niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 14

Witajcie w te słoneczne wakacje! ^^

Nie było mnie długo, no ale trochę czasu trzeba było zanim napisało się rozdział, potem dało do poprawy i w ogóle...Tak, to wina tylko i wyłącznie mojego lenistwa ;-;
No, ale jakimś cudem jest :D
W sumie to taki wstęp. Coś a'la druga seria "Bez tytułu", chociaż prawda jest taka, że nie wiem co mi z tego wyjdzie i być może porywam się motyką na słońce, myśląc, że uda mi się jeszcze coś ciekawego wymyślić. No ale próbuję C:
Tak więc już dłużej nie zanudzam i życzę miłych wakacji ;D
( Jeszcze tylko podziękowania dla Vivy za poprawienie rozdziału C: )

Rozdział 14

Gdy Shirai otworzył oczy, pierwszą rzeczą, o której pomyślał, był zegarek. Chwilę później sięgnął po niego ręką. Jak tylko przeczytał godzinę na nim widniejącą, zerwał się wykrzykując: „Spóźnię się!” . Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że jest sobota i nie musi wcześnie wstawać. Jednak dla niego na tę chwilę ważniejszy był fakt, że jego oczy znów natrafiły na kogoś, kogo nie było tu jeszcze poprzedniego wieczora. Chłopak miał zamiar obudzić natręta, który już całkiem zadomowił się w jego mieszkaniu, ale gdy zobaczył jego wory pod oczami, stwierdził, że odda mu tę przysługę i podaruje mu jeszcze kilka godzin snu. Potem wygramolił się z łóżka i ruszył w stronę łazienki, gdzie umył się i przebrał. Tylko w sobotę nie musiał spieszyć się z kąpielą, co dało mu chwilkę na odprężenie i zaczęcie nowego dnia. Owa chwilka nie była tak krótka jak mu się zdawało, gdyż jak wyszedł z łazienki, jego „współlokator” był już na nogach.
-  Jesteś chyba jedyną osobą, która potrafi spędzić rano aż dwie godziny w łazience.
- Za to ty jedyną, która w nocy pakuje się do obcego mieszkania i zasypia w cudzym łóżku.
- Nie takiego obcego.
- To nie ma znaczenia.
- Coś nie w humorze?
- To, że przekroczyłeś swoje prawa jako gość, nie upoważnia cię do zamieszkania tutaj.
- No to się w końcu zdecyduj
- Jakie „zdecyduj”? Czemu zawsze musisz przechodzić ze skrajności w skrajność? Nie myśl, że będę ci na wszystko pozwalał.
- A czy ja kiedykolwiek pytałem o twoją zgodę?
- Nie przyszło ci czasem do głowy, że powinieneś?!
- Szczerze? - Kei podszedł do chłopaka i lekko cmoknął go w usta, po czym odpowiedział - Nie. - i powędrował do łazienki. Shirai tylko zarumienił się lekko i nieco zirytowany poszedł zrobić coś do jedzenia.
*
- Nie rozumiem, czemu ci to tak bardzo przeszkadza.
- Ja za to nie rozumiem, jak ci to NIE przeszkadza. - Chłopak miał już serdecznie dość tego, że Kei wiecznie robi to, na co ma ochotę jak rozpieszczony dzieciak. Niestety - nic do niego nie docierało. Śniadanie natomiast wciąż leżało nawet nieruszone.
- Daj już spokój, będziesz się obrażać o coś takiego?
- Nie obrażam się, tylko daję ci jasno do zrozumienia, że wolałbym decydować o swoim mieszkaniu.
- No to decydujesz…
- Właśnie, że nie! Wciąż mnie nie słuchasz, tylko robisz wszystko po swojemu, mógłbyś łaskawie choć raz uszanować moją decyzję?
- Mogę, ale pod warunkiem, że nie będziesz ciągle nastawiony na „nie”.
- Skąd wiesz jaka byłaby moja odpowiedź?
- To powiedz w takim razie, jakbym zadzwonił do ciebie o 2 w nocy i zapytał czy mogę do ciebie przyjść, to co byś odpowiedział?
- Nie wiem, to by zależało od sytuacji i w ogóle…
- Czyli na jakieś 90 % nie zgodziłbyś się.
- Niekoniecznie… poza tym  chyba przeżyjesz choćby jedną głupią noc beze mnie.
- Ano właśnie nie bardzo. - Chłopak zarumienił się i w ramach dywersji zaczął jeść śniadanie. - Co w tym dziwnego?
- Wszystko. - Shirai wymruczał odpowiedź pod nosem i zapchał sobie usta jedzeniem. Mężczyzna nie kryjąc swojego zadowolenia również zabrał się za swój posiłek. 
*
Reszta dnia upłynęła spokojnie, nic nadzwyczajnego. Jak co sobotę, Kei wrócił zdecydowanie wcześniej z pracy i, tym razem już za zgodą  chłopaka, znów spędził u niego noc. Mężczyzna zostawił u niego torbę z niektórymi rzeczami „jakby co”,  więc prawny właściciel mieszkania nie miał już żadnego powodu, by się go czepiać. Shirai może nie był z tego specjalnie zadowolony, szczególnie, że przypuszczał, że na kilku rzeczach się nie skończy, ale w sumie czy to było aż tak złe? W końcu jedyne co Keia trzyma w jego starym domu to jego matka, którą codziennie choć trochę się zajmuje. Wybywa tak przeważnie na około dwie, trzy godziny, resztę czasu spędza przeważnie z ukochanym.  Chłopakowi nawet nie przeszkadzał taki stan rzeczy, zdążył się już do niego przyzwyczaić, przynajmniej póki miał nad nim jako taką kontrolę.

