Hm?
- W sumie mógłbym skoczyć do rodziny, szczególnie, że, jak ci niedawno mówiłem, za tydzień zaczyna się przerwa.
-A co, będziesz tęsknić?
- W życiu. - Shirai zarumienił się lekko, po czym dodał - Nie zmieniaj tematu.
- Jak bym śmiał?
- No właśnie, to kiedy jedziemy?
- My?
- A czemu nie?
- A czemu tak?
- Już samo to, że niechętnie patrzysz na wizję podróżowania ze mną, mnie zachęca.
- Po prostu wolałbym pojechać sam, co w tym złego? Poza tym nie chcę, byś mi się zgubił po drodze.
- Jakoś pojechałem do domu i wróciłem, nie martw się, aż tak źle ze mną nie jest.
- Nie?
- Nie. Poza tym, po co jedziesz?
- Przywalić komuś.
- Serio?
- No prawie. - W tej chwili obaj zamilkli, po kilku długich sekundach, Shirai odezwał się z troską w głosie.
- Jedziesz do Yuki?
- Hm? Skąd wiedziałeś? - Kei zdziwił się lekko. Po chwili otrzymał, niezadowalającą go odpowiedź: „Przeczucie”. Tak jak się domyślał, wyszło na to, że chłopak z nim jedzie, mało tego, automatycznie załatwił mu nocleg. Niby dach nad głową za darmo, ale jednak miał świadomość tego, jak bardzo spanie w domu rodzinnym, w sumie, jego chłopaka, będzie niekomfortowe i jednocześnie krępujące. Sam nie był pewien, czy powstrzyma się, gdy najdzie go ochota, by choćby przytulić Shiraiego czy też trochę mu podokuczać. W końcu teraz to może robić bez przerwy, zwykły odruch może przysporzyć mu kłopotów. Poza tym chciał pogadać z aktualną opiekunką Yuki sam na sam. Przy chłopaku nie będzie mógł powiedzieć tych kilka słów za dużo, które często pomagały mu rozwiązać spory. W tym wypadku efekt jednak liczył się najbardziej.
*
Wkrótce obaj znaleźli się w Shizuoce z pełnymi plecakami na plecach. Shirai na własną rękę zdecydował o tym, do ilu miejsc trafią, zanim w ogóle spojrzą na jego dom. Ku jego zdziwieniu, jego zabawa w przewodnika nie rozdrażniła Keia, a nawet sam się w nią zaangażował. Chłopak chodził od kapliczek, do muzeów i miejsc, które jego zdaniem po prostu są ciekawe i, jak się później okazało, przypadły do gustu także jego towarzyszowi. Koniec końcem spędzili tak cały dzień, z przerwą na zgubienie się w jakiejś dziwnej uliczce, kończąc w pierwszym lepszym fastfoodzie. Miło spędzony razem czas zaowocował dobrymi humorami podróżników. Po dłuższym czasie obaj znaleźli się pod drzwiami niezbyt sporego, jednopiętrowego domu. Trzy pokoje, łazienka, a połączone kuchnia i salon dawały dość przestronny efekt. Urządzony w ciepłych barwach, dawał miłe poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Shirai bał się owe szczęście zaburzyć przyprowadzając swojego gościa, ale nie sądził, by to miało jakiś większy wpływ na funkcjonowanie domu. No chyba, żeby któryś z nich zrobił coś naprawdę głupiego, co na nieszczęście chłopaka, nie było aż tak nieprawdopodobne, by dać mu się w pełni zrelaksować.
- Zrobisz jeden głupi ruch, a zginiesz.
- Wiem, wiem, spokojnie, nie szukam kłopotów, szczególnie nie tutaj.
- No ja myślę.
Student zapukał do drzwi. W progu wkrótce stanęła szczupła kobieta w średnim wieku. Miała czarne włosy, do ramion, i szeroki uśmiech na twarzy. Kei nie mógł zaprzeczyć, że Shirai dużo z wyglądu zawdzięczał swojej mamie.
- Cześć, mamo.
- No w końcu jesteś, synku, ile jeszcze miałam na ciebie czekać? - Kobieta rzuciła się chłopakowi na szyję, na co ten czule ją przytulił.
- Mamo…
- Powinieneś przyjeżdżać częściej, tęskniłam za tobą.
- Hai, hai.
Na ich widok mężczyźnie zrobiło się cieplej na sercu. W porównaniu do tego obrazka idealnej rodziny, jego budziła niemałe zastrzeżenia. Poza tym na myśl szybko nasunęło mu się: „Czemu wobec mnie nie mógłby się TAK zachowywać?”. Shirai zwrócił na chwilę wzrok na przyjaciela i jak na zawołanie leciutko się zarumienił. Kei poważnie zaczął zastanawiać się czy chłopak nie potrafi przypadkiem czytać w myślach. Krótką chwilę później gospodyni wypuściła z rąk Shiraiego i zwróciła większą uwagę na jego towarzysza.
- Ty jesteś Keiichi, tak? Jak pewnie już się domyśliłeś jestem mamą Shiraiego. Miło cię poznać. - Kei z wyższej konieczność odgrzebał tą nikłą „dobrze wychowaną” część siebie.
- Mnie również, proszę mi mówić po prostu Kei.
- Nie rozumiem Shirai, czemu uważasz go za ostatniego chama i nieroba, twój przyjaciel wydaje się być bardzo porządnym człowiekiem.
- Nie daj się zwieść mamo, poza tym mogłabyś być trochę bardziej taktowna.
- Wow, wiedziałem, że twoje zdanie o mnie nie jest zbyt dobre, ale nie żeby aż tak.
- Spokojnie, mimo tych okrutnych słów, powiedział też, że jesteś…
- Mamo. Proszę. - Na ustach Keia pojawił się nikły uśmieszek, co dla chłopaka nie było dobrym znakiem.
- No dobrze, dobrze, wchodźcie do środka. - Kobieta otworzyła szerzej drzwi, zapraszającym gestem.
- Tadaima.