*
Dzięki wiedzy zdobytej z książek, Shirai od samego początku nie czuł, że musi się jakoś wyjątkowo uczyć. Teraz jednak to uczucie było wyjątkowo mocne. Mimo iż wiedział dużo, zawsze musiał się choć na chwilę skupić na wykładach, by wyłapać informacje, z którymi się wcześniej nie spotkał i zapamiętać je. Za każdym razem dowiadywał się czegoś ciekawego. Jednak ostatnio zaczął się taki temat, który chłopak ma dosłownie w małym palcu. Mógłby równocześnie siedzieć w domu i pisać kolejne prace - na jedno by wyszło. Oczywiście Kei zajmował mu cały jego wolny czas, nie miał z tym żadnego problemu.
- Jeszcze raz.
- Znowu? Jak długo chcesz jeszcze grać?
- Czy to nie oczywiste? Dopóki nie wygram.
- Trochę sobie na to poczekasz, bo widzisz, zanim staniesz się mistrzem shogi, musisz trochę poćwiczyć.
- Dlatego jeszcze raz.
- Nie to miałem na myśli.
- Wiem.
- Eh, ostatni.
- Przedostatni.
- Nie, ostatni.
-  Zapomniałeś o „przed”. - Obaj w skupieniu patrzyli sobie w oczy próbując złamać tym rywala, ale żaden nie dawał za wygraną. W końcu ciszę przerwał Shirai.
- No to w takim razie w ogóle nie gram. - Kei otworzył usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie zabrzmiał dzwonek jego komórki. Natychmiast ją wyjął i sprawdził, kto dzwoni. Następnie westchnął krótko i odebrał. Wstał z podłogi - którą rezygnując ze stołu i krzeseł, wybrali na miejsce gry - odpowiadając krótko „Dzień dobry”, „Tak, to ja.” itd. Po chwili zniknął kuchni. Chłopaka trochę zaskoczyło jego zachowanie. Keiowi nigdy nie przeszkadzała obecność Shiraiego, a wszelkie rozmowy przez telefon były dla niego tylko stratą czasu. Teraz wyglądał na poważnego, więc student siłą rzeczy zaniepokoił się. Kilka sekund później poszedł w stronę przyjaciela, by podsłuchać nieco z jego rozmowy, lecz z odpowiedzi typu „Tak, wiem.”  czy „Rozumiem.” nie dało się nic wywnioskować, a mężczyzna wyglądał na coraz bardziej spiętego i skupionego. Wkrótce jednak zapytał się „Czyli mam rozumieć, że się pani zgadza?” i po usłyszeniu odpowiedzi, westchnął z ulgą. Chłopak uznał to za dobry znak. Gdy Kei podziękował i rozłączył się, Shirai podszedł do niego wyraźnie zmartwiony.
- Wszystko w porządku?
- Póki co tak, ale coś czuję, że będą z nią problemy. - Student nie wiedział jak zareagować, szczególnie, że nie miał pojęcia o kim mowa. 
- Rozumiem.
- Hm? - Mężczyzna wyglądał, jakby nagle się ocknął. Zwrócił wzrok na chłopaka, po czym już swobodnie ruszył w stronę pokoju, rzucając przez ramię. - Nieważne. - Jednak Shiraiego taka odpowiedź bynajmniej nie usatysfakcjonowała.
- Właśnie, że ważne, o co chodzi?
- Nie twoja sprawa.
- „Moja” czy „twoja”, teraz to już nie robi żadnej różnicy, mów. - Kei usiadł przy wciąż rozłożonej szachownicy, na co chłopak wykonał analogiczny ruch.
- Znalazła się chętna do adoptowania Yuki.
- To chyba dobrze.
- Czysto teoretycznie, praktycznie wygląda to trochę gorzej.
- Co masz na myśli?
- Wiesz, że chciałem sam się nią zająć, a adopcja komplikuje sprawę.
- W sumie czemu jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Jak? Według prawa mam za małe dochody, nie zapewnię jej wystarczających warunków materialnych, tak samo z opieką. Często jestem poza domem. Wiem, że nie ma już pięciu latek, ale i tak nie sądzę, że aktualnie mógłbym poświęcić jej wystarczającą ilość czasu.
- No dobra, łapię o co chodzi, ale jako najbliższa rodzina chyba masz największe prawa, nie?
- No niby tak, ale ta cała papierkowa robota… wydaje mi się, że z dobrym adwokatem prędko mi jej nie oddadzą, może nawet w ogóle… poza tym co, jeśli jej coś zrobią? Jak trafię do więzienia za zabójstwo, to dopiero będzie kłopot…
- Wiem, że się martwisz, ale nie przesadzaj, co?
- Hm?
- Yuki jest silna, da sobie radę, a jakby się jej coś, nie daj boże, działo, to powiedziałaby ci o tym.
- Miejmy nadzieję, że masz rację.
- Ja MAM rację. - Shirai splótł ręce  i dumnie się wyprostował, na co Kei uśmiechnął się nieco, podszedł do niego, pocałował go  i przytulił, dodając „Hai, hai.”. Twarz chłopaka zaczerwieniła się.
- T-to może lepiej zgramy w te szachy?
*
 - Co robisz?
Shirai usiadł na kanapie obok mężczyzny z kubkiem pełnym kawy.
- Nic ważnego.
- Yhym.
Chłopak zaczął skakać po kilku, jedynych, kanałach na małym telewizorze. W końcu pochylił się nad laptopem, z którego korzystał Keiichi. Zdziwił się widząc mapę jakiegoś miasta.
- Gdzieś jedziesz i boisz się, że się zgubisz? - Zapytał z lekką drwiną w głosie, po czym odsunął się trochę, gdyż wiedział, że zbyt mały dystans między nimi jest niebezpieczny. I tak wystarczająco już ryzykował, przebywając z przyjacielem pod jednym dachem.
- Ano jadę.
- Gdzie?
- W sumie nie tak daleko, Shizuka… mieszkałeś tam kiedyś, nie?
- Nom, to moje rodzinne miasto, a co?
- Wiesz, jak dojść z dworca pod ten adres? - Kei wręczył chłopakowi zapisaną karteczkę.
- No to musisz iść tędy, tu masz metro, jedziesz dotąd, potem…- Shirai pokazał dokładnie na mapie, jak się gdzie dostać, po czym spytał na koniec - Ale w ogóle po co ci to?
- Jak się można domyśleć, by tam trafić.
- To pojadę z tobą.
- Hm?
- W sumie mógłbym skoczyć do rodziny, szczególnie, że, jak ci niedawno mówiłem, za tydzień zaczyna się przerwa.
-A co, będziesz tęsknić?
- W życiu. - Shirai zarumienił się lekko, po czym dodał - Nie zmieniaj tematu.
- Jak bym śmiał?
- No właśnie, to kiedy jedziemy?
- My?
- A czemu nie?
- A czemu tak?
- Już samo to, że niechętnie patrzysz na wizję podróżowania ze mną, mnie zachęca.
- Po prostu wolałbym pojechać sam, co w tym złego? Poza tym nie chcę, byś mi się zgubił po drodze.
- Jakoś pojechałem do domu i wróciłem, nie martw się, aż tak źle ze mną nie jest.
- Nie?
- Nie. Poza tym, po co jedziesz?
- Przywalić komuś.
- Serio?
- No prawie. - W tej chwili obaj zamilkli, po kilku długich sekundach, Shirai odezwał się z troską w głosie.
- Jedziesz do Yuki?
- Hm? Skąd wiedziałeś? - Kei zdziwił się lekko. Po chwili otrzymał, niezadowalającą go odpowiedź: „Przeczucie”. Tak jak się domyślał, wyszło na to, że chłopak z nim jedzie, mało tego, automatycznie załatwił mu nocleg. Niby dach nad głową za darmo, ale jednak miał świadomość tego, jak bardzo spanie w domu rodzinnym, w sumie, jego chłopaka, będzie niekomfortowe i jednocześnie krępujące. Sam nie był pewien, czy powstrzyma się, gdy najdzie go ochota, by choćby przytulić Shiraiego czy też trochę mu podokuczać. W końcu teraz to może robić bez przerwy, zwykły odruch może przysporzyć mu kłopotów. Poza tym chciał pogadać z aktualną opiekunką Yuki sam na sam. Przy chłopaku nie będzie mógł powiedzieć tych kilka słów za dużo, które często pomagały mu rozwiązać spory. W tym wypadku efekt jednak liczył się najbardziej.
*
Wkrótce obaj znaleźli się w Shizuoce z pełnymi plecakami na plecach. Shirai na własną rękę zdecydował o tym, do ilu miejsc trafią, zanim w ogóle spojrzą na jego dom. Ku jego zdziwieniu, jego zabawa w przewodnika nie rozdrażniła Keia, a nawet sam się w nią zaangażował. Chłopak chodził od kapliczek, do muzeów i miejsc, które jego zdaniem po prostu są ciekawe i, jak się później okazało, przypadły do gustu także jego towarzyszowi. Koniec końcem spędzili tak cały dzień, z przerwą na zgubienie się w jakiejś dziwnej uliczce,  kończąc w pierwszym lepszym fastfoodzie. Miło spędzony razem czas zaowocował dobrymi humorami podróżników. Po dłuższym czasie obaj znaleźli się pod drzwiami niezbyt sporego, jednopiętrowego domu. Trzy pokoje, łazienka, a połączone kuchnia i salon dawały dość przestronny efekt. Urządzony w ciepłych barwach, dawał miłe poczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Shirai bał się owe szczęście zaburzyć przyprowadzając swojego gościa, ale nie sądził, by to miało jakiś większy wpływ na funkcjonowanie domu. No chyba, żeby któryś z nich zrobił coś naprawdę głupiego, co na nieszczęście chłopaka, nie było aż tak nieprawdopodobne, by dać mu się w pełni zrelaksować.
- Zrobisz jeden głupi ruch, a zginiesz.
- Wiem, wiem, spokojnie, nie szukam kłopotów, szczególnie nie tutaj.
- No ja myślę.
Student zapukał do drzwi. W progu wkrótce stanęła szczupła kobieta w średnim wieku. Miała czarne włosy, do ramion, i szeroki uśmiech na twarzy. Kei nie mógł zaprzeczyć, że Shirai dużo z wyglądu zawdzięczał swojej mamie.
- Cześć, mamo.
- No w końcu jesteś, synku, ile jeszcze miałam na ciebie czekać? - Kobieta rzuciła się chłopakowi na szyję, na co ten czule ją przytulił.
- Mamo…
- Powinieneś przyjeżdżać częściej, tęskniłam za tobą.
- Hai, hai.
Na ich widok mężczyźnie zrobiło się cieplej na sercu. W porównaniu do tego obrazka idealnej rodziny, jego budziła niemałe zastrzeżenia. Poza tym na myśl szybko nasunęło mu się: „Czemu wobec mnie nie mógłby się TAK zachowywać?”. Shirai zwrócił na chwilę wzrok na przyjaciela i jak na zawołanie leciutko się zarumienił. Kei poważnie zaczął zastanawiać się czy chłopak nie potrafi przypadkiem czytać w myślach. Krótką chwilę później gospodyni wypuściła z rąk Shiraiego i zwróciła większą uwagę na jego towarzysza.
- Ty jesteś Keiichi, tak? Jak pewnie już się domyśliłeś jestem mamą Shiraiego. Miło cię poznać. - Kei z wyższej konieczność odgrzebał tą nikłą „dobrze wychowaną” część siebie.
- Mnie również, proszę mi mówić po prostu Kei.
- Nie rozumiem Shirai, czemu uważasz go za ostatniego chama i nieroba, twój przyjaciel wydaje się być bardzo porządnym człowiekiem.
- Nie daj się zwieść mamo, poza tym mogłabyś być trochę bardziej taktowna.
- Wow, wiedziałem, że twoje zdanie o mnie nie jest zbyt dobre, ale nie żeby aż tak.
- Spokojnie, mimo tych okrutnych słów, powiedział też, że jesteś…
- Mamo. Proszę. - Na ustach Keia pojawił się nikły uśmieszek, co dla chłopaka nie było dobrym znakiem.
- No dobrze, dobrze, wchodźcie do środka. - Kobieta otworzyła szerzej drzwi, zapraszającym gestem.
- Tadaima.  

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 13

Hejka! ^^
Mam dla was rozdział 13. Też poprawiany przez vivę, za co wielkie ARIGATOU! C: Nom, nie będę się rozpisywać jak to Brudna jest zła i nie dobra...khym...Ogólnie myślę, że można ten rozdział nazwać koniecm 1 serii. Planuję drugą, wiem, co bym chciała w niej umieścić, ale szczerze się zastanowię nad tym czy jest sens to kontynuować. Tzn. na pewno kilka rozdziałów będzie, ale nie wiem czy tak na poważnie - chociaż liczę na to, że tak. I koniec końców się rozpisałam, sorry XD Miłego czytania :D


Rozdział 13
- Kocham cię. - Dopiero po chwili, Shirai zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Jego twarz oblała się rumieńcem. Miał ochotę zapaść się pod ziemię po usłyszeniu tego wyznania. Po chwili niezręcznej ciszy, w końcu Kei się odezwał.
- Słucham?
- N-nic, nieważne. - W chłopaku rozbłysła iskierka nadziei, czyżby mężczyzna niedosłyszał to, co właśnie powiedział?
-Ważne. Nie myśl sobie, że nie usłyszałem! - Owa iskierka zgasła sekundę później.
- Wiesz…
- Mogę udać, że tego nie powiedziałeś.
- Ha? - Shirai poczuł się, jakby ktoś nim grzmotnął o ścianę. Nawet jeśli wypowiedział on te słowa lekkomyślnie, nagle i po miesiącach zaprzeczania swoich uczuć, to był całkowicie szczery. Nie wiedział czy Kei specjalnie mu dokucza, obraża , czy może oszukiwał go przez ten czas, czy po prostu…
- Nie masz już tak dużej gorączki, więc wykluczam majaczenie, no ale może ci się twoja ukochana mamusia przypomniała, spoko, ja wszystko rozumiem… - …mu nie uwierzył… - …ale nie mów tak więcej. - Chłopak od razu wiedział, że to będzie świetna sytuacja, by się wycofać, mógłby tylko przytaknąć i wszystko byłoby na swoim miejscu, ale problem w tym, że on nie chciał by tak się stało, szczególnie, że gdy Kei wrócił po miesiącu ciszy, już nie zachowywał się tak swobodnie w jego towarzystwie. Dlatego też Shirai poddał się magicznej sile, która kazała mu powiedzieć prawdę. Chłopak już z większą pewnością siebie, ale nie mniejszym rumieńcem, wyprostował się i splótł ręce, po czym powiedział:
- Rozumiem, pewnie już o tym zapomniałeś. W takim razie nie zainteresuje cię fakt, że to było do ciebie. - Gdy zobaczył zdziwienie na twarzy Keia, trochę ucieszył się, że ten wziął go na poważnie, pomimo tego, wiedział, że prawdziwa walka się dopiero zacznie.
- Bredzisz, idź spać. - Mężczyzna w jednej chwili wstał ruszył w stronę kuchni z naczyniami z szafeczki w ręku.
- Nie jestem śpiący.
- No właśnie widzę.
- O co ci chodzi?
- Mógłbym spytać o to samo, wyjeżdżasz z tym jak filip z konopi i czego niby oczekujesz? - Shirai musiał przyznać mu rację, ale w tej chwili nic nie mógł na to poradzić, powiedział to, klamka zapadła, teraz nie ma odwrotu. Skulił się i objął swoje nogi rękoma, ukrywając w nich swoją twarz.

- To ty wciąż gadałeś, że mnie kochasz, więc w czym problem? - na te słowa Kei westchnął głęboko.
- Słuchaj, wiem, że ty to nie z tych…, ale to jest ewidentne bawienie się czyimiś uczuciami..
- Czyli jednak mi nie wierzysz… czy ja cię kiedyś okłamałem? - Chłopak nie dawał za wygraną, łapał się każdej deski ratunku, szczerze pragnąc, by to się już skończyło. Keiichi szybko poszedł do kuchni, gdzie zostawił naczynia, po czym wrócił do pokoju i usiadł na łóżku, obok Shirago.
- Toś mnie zagiął. - Shirai po samym głosie mógł stwierdzić, że ten jest śmiertelnie poważny, sam nie wiedział czy się cieszyć, czy właśnie nie. - No to zrobimy inaczej. Przemyśl to, jak wyzdrowiejesz, to porozmawiamy.
- Ha? A-ale…
- Wiesz, wiele rzeczy mogło wpłynąć na taki obrót sprawy, nie tylko twoja choroba, może czułeś się samotny, może spodobała ci się piosenka, nie mam bladego pojęcia, ale lepiej to przemyśl zanim zrobisz krok do przodu, bo nie zawsze coś jest takie, jakie ci się wydaje… chyba nie muszę ci przypominać o pewnej osóbce…
- Ani mi się waż. - Kei uśmiechnął się lekko, po czym wstał.
- No właśnie, lecę do pracy, poradzisz sobie, nie?
- Nie mam wielkiego wyboru.
- Mogę zadzwonić do…
- Dobra, dam jakoś radę.
- Jasne, do jutra.
- Cześć.
Po chwili Chłopak usłyszał zatrzaskujące się drzwi. „Inaczej to sobie wyobrażałem” - powiedział sam do siebie. W końcu Keiichi go kocha, nie? No to powinien… Prawda była taka, że Shirai świetnie go rozumiał i dokładnie wiedział, co ten miał na myśli. Rozwiązanie, które zaproponował, faktycznie miało sens, ale trochę zirytowało chłopaka. Najgorsze jednak było to, że jeszcze przed chwilą siedział sobie w jego ramionach, słuchając jego głosu, ale swoim głupim wybrykiem wszystko zniszczył. Chciał, by mężczyzna przynajmniej siedział koło niego, miał wrażenie, jakby tęsknił po kilku minutach rozłąki. Shirai myślał, że skoro już uporządkował swoje uczucia, to dalej będzie już z górki, nic bardziej mylnego.
*
Chłopak z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Miał już zdecydowanie więcej energii, gorączka opuszczała go bardzo szybko dzięki czemu jego samopoczucie było o wiele lepsze. Gardło też już tak nie doskwierało, a ataki kaszlu zamieniały się w niezbyt częste pokaszliwanie. Pewnie nawet niedługo będzie mógł wrócić na uczelnie. Niestety - ma już kilka dni zaległości. Za każdym razem gdy widział przyjaciela, zaczynał przeklinać siebie w duchu za to, co mu powiedział. Czemu zawsze musiał najpierw mówić, a potem myśleć? Na dodatek, przekonując go do swojego zdania, Shirai odniósł zupełnie odwrotny efekt - Kei zamiast się do niego zbliżyć, znacznie się oddalił. Chłopak próbował pójść jednak za radą przyjaciela i jeszcze raz wszystko sobie przemyśleć, ale było tylko gorzej, gdyż ciągle kończyło się na potwierdzeniu pierwotnego założenia.
- Co będzie na obiad? - Właśnie kończyli rundkę w szachy, kiedy chłopak poczuł się głodny.
- A bo ja wiem, chcesz coś konkretnego?
- Może sushi…
- Hahaha, sorry, ale nie.
- No okey, może curry?
- Hm? Było niedawno.
- Lubię je, jeśli coś nie pasuje, sam wybierz.
- Już nic nie mówię, będzie jak sobie życzysz.
- Jak miło, ale zrobisz kiedyś sushi?
- Eja, nie przyzwyczajaj się, nie jestem twoim służącym, aktualnie nawet nie biorę opłaty, więc wiesz…
- Hai, hai, wiesz, mam pytanie…
- No?
- Kiedy wypuścisz mnie z łóżka? Nie mam już gorączki i w ogóle, przez kilka dni jeszcze posiedzę w domu, ale myślałem wracać na uczelnię. - Kei zdziwił się lekko, a potem nieco posmutniał, wyglądał tak, jakby właśnie coś sobie uświadomił. - Chwilę później zaczął składać grę.
- Rób co chcesz, nie jestem twoją matką, postanowiłem się tobą zająć podczas choroby, nie jestem lekarzem, jeśli pójdziesz choćby jutro na uczelnię, uznam, że moja praca skończona. -  Chłopak nie chciał, by przyjaciel go znów opuścił, a chociaż ten nic na ten temat nie mówił, to na to się zapowiadało, więc dlaczego w ogóle tu przyszedł? Z litości?
- Dlaczego mi pomagasz?
- Ha?
- Nie posłuchałem cię, miałem jeszcze o to wonty, a potem wywaliłem cię z domu. W sumie nie powinieneś wracać.
- Jeśli tak uważasz, mogę sobie pójść.
- Nie o to mi chodziło, tak nawiasem mówiąc to przepraszam za tamto, w każdym razie…
- Nie ma za co, w końcu ja sam nie byłem lepszy.
- Nie powiedziałbym…
- Nie wracajmy już do tego.
- Ale dlaczego…? - Kei uśmiechnął się lekko, po czym powiedział tylko:
- Kto wie...
-Dziękuję za wszystko, naprawdę, bez ciebie pewnie umarłbym w samotności. - To właśnie dla tych słów, wypowiedzianych przez te usta, mężczyzna mógł zrobić dosłownie wszystko. Po usłyszeniu tego, poczuł nie lada satysfakcję.
- Nie przeczę. Nie ma sprawy. Dobra, idę zrobić coś do jedzenia. - Keiichi wstał i ruszył do kuchni, zostawiając Shirariego na pastwę jego myśli. Chłopak wiedział, że jego „stan chorobowy” nie potrwa już długo, więc zaczął przygotowywać się na rozmowę, do której mieli powrócić. Niestety, wszelkie próby planowania kończyły się tylko rumianymi policzkami i nadal nie wiedział, co ma powiedzieć. Wszystko wydawało się być teraz tak naturalne, że aż ciężko to było wyjaśnić, więc jak ma przekonać przyjaciela, że mówi prawdę? I czy po tym całym zamieszaniu, ten nadal będzie skłonny go kochać?
*
Kilka dni później Shirai już poruszał się po całym mieszkaniu. Niby nic mu już nie było, ale cały chodził jak na szpilkach, gdyż chciał wszystko dokończyć jeszcze zanim Kei sobie pójdzie, a jutro miał już iść na zajęcia. Słońce powoli się zniżało, a jedyne co chłopak do tej pory zrobił, to próbowanie zagadania do mężczyzny, co kończył się tylko mocniejszym rumieńcem i słowem „nieważne”.
Shirai siedział na kanapie obok Keiichiego, który czytał książkę. Patrzył na zmieniające się obrazki w telewizorze, przygotowując się na kolejną próbę. W końcu postanowił podjąć rozmowę.
- I co? Ciekawa?
- Hm? - Mężczyzna włożył zakładkę, odłożył książkę na stoliczek i rozłożył się. Chłopak miał wrażenie, jakby ten próbował mu powiedzieć „No dobra, słucham, wyduś to z siebie…”.
- No to, co ci dałem.
- Tamtą już dawno przeczytałem. Niezła była.
- To w takim razie co teraz czytasz?
- A wziąłem pierwsze lepsze tego samego autora z twojej kolekcji.
- No, czyli się wciągnąłeś.
- Trochę.
- To dobrze. - Zapadła cisza. Mężczyzna nie miał zamiaru ułatwiać chłopakowi sprawy. Po kilku minutach patrzenia na jego zmieniając y się wyraz twarzy, roześmiał się, po czym postanowił się jednak nad Shiraim ulitować. - Co?
- Chyba nigdy nie uda ci się nawet zacząć tego tematu, co?
- N-nie mam pojęcia o czym mówisz. - Chłopak nieco zdenerwowany próbował zaprzeczyć jakimkolwiek domysłom Keiichiego, co tego tylko bardziej rozbawiło.
- Eja, skoro już ci pomagam, to mógłbyś chociaż docenić.
- W takim razie nie mogłeś zrobić tego 5 godzin temu?!
- Nie-e. No, słucham co masz mi do powiedzenia.
- Jakby to…bo…ja…- Shirai próbował coś z siebie wydusić, ale nie bardzo mu to szło. W sumie nie zdziwiło go, że Kei wiedział, o czym ten chciał rozmawiać, ale tym bardziej było to dla niego niezręczne. Tak więc w sumie z jego wypowiedzi mężczyzna nic nie wywnioskował, tylko patrzył, jak chłopak staje się coraz bardziej czerwony i jak coraz bardziej przypominał kłębek.
- Wiesz, w sumie nigdzie mi się nie śpieszy, ale to dotyczy mnie bezpośrednio i chciałbym się dowiedzieć co i jak.
- ..no…ale  w sumie już wiesz.
- Trzymasz się tego, co wtedy powiedziałeś?
- T-tak.
- No w końcu jakaś informacja. Tylko wiesz, że już nie będzie odwrotu?
- Ha?
- Nie wiem jak ty, ale ja to traktuję naprawdę poważnie, dlatego też chciałbym byś był pewien tego, co mówisz, jeśli chcesz się z tego wycofać, to właśnie masz okazję…
- Nie chcę. - W końcu Shirai zebrał się na odwagę, by powiedzieć coś więcej. - Może i powiedziałem to bezmyślnie, ale zupełnie szczerze!
- Ach tak? - Chłopak znowu wrócił do poprzedniego stanu, a nawet jeszcze gorszego, przeklinał swój charakter, dla niego te słowa znaczyły dokładnie to samo, jak gdyby wyznał przyjacielowi miłość po raz drugi. To było naprawdę krępujące. - W takim razie cieszę się. - Shirai odwrócił głowę w stronę Keia, ze zdziwienia lekko otwierając usta, w które kilka sekund później mężczyzna wbił swój odpowiednik. Chłopak otworzył szczerzej oczy, nie pojmując co się w ogóle dzieje. Serce zabiło mu mocniej i ogarnęło go przyjemne uczucie ciepła. Gdy uświadomił sobie, w jakiej jest sytuacji, już wiedział czemu tak się czuje. Po chwili Kei oderwał się od Shiraiego, po czym przytulił go czule. - Kocham cię. - Chłopak miał wrażenie, że wiedział to już od dawna, ale nadal nie wierzył w to co się właśnie odbywało. Było mu tak miło, mógłby tak sobie siedzieć z nim do końca świata. Zamknął oczy.
*
Rano, Shiraiego ze słodkiego snu wyrwał dźwięk budzika. Chłopak, zaspany jak nigdy, po umyciu się i ubraniu, dostał kubek kawy od Keia, który był już w trakcie robienia czegoś na śniadanie.  Po krótkim czasie obaj zasiedli do posiłku. Mężczyzna uniósł lekko kącik ust, gdy jego wzrok napotkał na szyi drugiego małą, czerwoną plamkę.
- O co chodzi? - Chłopak od razu wychwycił ten nikły uśmieszek na twarzy „przyjaciela”.
- Nic, nieważne. - Kei znów przybrał obojętny wyraz twarzy, po czym obaj wrócili do swoich posiłków. Trochę zdziwiło go, że chłopak tak szybko odpuścił. Poza tym znając go, mężczyzna był przekonany, że Shirai zamiast lekkiej podkoszulki i rozpiętej bluzy, wybierze golf i dwa szaliki, tłumacząc się, że wciąż jest chory. -„Zapomniał? Może to już było po tym jak zasnął…ale nie zauważył dzisiaj?” - Kei zastanawiał się jeszcze trochę nad przyczyną takiego stanu rzeczy, w pewnej chwili dotarł do niego głos chłopaka.
- Słuchasz w ogóle?
- Sorry, nie bardzo.
- Coś się stało?
- Hm. - Mężczyzna westchnął ceremonialnie . - Myślałem sobie nad tym ile kilogramów musiałem wczoraj taszczyć do twojego łóżka, kiedy mnie z nim pomyliłeś. Serio, jesteś cięższy niż się wydaje. - Chłopak zarumienił się po czym gwałtownie wstał i zaczął zbierać naczynia.
- Przepraszam cię bardzo, ale nikt cię o to nie prosił. Następnym razem obudź mnie lub zostaw, obiecuję, że nie będę miał żadnych pretensji, wystarczy? - Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo, co jeszcze bardziej zirytowało Shiraiego.
- Czyli planujesz już następne razy? Poczekaj, wyciągnę terminarz, to przy okazji ustalimy sobie termin, co? Może powinienem zacząć chodzić na siłownię czy coś…- Chwilę później w jego kierunku nadleciała mała szmatka do naczyń, przed którą łatwo zdołał się obronić.
- Zamknij się już, chyba, że tak bardzo chcesz się zapoznać z resztą mieszkańców mojej biblioteczki, dopilnuję, by żadne plugawe urządzenie ci nie przeszkadzało. Posprzątaj po sobie i żegnam pana.
- Oj, no wiesz, już mnie wyrzucasz?
-  Już zacząłeś mnie irytować, poza tym niedługo wychodzę i nie, nie zezwalam na użycie kluczy.
- Dobra, dobra, już przestaję... kończysz normalnie?
- Zapewne.
Kei umył naczynia, po czym ubrał buty i narzucił na siebie kurtkę. Miał już wychodzić, kiedy coś sobie przypomniał. Oparł się o drzwi wejściowe i zawołał.
- Shirai, podejdź na chwilę!
 - A będę tego żałował? - Głos chłopaka przybliżał się, mimo zadanego pytania,  sekundę później Shirai stał już przed mężczyzną.
- Nie. - Odpowiedział mu Kei, po czym wziął pierwszy lepszy szalik z wieszaka obok i zawinął go chłopakowi na szyi, po czym mruknął - Hm, może być.
- Okey, o co tym razem chodzi?
- Nie zdejmuj go mimo ciepła, nawet w pomieszczeniach - dobrze ci radzę. - Mężczyzna nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się kilka razy podczas swojej wypowiedzi, ostatni utrzymał się na jego twarzy na stałe.
- Że ty mi coś radzisz, ale serio, mam się bać? - Chłopak nadal miał obojętny wyraz twarzy.
- Nie, po prostu zrób jak mówiłem, uwierz, tak będzie lepiej.
- Ach tak.
 Kei jeszcze podarował Shiraiemu całusa w policzek i wyszedł, rzucając tylko „Cześć”  na odchodnym. Chłopak zaraz po tym dokładnie przeglądnął się w lustrze. Chodził w szaliku jeszcze przez kilka kolejnych dni.



Takie małe PS
Usunęłam wszystkie nasze komentarze, by czytało się wam lepiej, ale muszę zacytować jeden, bo mnie powalił "
(Sorki, że w takim momencie, ale przeczytałam : Kiedy wpuścisz mnie do łóżka? xD) ", stwierdzam, że to bardzo dobry pomysł i kiedyś tak napiszę XD Może nie w tym opowiadaniu, ale napiszę XD

Komentować mi tutaj! >-< 

No to tyle, pa C: 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 12

Witam! ^^

Dawno mnie nie było, wiem, ale to nie moja wina. Od miesiąca (lub jeszcze dłużej) próbowałam wybłagać Brudną, by mi poprawiła rozdziały. Skończyło się na tym, że niecały tydzień temu poprosiłam Vivę, by to zrobiła. Dało się? Dało. Dlatego dodaję dzisiaj kontynuację Bez tytułu. W ogóle historia mogła by się skończyć na 13 rozdziale, no ale chciałam jeszcze to pociągnąć. Mam tylko nadzieję, że nie przedobrzę - jakby co mówcie (czyli o komentarze proszę)! No to ja kończę, życzę miłego czytania :D


 (Tak dla sprostowania, jest coś takiego jak „kopnięcie okrężne” lub „kopnięcie boczne” - jak chcecie, poszukajcie na Google - w sumie nieważne, ale zawsze jakaś ciekawostka C:)


Rozdział 12

- Ja pierd***! - Kolejne okrężne trafiło w cel… - Chol*** -…prawy sierpowy…- Już k*** gorzej być nie mogło! -… boczne zakończone zwykłym, bezradnym uderzeniem. Kei oparł się głową o właśnie maltretowane drzewo. Wyciągnął komórkę i zadzwonił. - Kou, idziemy się nachlać.
*
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Nie.
- Będziesz tylko siedział i pił?
- Tak.
- To poco ja tu jestem?
- Dla towarzystwa.
- Czyli mogę sobie pójść?
- Nie.
- Kei, powtarzamy ten dialog od godziny.
- Wiem.
- To powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Nie. - Kou bezradnie patrzył na przyjaciela, próbując wydusić coś od niego, ale marnie mu do szło.
- Eh, jednak gadanie z tobą to jak mówienie do ściany.
- Aleś spostrzegawczy…
- Wiesz, jeśli chodzi o Shiraiego, to możesz go po prostu przeprosić.
- Nie ma sensu.
- Na pewno ci wybaczy.
- No właśnie.
- No to w czym rzecz?
- Jak tak dalej pójdzie, to w życiu sobie nie dam z nim spokoju.
- To nie dawaj.
- Muszę.
- Bo łatwiej?
- Bo tak będzie dla niego lepiej.
*
- …Shirai.
- Hm?
- Słuchałeś w ogóle? Coś taki zamyślony?
- „Eh, musze się skupić” Wcale nie jestem…
- No właśnie widzę, coś się stało?
- Nic, wszystko w porządku.
Chłopak chodził ciągle rozkojarzony. Mimo iż nie chciał, cały czas myślał o swoim przyjacielu. W tej chwili zamiast strachu odczuwał złość. Bardzo chętnie by mu przyłożył za jego zachowanie, jednak nie miał aktualnie takiej możliwości. Na dodatek  lada moment egzaminy. Shirai obawiał się najbardziej o to, że już kompletnie straci z Keiem kontakt. Choć płynących z tego korzyści nie da się pominąć, nie mógł odepchnąć od siebie zaniepokojenia tą sprawą. Lecz jednego był pewien. Na pewno nie odezwie się pierwszy - co to, to nie.  To on jest tutaj poszkodowany, nie będzie się użalał nad mężczyzną. Jeśli ten nic nie zrobi to trudno, przecież przez niego się pokłócili. Czemu niby miałby starać się utrzymywać ich znajomość, kiedy Keiowi  w ogóle nie zależy? Bezsensu.
*
Tego dnia Chłopak  już był poważnie zmartwiony. Minął tydzień, niby nie tak wiele, ale to i tak niepokojące, że Kei jeszcze nie dał o sobie znać. Aż się nie chciało mu się wierzyć, że po tych wszystkich wyznaniach i lepienia się do niego, mężczyzna tak po prostu się obraził. Teraz widać było ile znaczyły jego słowa. Shiraiemu aż się nuż w kieszeni otwierał. Wciąż się tylko coraz bardziej złościł na Keia. Najchętniej by o nim zapomniał i żył sobie spokojnie, ale nie potrafił. Brakowało mu wciąż naprzykrzającego się przyjaciela, teraz w jego mieszkaniu było tak cicho, że nie mógł tego znieść. Czasami wychodził na miasto by po prostu nie siedzieć  samemu w pustym domu. Nawet umówił się raz z kolegami z uczelni, ale i tak był samotny. Czuł się trochę jak w innym świecie. Jednak nie znał nikogo z nich na tyle dobrze, by mógł się w pełni rozluźnić. Nie umiał się też jakoś wkręcić w rozmowę, gdyż spora część jego wypowiedzi dotyczyłaby tematów, o których większość nie miałaby żadnego pojęcia. (Tia... Skąd ja to znam... ;-; Nom ;-; ) Tylko z jednym z nich udało mu się nawiązać dłuższą rozmowę. Przynajmniej jakby co miał od kogo pożyczyć notatki.
*
Został ostatni egzamin, a Shirai czuł się koszmarnie. Już od jakiegoś czasu wiedział, że coś go łapie, ale nie sądził, że rozchoruje się od razu. Jednak mimo iż jego stan nie pozwalał mu na pełne skupienie, student uczył się praktycznie cały czas. Kei nie pojawiał się już od dwóch tygodni. Chłopak odsuwał myśli o nim do najgłębszego zakątka swojego umysłu, ale te często powracały. Czasami po prostu był ciekaw, co mężczyzna w danej chwili robił, ale zwykle zastanawiał się nad tym czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Shirai miał nieodparte wrażenie, że lada moment Keiichi wparuje do jego mieszkania i jak zawsze rozłoży się na kanapie z laptopem, ale jak do tej pory jeszcze tak się nie zdarzyło. Mimo wszystko, nie umiał sobie wyobrazić, że mężczyzna już nigdy tak nie zrobi.
*
Dzień po ostatnim teście, choroba już kompletnie rozłożyła go na łopatki. Teraz tylko leżał w łóżku, łykając mnóstwo tabletek. Jak on tego nie cierpiał, ale bez nich nie byłby w stanie nawet zrobić sobie czegoś do jedzenia. Miał wrażenie, że lada moment kopnie w kalendarz. Nie zdziwiłby się. Mijały dni, zaczynały się zajęcia, a on cały czas nie ruszał się z miejsca. Gardło go bolało niemiłosiernie, kaszel tylko pogarszał sytuację i ta gorączka, która sprawiała, że jego skóra płonęła żywym ogniem. Chłopak bardzo rzadko chorował, ale jak już go coś złapało, to na amen. Jednak zawsze jego matka była w pobliżu, a teraz nie miał mu kto pomóc. No cóż, w końcu studia miały go usamodzielnić, nie?
*
„Tego już za dużo.”
Kou miał już dość zachowania swojego przyjaciela. Już od samego początku chętnie walnąłby go w łeb, by się ogarnął, ale teraz i to pewnie nie pomoże. Kei już na dobre wsiąkł w jego ambitne życie towarzyskie, ciągle łażąc gdzieś z chłopakami. Prawda mówiąc, było z nim coraz gorzej, ale kto by się tam przejmował. Kou w końcu postanowił pójść do Shiraiego, ale ani razu nie zastał go w domu. W sumie ciekawe, co robił, ale nie to było najważniejsze. Jak mógł go znaleźć? Komórki też nie odbierał, ale przecież nie mógł zapaść się pod ziemię. W końcu po morderczych poszukiwaniach, postanowił pójść na jego uczelnię. Nawet nie wiedział co chłopak studiuje, ale nie miał większego wyboru. Z początku, Kou po prostu chodził, szukając Shiraiego w całym budynku, lecz niestety nie zdołał go spotkać, więc zaczął pytać ludzi. Najpierw spytał o kierunki. Gdy usłyszał jedną z nazw, od razu wiedział, że to ta. Kiedyś już się pytał o to Keia, więc po prostu musiał to usłyszeć, by sobie przypomnieć. Na szczęście, jego rozmówca znał jedną osobę z grupy Shiraiego, więc dostarczył mu informacji o najbliższych zajęciach. Okazało się, że wykład zaczyna się za pół godziny. Mężczyzna powędrował więc ku odpowiedniej sali, by zaczekać tam na chłopaka. Po 20 minutach był już zaniepokojony. Za chwilę miał przyjść wykładowca, a Shiraiego wciąż nie było. Koniec końcem Kou zapytał jednego z obecnych tam studentów o chłopaka. Ku jego zaskoczeniu ten ponoć nie przychodził na uczelnię już od kilku dni, mimo iż mieli zajęcia. Po przeanalizowaniu sytuacji, zadzwonił do Keia.
- Słuchaj stary, Shirai albo nagle wyjechał, albo umiera właśnie samotnie w mieszkaniu. Zakładam to drugie, więc rusz swoją d*** i idź tam. Nawet nie próbuj się sprzeciwić.
*
Keiichi co prawda wahał się iść do Shiraiego, ale uznał, że w sumie lepiej sprawdzić co u niego. Najwyżej chłopak go wywali. Choć Kou mówił niby, że ten jest umierający, to pewnie grubo przesadza. Mężczyzna wolał się trzymać z dala od studenta - sam nie wiedział nawet, co zrobi, gdy go zobaczy, ale nie darowałby sobie, gdyby Shirai faktycznie potrzebował pomocy, a on by mu jej nie udzielił.
Gdy znalazł się już pod drzwiami, westchnął i mocno zapukał. Cisza. Po drugiej próbie nie było lepiej. W końcu postanowił użyć dzwonka. Też nic. Pewnie po prostu chłopak gdzieś wyszedł. Jednak Kei się tym nie przejmował i automatycznie otworzył drzwi swoim kluczem. Nawet nie myślał o tym, że wchodzi, to już było coś tak wyuczonego, że jego ręce i nogi same się poruszały. Tak jak zwykle, pierwsze co zrobił, to poszedł do kuchni i sprawdził zawartość lodówki. Patrzy. W lodówce pusto. Ten widok zaskoczył go i rozczarował. Dopiero po chwili uświadomił sobie, co w ogóle robi. Miał przyjść sprawdzić czy u Shiraiego wszystko w porządku, a tym czasem poszukuje żarcia. (Ja za każdym razem u swojej przyjaciółki to plądruję jej spiżarkę xD Zamiast przywitać się z przyjaciółką, moje pierwsze 'cześć' jest do spiżarki. No to ja tak mam z mangami Brudnej - po prostu ją olewam, wolę czytać, pozdro XD )Ach, te przyzwyczajenia. Inna sprawa, że pusta lodówka to dosyć niepokojąca poszlaka. W końcu wyszedł z części kuchennej, znajdując tam tylko jakieś długotrwałe produkty i gotowe dania. Chłopak z pewnością dobrze się nie odżywia - no ale to w końcu los każdego studenta. Swe poszukiwania mężczyzna zakończył w sypialni, gdzie Shirai właśnie leżał…a może spał…a może był nieprzytomny? Przynajmniej oddychał. Gdy zaczął się wiercić , Kei stwierdził, że nieprzytomny też nie był. Spał, ale przy tym wyglądał okropnie. Miał wielkie wypieki, był cały spocony, a obok jego łóżka walało się mnóstwo opakowań z lekami.  Keiichi od razu domyślił się, co się stało. Chłopak znajdował się w dosyć złym stanie, można by nawet pomyśleć, że Kou mówił prawdę. Mężczyzna oczywiście nie mógł pozostawić tak Shiraiego samemu sobie. Pierwsze co zrobił, to ocenił mniej więcej czy chłopak ma gorączkę. Niestety, miał wrażenie, że czoło studenta się wręcz paliło. To nie wróżyło dobrze. W ekspresowym tempie Kei przygotował zimne okłady, by trochę obniżyć gorączkę. Posiadał on dość spore doświadczenie w opiekowaniu się chorymi, gdyż był czas, kiedy Yuki dość często miała grypę i musiał się nią sam zajmować. Na dodatek dziewczyna ciężko to znosiła, więc dogodzenie jej nie zaliczało się do prostych zadań. Po dłuższym czasie  mężczyzna chciał kupić trochę składników i coś zrobić, by Shirai mógł zjeść coś porządnego jak wstanie. Wyglądał on na jeszcze chudszego niż zwykle, co budziło w Keiichim niepokój, w końcu jak szczupłym można być? Gdy stwierdził, że gorączka spadła na tyle, by móc chłopaka zostawić na chwilę samego , w końcu mógł pójść do sklepu. Godzinę później wszystko już było gotowe. Ku zdziwieniu Keia, Shirai jeszcze spał, ale stawiało go to w dość korzystnej sytuacji, gdyż mógł teraz się napatrzeć na śliczniutką twarzyczkę ukochanego. Żal mu było chłopaka, kiedy myślał sobie, jak ten doprowadzał się do takiego stanu. Koniec końcem został sam w pustym mieszkaniu, nie miał nawet kto się nim zaopiekować. Po kilku minutach Shirai zrzucił z siebie kołdrę. Kei znów go przykrył, dokładnie go otulając, i pocałował w skroń, po czym klęknął przy łóżku i położył głowę na prześcieradle tak, by wciąż móc spoglądać na chłopaka. Mógłby się tak na niego patrzeć do końca świata. Czuł, jak mocno mu bije serce, co było bardzo przyjemne. Lekko uśmiechnął się do siebie, po chwili powieki same mu się zamknęły.
*
 Gdy Shirai otworzył oczy, miał wrażenie, że coś się zmieniło. Choć było z nim trochę lepiej, nadal czuł się koszmarnie, nie miał na nic siły. Nawet, ku swojemu zdziwieniu, nie był głodny, choć nie jadł nic od dłuższego czasu. W sumie cieszył się, bo i tak nie zdołałby sobie nic zrobić. Nie cierpiał być chorym. Po chwili dopadł go atak kaszlu i automatycznie zgiął się w pół. Jego kolana o coś uderzyły, ale zbytnio się tym nie przejmował, skupił się na oddychaniu. Wszystko go bolało, miał już tego serdecznie dość. W tym momencie coś usłyszał.
- Ajć, uważajże trochę. - Zobaczył jak jego przyjaciel powoli podnosił głowę, ciągle się za nią trzymając, po chwili zorientował się w „co” właśnie uderzył nogami. Tylko co właściwie on tutaj robił?! Chłopak przetarł oczy, może miał jakieś halucynacje?
- Co tu robisz? - Shirai ledwo co wymówił te kilka słów słabym głosem, nie oddając tym swojego wielkiego zdziwienia na widok mężczyzny. Był naprawdę bardzo szczęśliwy, że go widzi, był tak szczęśliwy, że aż miał ochotę popłakać ze szczęścia, w końcu prawie przeszedł przez granicę śmierci.
- Podobno umierasz.
- Umieram.
- Właśnie widzę.
- Ale to…- Chłopak nie zdołał dokończyć, gdyż kaszel mu na to nie pozwolił. Potem dał już sobie spokój, nie miał siły na rozmowę.
- Masz. - Kei podał mu kilka tabletek.
- A dasz coś na kaszel?
- No jest jakiś syrop, ale to po jedzeniu, więc za chwilę.
- Nie jestem głodny.
- Mógłbym w sumie to tak zostawić i sprawdzić czy umrzesz z głodu, czy wcześniej zabierze cię choroba, ale wiesz co, nie chce mi się czekać.
- Hahaha. - Chłopak połknął lekarstwo. Zastanawiał się poco w ogóle mężczyzna zadał sobie trud, by przyjść do jego mieszkania, ale z jakiekolwiek powodu właśnie siedział przed nim, był mu ogromnie wdzięczny. Nie chciał już być sam, poza tym bardzo tęsknił za przyjacielem. Do tego stopnia, że wszystkie jego myśli skupiały się na nim. Widząc go, miał ochotę go mocno uściskać, ale teraz nie za bardzo mógł.
- Pójdę po jedzenie. - Kei wstał albo raczej próbował wstać, gdyż poczuł jak Shirai lekko złapał jego bluzę.
- Nie idź. - Wyszeptał. (Wyobraziłam sobie, jak robi szczenięce oczka ;-; I o to chodzi  ;-;) W tym momencie przeraziła go myśl, że mężczyzna mógł już nie wrócić. W sumie nie wiedział nawet dlaczego w ogóle o tym pomyślał, ale wiedział, że najmocniej na świecie teraz nie chciał, by jego przyjaciel sobie poszedł. Ten natomiast przykucnął przy nim.
- Spokojnie, zaraz wrócę. - Chłopak w jakiś niewyjaśnionych przyczyn nie mógł mu nie uwierzyć. Co go zdziwiło, był pewien, że mężczyzna po tych słowach pogłaszcze go po główce, przytuli lub chociaż lekko pocałuje. W sumie wydawało mu się to dziwne, że akceptował, a nawet trochę lubił tego typu zachowania, ale wcale się tym nie przejmował. Kei ruszył w stronę kuchni i gdy już znikł Shiraiemu sprzed oczu, ten odliczał sekundy do jego powrotu. Na szczęście nie trwało to długo. Chłopak ledwo co usiadł, po czym zjadł pierwszy konkretny posiłek od około trzech dni, potem wypił syrop. Chwilę później talerz znalazł się na szafeczce nocnej. Shirai chciał już się położyć, kiedy mężczyzna usiadł obok niego, mocniej otulił go kołderką i przytulił, zmuszając tym chłopaka do oparcia się o niego.
- C-co ty…- Chory był kompletnie zdezorientowany, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.
- Hm? - Kei lekko się zdziwił, lecz po chwili jakby się ocknął. - Ech, wiesz, to już chyba kwestia przyzwyczajenia. Zawsze tak robię, gdy Yuki jest chora…
- Hah, moja mama też tak robi... - Chłopak uśmiechnął się lekko na tę myśl, po czym w pełni oparł o mężczyznę. -  …tylko, że ona jeszcze mi śpiewa.
- Śpiewa? - Keiichi był wyraźnie zaskoczony.
- Tak.
- A co?
- Przeważnie jakąś kołysankę.
- Kołysankę powiadasz…wiesz, że masz już 19 lat? Nie jesteś leciutko na to za stary?
- Wiem, wiem… po prostu czasem fajnie poczuć się znów dzieckiem.
- Rozumiem, coś w tym jest.
- T-to co? Zaśpiewasz coś? - Shirai miał wrażenie, że zaraz spali się ze wstydu, ale coś go zmusiło do powiedzenia tych słów, poza tym Yuki mówiła, że Kei ma piękny głos, więc czemu nie miałby go teraz usłyszeć?
- Ż-że co?!
- Sorry, ja…eh…nie myślę trzeźwo…tak…po prostu…- Chłopak gubił się w słowach, szukając jakieś w miarę logicznej wymówki, równocześnie zwijając się w kłębek, co trochę rozczuliło Keia.
- Nie wierzę w to, no ale niech ci będzie…
- Hah?
- Tylko wybieraj szybko zanim się rozmyślę ( i tak nie powinienem tego robić).
- Hmm….a co wybrałaby Yuki? (wiem, dzięki).
- A bo ja wiem…ostatni raz robiłem to kilka lat temu...tak więc nie spodziewaj się też nie wiem czego…
- Jasne, jasne…no a co znasz? - Shirai już powoli się zaczął męczyć mówieniem, poza tym coraz bardziej drapało go w gardle. Keiichi jakby z pomocą telepatii podał mu herbatę, zanim ten zdążył o nią poprosić. - Dzięki.
- Eh, ale w sensie z kołysanek? - Chłopak potaknął. - No nie wiem…pff….znam, jakby to ująć, te „podstawowe”…wiesz, takie które po prostu pamięta się z dzieciństwa...
- Dzieciństwo było dosyć dawno, więc…
- Mam dobrą pamięć, co poradzić. Poza tym większość śpiewałem kiedyś Yuki, kiedy mnie prosiła.
- Wow, jesteś wspaniałym bratem.
- Masz co do tego wątpliwości? - Shirai uśmiechnął się, jakoś tak poczuł się lepiej, miał wrażenie, że żadna choroba mu nie straszna, póki Kei się tak nim opiekuje. Chwilę później jego szklanka, już pusta, wylądowała powrotem na nocnej szafeczce.
- Bynajmniej. - Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i zamknął oczy, po czym dodał: - Wybierz coś.
- Ile z tobą kłopotu, no dobrze…- Mężczyzna zastanawiał się dłuższą chwilę, po czym wydał z siebie pierwsze dźwięki wybranej kołysanki.
- Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę…* - Kei doszedł do wniosku, że słowo „Laleczka” mógłby zastąpić bardziej odpowiednim, ale żaden z nich nie przyłożył do tego większej wagi.
Gdy Shirai usłyszał przyjaciela otworzył szeroko oczy, aż zaparło mu dech w piersiach. Mężczyzna miał tak niesamowity, głęboki głos, był tak niezwykle piękny, chłopak nie mógł określić go słowami. Przeszył go całego na wylot, mógł słuchać go i słuchać i tylko coraz bardziej się w nim zagłębiać. Shirai nieraz słyszał tę kołysankę, lubił ją, jej melodia, tekst, zawsze się przy niej wzruszał, ale teraz to było zupełnie coś innego. W tym wykonaniu stała się cudowną pieśnią, która mogłaby trwać w nieskończoność. Chłopak zacisnął dłoń na bluzce Keia. Wsłuchiwał się teraz i w głos i w serce przyjaciela, które w tej chwili biło mocno tak samo jak jego własne, miał wrażeni, jakby oba zlały się w jedno. Keiichi już samą swoją osobą wywoływał u Shiraiego bliżej nieokreślone emocje, sprawiał, że ten cały buzował, ale teraz wszystko zgromadził się w nim w ogromnej ilości. Był wzruszony, szczęśliwy, zachwycony, pogrążony w tych uczuciach wyłapywał kolejne słowa, tworzących smutną, choć nieważną historię. Czuł też żal. Sam nie wiedział dlaczego, może to z powodu ich kłótni, przypominał sobie po kolei wszystkie ich wspólne chwile. Wszystkie te emocje targały nim, razem jednak tworzyły coś pięknego. Powoli pierwsza łza opuszczała jedno z jego oczu, nie wiedział czy to ze szczęścia, czy ze wzruszenia, a może ze smutku? Ze wszystkiego po trochu. Druga, trzecia - wziąć spływały  kolejne, mężczyzna jednak nie przestawał śpiewać. Nagle każda malutka cząsteczka jego serca i duszy znalazły swoje miejsca. Shirai po przepatrzeniu wszystkiego dokładnie znalazł w końcu odpowiedź, wiedział już co powiedzieć i chciał to powiedzieć jak najszybciej, te kilka na pozór prostych słów, które znajdowały się bliżej niż mu się wydawało - tylko one mogły określić jego uczucia, skomponowane teraz w jedną całość.
W tym momencie Kei skończył śpiewać, gdy tylko to się stało, usłyszał słaby, ale wyraźny głos:
- Kocham cię.



* Użyłam tutaj polskiej kołysanki „Był sobie król”, choć niby jesteśmy w kraju kwitnącej wiśni, no w sumie mogłam poszukać czegoś japońskiego, ale ta, której użyłam tak mi się podoba, że jednak postanowiłam właśnie ją tu wsadzić. No i te wspomnienia z dzieciństwa…prawdę mówiąc toczyła ona bój z „Iskiereczką”, ale ostatecznie wygrała :D

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 11

Hejka!
Jestem śpiąca, więc króciutko c: Wsadzam nowy rozdzialik "Bez tytułu" i nie chwaląc się informuję, że nowy już się pisze. Ogólnie będę miała teraz dosyć mało czasu, gdyż chociaż semestr mi się kończy za dwa dni i praktycznie powinien być luz, biorę udział w wielu konkursach i muszę do nich pisać jak i się uczyć. Tak tylko mówię. No to już nie będę tego dłużej przeciągać.
Miłego czytania :D
(Wyszło troszki dłużej niż planowałam XD)




Rozdział 11
Kilka dni po przedwczesnym świętowaniu z Keiem i Yuki, Shirai pojechał do rodziny. Tęsknił za swoimi rodzicami, jak i za bratem. Cieszył się, że mógł spędzić z nimi trochę czasu, chociaż wkrótce chciał znów dowiadywać się nowych rzeczy na uczelni i użerać się ze swoim „przyjacielem”. Nawet jeśli nie przyznawał się do tego, trochę brakowało mu Keiichiego. Miał nadzieję zobaczyć także Yuki, zanim wróci do ośrodka. W końcu święta się skończyły, mężczyzna musiał znów „zwrócić” swoją siostrę opiekunom. Smuciło go, że przez dłuższy okres czasu nie będzie mógł spotkać się z dziewczyną, ale nie mógł nic na to poradzić. Na dodatek nie miał już nikogo, kto mógł by mieć oko na mężczyznę, podczas gdy ten jest w domu. To ograniczało mu jego władzę, a był pewien, że skoro nie będzie Yuki, jego przyjaciel postanowi składać mu częstsze i dłuższe wizyty. Znowuż kłopot.
Chłopak wyciągnął klucz, lecz gdy chciał go przekręcić zamek nie ustępował. Spróbował w drugą stronę i poszło gładko, ale w tej chwili zamykał drzwi.
„Zostawiłem mieszkanie otwarte? Nie…a może to włamywacz? Jeśli tak, to mam przekichane. Może zadzwonię do Keia? Eh i tak nie zdążyłby przyjść…hm…lepiej nie krakać. Po prostu sprawdzę.”
Shirai, choć próbował się uspokoić, z drżącą ręką otworzył drzwi. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie. Nic nie zniknęło. Gdy zrobił kilka kroków, usłyszał cichutkie szmery. Zamarł w miejscu. Chyba jednak ktoś tam był. W końcu wybrał numer policji i wziął głęboki oddech. Musiał się upewnić, że mu się nie zdawało. Gotowy wiać szybko postawił jeszcze kilka kroków i znowu stanął nieruchomo. Tym razem jednak nie ze strachu, lecz ze złości.
K - Hm? - Mężczyzna usiadł i odłożył książkę. - Cześć, witaj w domu.
S - Jakie „witaj w domu”, co ty tu do..eh…co ty tu robisz?! - Shirai miał chęć przyłożyć Keiowi z prawego sierpowego, najadł się tyle strachu przez tego idiotę.
K - Nie musiałeś się powstrzymywać…
S - Zamknij się! Odpowiedz!
K -  Nudziło mi się.
S - Hah? Yuki już wyjechała?
K - No, spóźniłeś się trochę. Kazała cię pozdrowić i mam cię od razu poinformować, jak jeszcze będzie mogła przyjść.
S - Szkoda…a wiesz kiedy?
K - Nie, kiedy uda mi się wybłagać kilka osób.
S - Rozumiem, ale to dalej nie powód byś tutaj siedział i najważniejsze, jak się tu dostałeś skoro to ja mam klucze?! - Chłopak często zostawiał je dla Keia np. u sąsiada, ale przecież teraz trzymał je w ręku.
K - Hm? A to! Kiedyś jak spałeś, poszedłem sobie dorobić drugie. 
S - Haa?! A kto ci pozwolił?!
K - Ja…i w sumie Yuki.
S - Oddaj mi je. Nie wyraziłem na to zgody.
K - Czemu?
S - Tłumaczyłem ci.
K - Ale wiesz, teraz jestem jedyną osobą, która przyjdzie ci na ratunek jak zemdlejesz, więc powinienem mieć jak wejść, by ci pomóc.
S - Nigdy w życiu nie zemdlałem i mdleć nie zamierzam. Oddaj.
K - Kto wie co się stanie, poza tym dzięki temu będę mógł wychodzić, nawet jeśli ciebie nie będzie, nie angażując w to twoich sąsiadów, którzy mają pewnie już tego dość. - Chłopak musiał przyznać, że ten argument był słuszny. Nie chciał za często widzieć Keia w swoim mieszkaniu, ale gdyby nie to, jego posiłki byłyby o wiele uboższe. Natomiast tego typu rozwiązania jakie stosowali do tej pory, wymagały osób trzecich, a to nie było pożądane.
S - Nie wierzę, że to robię, ale niech ci będzie, PÓKI CO zatrzymaj je - oczywiście pod warunkiem, że użyjesz ich tylko za moim pozwoleniem.
K - No i kiedy zemdlejesz.
S - Za moim pozwoleniem i kiedy będę nieprzytomny, może być?
K - Niech będzie, przyjmuję tę ofertę.
S - Trzymam cię za słowo.
K - Okey… A tak w ogóle to mógłbyś się w końcu przywitać.
S - Eh, wróciłem.
*
W sumie, to że mężczyzna miał swoją parę kluczy, okazało się całkiem wygodne. Ku zdziwieniu Shiraiego, to nie sprawiło ani tego, że Kei odwiedzał go częściej. Wręcz przeciwnie, od niedawna zaczął przychodzić coraz rzadziej. Nawet jeśli chłopak myślał zawsze o jak najszybszym pozbyciu się intruza, martwił się zaistniałą sytuacją. Zastanawiał się wciąż, co mogło sprawić tę zmianę. Miał nadzieję, że Kei w końcu nie przestanie go odwiedzać, nawet jeśli jego obecność była często irytująca - na szczęście do tego jeszcze sporo brakowało. Co nie zaprzecza temu, że coś jest nie tak, ale Shiraiego nie było stać nawet na zaczęcie takiej rozmowy. Przypuszczał, że skończyłoby to się tekstem typu „A co? Martwisz się o mnie?” i bóg wie czym jeszcze, tak więc przemilczał to.
*
S - Hm? Nie myślałem, że kiedykolwiek będziesz pracował rano.
K - Wiesz, skoro mogę wieczorem to dla nich wygodne, ale jutro potrzebują mnie akurat rano. Pewnie większe zlecenie. W każdym razie wiesz, o której kończę…
S - W sumie nigdy nie pytałem, ale gdzie pracujesz?
K - Hm? W warsztacie, reperuję auta, motocykle i takie tam. Nie chwaląc się, jestem całkiem dobry w swoim fachu.
S - Rozumiem, skoro tak, to w sumie możemy zjeść coś na mieście, mógłbym pod ciebie podejść jak skończysz…
K - Serio? - Mężczyzna był zaskoczony, tego się nie spodziewał. Nie mniej jednak oferta Shiraiego przypadła mu do gustu. Chłopak natomiast zarumienił się, gdy zorientował się, co tak właściwie powiedział. Zrobił to bez namysłu.
S - T-to znaczy, wiesz…jeśli nie chcesz to spoko i tak nawet nie wiem, gdzie to jest…więc…
K - Jeśli byś mógł, to byłoby miło…- Shirai spojrzał na mężczyznę i ku jego zdziwieniu, wyglądał na poważnego i zupełnie szczerego…czyli naprawdę chciał, by chłopak tam poszedł.
S - W takim razie…dobrze…- Po odpowiedzeniu, chłopak czuł, że rumieni się jeszcze bardziej, choć sam nie wiedział dlaczego. Przez chwilę pomyślał, że to będzie wyglądać, jakby byli parą, ale przecież można zwyczajnie pójść po przyjaciela, nie? Więc skąd te wszystkie idiotyczne myśli? (z mojej głowy i jego serducha XD)
*
Z torbą, wypełnioną najpotrzebniejszymi rzeczami, Shirai postawił pierwszy krok. Czuł się, jakby szedł właśnie na wycieczkę w nieznane. Poniekąd tak było, gdyż po zaledwie kilku miesiącach studiowania, nie zdążył poznać jeszcze całego miasta. Zostało jeszcze wiele miejsc, o których nawet nie miał pojęcia. Mimo wczorajszego wykładu Keiego i narysowanej na szybko mini mapki, chłopak czuł, że coś pójdzie źle. Pewnie dlatego, że był świadomy swojego talentu do gubienia się, szczególnie w obcych mu miejscach (pozdrawiam tamaundę-senpai, z którą potrafimy gubić się nawet w znanych nam miejscach XD). Gdy Shirai doszedł do jednego z charakterystycznych budynków po drodze, który opisał mu Keiichi, był wniebowzięty. Jeszcze został mu tylko kawałeczek na tejże malutkiej mapce. Po piętnastu minutach okazało się, że ten „kawałeczek” jest najtrudniejszą częścią tej trasy. Kilka zakrętów i malutkich uliczek sprawiło, że linie narysowane na kartce w ogóle nie pokrywały się z otoczeniem. Chłopak doszedł do wniosku, że lepiej by było poczekać w tym miejscu na przyjaciela, zadzwonić i niech go szuka, no ale Kei nie odbierał telefonu ani nie odpisywał, więc pozostało mu  łażenie po okolicy. Mężczyzna co prawda miał niedługo kończyć, ale mogło mu zawsze coś wypaść, a Shirai nie palił się do czekania aż ten łaskawie oddzwoni lub odpisze. Coraz bardziej obskurne budynki  trochę niepokoiły chłopaka, szczególnie po tym co naopowiadał mu Keiichi, ale przecież nie można oczekiwać, że wszystko będzie w idealnym stanie, a ruiną to miejsce jeszcze nie było.  Kilka przecznic dalej Shirai spostrzegł jakiś lokal, ale nie mógł odważyć się by wejść. To miejsce ewidentnie stworzono tylko po to, by sobie dobrze popić. Można było to wywnioskować już z zewnątrz. Chłopak postanowił już wracać, co prawda jeszcze sporo czasu minie, zanim w ogóle zacznie się ściemniać, ale wolał dmuchać na zimne. Niestety nie miał pojęcia jak dojść do miejsca, z którego zaczął obchód. Myślał, że ma wszystko pod kontrolą i wie, w którą ulicę skręcić, jakie budynki minąć, ale sporo się przeliczył, gdyż teraz już w ogóle nic nie kojarzył. W pewnym momencie usłyszał głosy większej grupki ludzi, gdy zza rogu wyszło około ośmiu mężczyzn. Wśród nich dostrzegł kogoś znajomego. Po chwili przypomniał sobie jego imię, to był Kou. Na jego widok serce mu się uradowało, lecz po chwili jego entuzjazm opadł, gdyż przyjrzawszy się dokładnie jego towarzyszom, stwierdził, że nie wyglądają oni na godnych zaufania. W takim przypadku Kei kazał mu wiać w te pędy i najlepiej gdzieś się ukryć, ale Shirai zdecydował się iść normalnie, gdyż to wyglądało bardziej naturalnie. Poza tym na pewno zauważyliby, gdyby nagle zaczął biec no i nie mają w sumie powodu, by go zaczepić. Nie miał przy sobie zbyt wielu pieniędzy. „Taa…szkoda tylko, że oni o tym nie wiedzą.” Chłopak wymusił na sobie naturalny krok, odwrócił się i ruszył przed siebie. W najlepszym razie go po prostu wyminą, a w najgorszym…nawet nie chciał o tym myśleć. Póki co wszystko szło dobrze, grupka przemieszczała się, nie zwracając uwagi na osóbkę, idącą z boku tuż przy różnokolorowych murkach. Choć Shirai spostrzegł, że nie tyle „olali go” co „nie zauważyli go”, gdyż wzrok każdego z nich zwrócony był ku Kou. Chłopak był mu w duszy niezmiernie wdzięczny. Shirai był pewny, że ten go zauważył, więc to, że go kryje było oczywiste. Gdy już wszyscy minęli chłopaka, wzrok Kou powędrował ku kilku cieniom, po chwili na jego twarzy dało się widzieć zaniepokojenie i zrezygnowanie. Następnie chłopak zobaczył kierowany ku niemu uśmiech znajomego, po czym ten ruszył w jego kierunku. Ale dlaczego? Przecież wszystko szło dobrze. Shirai pomimo ogarniającego go strachu nadal szedł przed siebie, nie dając nic po sobie poznać, lecz w tym momencie usłyszał Kou.
- Cześć słodziaku, co cię sprowadza w nasze skromne progi, a może zgubiła się dziecina? - Chwilę później jego towarzysze, tak samo uśmiechnięci, także ruszyła ku chłopakowi. Shirai starał się zignorować wszystko wokół, ale niestety po kilku sekundach znowu Kou przemówił. - Ej, czemu mnie ignorujesz? Przecież chcę być dla ciebie tylko miły, to nieładnie wiesz? Nawet nie wiesz, jak mi przykro… - W tym momencie mężczyzna pociągnął chłopaka za rękę, natomiast ten automatycznie wyrwał ją, tak jak go uczył Keiichi, i poszedł dalej. Wiedział, że otwarta ucieczka nie ma szans. - No wiesz, tak mnie traktować, a ja ci chciałem tylko pomóc. - Shirai był już trochę zniecierpliwiony, gdyż grupka nie dawała mu spokoju, tylko szła za nim krok w krok. W pewnej chwili poczuł szarpnięcie. Tym razem nie udało mu się uwolnić. - Mówiłem, że to BARDZO NIEMIŁE, chyba coś mi się należy?! - Chłopak dalej nic nie powiedział, na co mężczyźni zaczęli się już denerwować. - Jako kulturalny chłopczyk, odpowiedz gdy do ciebie mówię, bo inaczej nie będziemy już tacy przyjemni…
- Niby co?
- Hm?
- Niby co ci się należy?
- Może przeprosiny, hm?
- Przepraszam, wystarczy? - Shirai powiedział to na odczepnego, znowu próbując wyrwać rękę i znowu mu się to nie udało.
- Hola, nie tak szybko, trzeba to zrobić w odpowiedni sposób słonko.
- Że co?!
- Chłopaki, co powiedziecie na naszego uroczego chłopczyka?
- Hehe, jak zwykle masz dobre oko, Kou.
- No oczywiście!
- Mogę się nim zająć…
- Eja, a niby z jakiej to okazji?
- Hm? Mówiłeś, jeszcze chwilę temu mówiłeś coś o pójściu do domciu, spokojnie, dobrze się nim zaopiekuję.
- Nie tak prędko, nie mogę zostawić mojej zdobyczy nieodpowiedniej osobie.
- A co niby we mnie nieodpowiedniego?! No daj mi go i z głowy.
- Niestety znam osobę zainteresowaną nim bardziej od ciebie, mało tego, jego kolej minęła już z 5 razy.
- Serio, myślisz, że nasz mości książę Kei będzie chciał takie chucherko? - Shirai natychmiast zareagował na to imię. Chyba bardziej od  tego co może mu się stać w towarzystwie tych mężczyzn, bał się złości przyjaciela. Już na samą myśl co może zrobić, ciarki go przeszły. Nie chciał, żeby Keiichi go razem z jego „nowymi kolegami”, ale chyba tylko on może go od nich wybawić. Kou najwyraźniej też doszedł do takiego wniosku.
- Kto wie, ale przypominam ci, że on tu ma teraz prawo wyboru.
- Jeśli się zjawi…
- Z tym nie powinno być problemu. - Kou puścił Shiraiego mówiąc - Nawet nie próbuj zrobić czegoś głupiego <3 -  i wykręcił numer do Keia. Po kilku sekundach jednak zrezygnował i wykręcił inny numer. Chwilę później dało się słyszeć fragmenty rozmowy - Daj mi Keia… No hej stary…Rozumiem, rozumiem, ale przemyśl to najpierw dokładnie…No właśnie dlatego powinieneś przyjść, wiesz, mamy tu takie jedno królewiątko, a ty masz prawo wyboru ~…Wiesz, myślę, że przypadnie ci do gustu, więc przyłaź szybko, będziemy tam gdzie zwykle, no to na razie~
- Czyli przyjdzie? - A to ci niespodzianka.
- Wiesz, raz na jakiś czas i on musi się rozerwać, w każdym razie ruszajmy! Ku przygodzie!
Chłopak usłyszał jeszcze kilka okrzyków, a potem ruszył za grupką, słuchając żywiołowej rozmowy, jaką przeprowadzali. Na twarzy Kou natomiast zobaczył wyraźną ulgę, po chwili ten cofnął kawałek, położył mu rękę na ramieniu i powiedział - No widzę, że masz troszki oleju w głowie. Witamy cię w naszych szeregach mój drogi, miłej zabawy. - Po czym ciszej, z poważną miną dodał - Ale serio mały, masz więcej szczęścia niż rozumu.
Shirai zaczął mieć wyrzuty sumienia. Znowu ktoś go musi ratować. Wychodzi na to, że jest tylko kulą u nogi dla Keiichiego i Kou. Ciągle tylko narzeka na swojego przyjaciela, a gdyby nie on…no w sumie to po części jego wina. No ale prawdę mówiąc, mógł się zgubić w każdym innym przypadku i wtedy nie miałby go kto wybawić z opresji. Właśnie uświadomił sobie, jak bardzo jest słaby, a to niezbyt miłe uczucie, szczególnie dla mężczyzny.
*
- To za co teraz wypijemy?
- Za nowego!
- Ok, teraz będzie za nowego!
- Na zdrowie!
Po kilku kuflach już wszyscy byli troszkę wstawieni, więc całe towarzystwo ogarnął wręcz szampański humor. Niestety chłopak nie podzielał ich entuzjazmu. Musiał zamówić choć jeden kufel, choć zastrzegał się, że jest abstynentem - nie chciał tracić kontroli nad sytuacją - ale wszyscy za bardzo nalegali. Na szczęści nikt nie czepiał się, że pije tak wolno. Inną sprawą jeszcze był ten cały dym mieszający się z zapachem alkoholu. Shirai nie mógł już znieść tego smrodu. Wtem otworzyły się wrota, przez które przeszedł mości pan, co ratunek ze sobą niesie. Chłopak teraz wolał znieść humor przyjaciela niż się udusić.
- Jesteś! ~ - Śpiewającym tonem powitał go jeden z grupki mężczyzn.
- No, widzę, że już zdążyliście się trochę rozerwać. - Na twarzy Keiichiego nie było złości ani nawet tej obojętności, którą zawsze się odznaczał. Widniał tam natomiast okrutny uśmieszek, pokazujący jego wyższość nad resztą towarzyszy. Chłopak pierwszy raz widział tego rodzaju minę u Keia i musiał przyznać, że był przerażony. Mimo postawy mężczyzny, ten zawsze się wydawał być dość ciepłą osobą, nawet jeśli tego nie pokazywał, natomiast teraz jego piękne czarne, ale chłodne oczy przewiercały każdy kąt dookoła, każdą malutką cząsteczkę. Miało się wrażenie, że potrafi on spojrzeć w głąb duszy i kawałek po kawałeczku rozerwać ją na strzępy. Gdyby Shirai go nie znał, pomyślałby, że mężczyzna zaraz zada mu śmiertelny cios i z zadowoleniem będzie patrzeć, jak ten się wykrwawia. W sumie nawet pomimo tego, że go zna, miał wątpliwości do tego, czy wyjdzie stąd żywy.
- Spokojnie, mamy jeszcze dla ciebie miejsce. ~
- Oczywiście, przecież bez potrzeby bym się nie fatygował. - W tym momencie Kou objął ramieniem Shiraiego.
- A o to nasz nowy nabytek, śliczny, nie? ^^
- Hm? No, musze cię pochwalić, nie straciłeś oka do tego typu rzeczy.
- Przecież mnie znasz. Jestem najlepszy! - Kei usiadł koło chłopaka, wziął piwo z przed jego nosa i wypił resztę (czyli jakieś 3/4) za jednym razem.
- Eh, niezłe.
- No wiesz, zabierać bezczelnie ludziom piwo.
- A myślisz, że chciało mi się czekać, jeśli tak bardzo chce, to niech sobie zamówi drugie i tak wszystko idzie na wasz koszt, nieprawdaż?
- A tak w ogóle to co z nim?
- Hm? Ano nada się.
- A nie mówiłem?
- Dobra, dobra, ale następna osoba trafia do mnie.
- No to skoro odebrałem moją należność, to mogę sobie już iść.
- Hej, nie zostaniesz z nami?
- No wiesz?! Tak przyjść, wypić i wyjść? To niezgodne z prawem!
- Hm? No ale chyba to było jasne, że nie pozwolę mojej nowej zabaweczce tak długo na mnie czekać, czyż nie? - Kei chciał ponaglić ich wyjście jak tylko się da pomimo sprzeciwu osób trzecich.
- No dobra, wybaczam, ale następnym razem…
- Jasne, jasne. - Po chwili Keiichi wstał. - No, ruszaj się księżniczko. - Na tę komendę Shirai zerwał się na równe nogi, po chwili mężczyzna oparł się o niego i nawet na chwilę nie pozbywając się uśmiechu z twarzy, powiedział mu do ucha. - No, pożegnaj się ładnie z panami.
- Do widzenia.
- Siema.
- Trzymaj się maluszku.
- Nara.
- Heh, powodzenia.
- No coś taki ponury. - Kei pstryknął mu palcem w głowę i dodał. - Uśmiechnij się, w końcu czeka cię wesoły wieczorek…i nocka. - Potem ruszył w stronę wyjścia.  - No chodź, chyba, że mam cię za rączkę ciągnąć. - Po chwili chłopak ruszył za nim.
Na zewnątrz Kei nic nie mówił, ale objął go ramieniem i zachował swój uśmieszek jeszcze do końca ulicy. Za zakrętem czas prysł. Mężczyzna dosłownie kipiał ze złości, ale nic nie mówił, tylko puścił chłopaka i przyspieszył kroku, tak że ten musiał niemal za nim biec.
*
Wciąż bez ani jednego słowa Kei wyciągnął swoją parę kluczy i otworzył mieszkanie Shiraiego i wszedł do niego, natomiast chłopak stał przed mieszkaniem jak słup soli.
- Właź. - Powiedział szorstko mężczyzna, na co Shirai pośpiesznym krokiem wszedł i zamknął za sobą drzwi. Po kilku sekundach ściągnął już buty i kurtkę, i przestraszony wszedł do pokoju.
- No to słucham. - Ton Keia nadal był chłodny i naglący.
- Cz-czego? - Chłopak natomiast miał cały czas spuszczoną głowę, próbował się trochę uspokoić, ale za bardzo się bał.
- Czego? Może tego, jakim to cudem znalazłeś się w ich towarzystwie, hm?!
- Z-zgubiłem się.
- Zgubiłeś się?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - Mężczyzna coraz bardziej okazywał swoją złość, co sprawiało, że Shirai  chciał zapaść się pod ziemię.
- N-no a co niby jeszcze? Z-gubiłem się, Kou mnie znalazł i tyle…
- To w takim razie powiedz jakimże to cudem zgubiłeś się w tak prostej drodze?
- No nie wiem, w pewnym momencie mapa przestała pasować do…
- Cokolwiek by się nie stało, miałeś w razie czego stać w miejscu, czyż nie?!
- N-no ale nie odbierałeś…
- Co za chol*** różnica?!
- Nie chciałem czekać…
- Tak, za to wolałeś  spędzić czas z ludźmi, którzy mogliby poderżnąć ci gardło! To jest o wiele lepsza opcja, nie?! Taka ekscytująca!
- J-ja nie chciałem…
- Twoje „nie chciałem” nie przekonałoby ich to zostawienia cię w spokoju! Nawet nie wiesz, jakie masz pier*** szczęście, że Kou tam był! - Obaj milczeli przez chwilę, po czym Kei dodał pod nosem - Wycieczek krajoznawczych się paniczowi zachciało…
- To nie była moja wina..
- Tak?! A niby czyja?!
- T-tak wyszło…
- Co wyszło?! Gdybyś nie ruszał się z miejsca wszystko byłoby dobrze, ale nie, w końcu nie możesz chwilę zająć się sobą, nie było cię nawet w promieniu kilometra! - Shirai miał już łzy w oczach, nic nie odpowiedział. - No może powiedz coś tak łaskawie!
- C-co?
- A choćby głupie „przepraszam” może!
- N-no p-przepraszam, a-ale…
- Żadne ale! Ty na serio nie rozumiesz co mogło się stać?! - Chłopak już nie wytrzymał, po jego policzkach polały się łzy, po czym krzyknął.
- Nie jestem głupi!
- Nie?! A to ci nowina!
- Daj mi już spokój! Wiem, że nie powinienem wte…
- G*** wiesz! Ostatnim razem też wiedziałeś i to i tak nic nie dało! Mam ci to młotkiem wbić do głowy?!
- Powiedziałem ci, że…
- Ja też ci coś mówiłem, ale nie! Mnie się nie słucha, bo nie umiem się wysłowić w należyty dla pana profesorka sposób!
- Tu nie o to chodzi…
- No to o co?! Powiesz mi dlaczego po godzinie wykładu olałeś dokładnie wszystko, co ci mówiłem, dla swoich turystycznych pobudek?!
- Przestań już!
- Żebym potem znów musiał ratować ci d***?!
- P-proszę…przestań…- Chłopak mówił już półgłosem, a jego policzki były coraz wilgotniejsze.
- To ty przestań…!
- Stop! - Shirai wydał z siebie rozpaczliwy krzyk i osunął się na ziemię coraz bardziej płacząc. Był już zdenerwowany do granic możliwości, na dodatek jego strach rósł z każdym kolejnym słowem przyjaciela. - Dość już…rozumiem…naprawdę…nie krzycz tak…
- A co mam robić, skoro w ogóle…
- Po prostu przestań…
- No oczywiście, teraz jestem tym złym. Świętoszek się znalazł.
- Nic takiego nie powiedziałem.
- Hm, jeszcze nie? Czyli widocznie cię uprzedziłem.
- Proszę, daj już spokój.
- A proszę cię bardzo, umieraj w rowie.
- Daj mi już spokój! Ciągle mi tylko dokuczasz i uprzykrzasz życie! A teraz krzyczysz, rzucasz się, nie wiesz co myślę, nie wiesz co czuję, nie wypowiadaj się za mnie! Nikt nie jest idealny, ale jaki to ma sens, jeśli zamiast mnie pouczać, sprawiasz tylko, że się ciebie coraz bardziej boję!
- Czyli tak mnie odbierasz? Miło!
- A jak mam cię odbierać inaczej?! Wszystko co robisz, robisz dla własnych korzyści, ciągle tu siedzisz trując mi głowę, a potem jeszcze robisz mi jakieś…zboczone rzeczy! Aż się dziwię, że to jeszcze wytrzymuję! Mogę mieć tego wszystkiego dość, nie?!
- To co mam teraz według ciebie zrobić? Mości panie? Może życzy sobie pan kąpieli a potem strawy do tego…
- Wynoś się! Wyjdź już i nie wracaj! Mam już dosyć…
- Proszę bardzo.
Kei prychnął i szybko oddalił się w stronę drzwi. Po chwili Shirai usłyszał jak się zatrzaskują. Skulił się w kłębek i ciągle mocno płakał. „Nie chcę już…” - powtarzał. To był chyba najgorszy dzień w jego życiu.



środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 10

No to dziesiąteczka! Taka okrągła liczba c: Oczywiście przez zupełny zbieg okoliczności co chwilę piszę o świętach XD Nie no, tak mi się tematy nasunęły :P W sumie miałam ten rozdzialik wrzucić a z prawie dwa tygodnie temu, ale brudnej ( od teraz: tamandui) nie chciało się tego poprawić i dopiero viva się nad tym zlitowała. Szczere podziękowania C:
No to kończę, miłego czytania :D





Rozdział 10
Po ostatnich wydarzeniach czas nagle przyspieszył. Dla Shiraiego każdy dzień był dwa razy krótszy niż zazwyczaj, może dlatego, że dosyć zaangażował się w swoje studenckie życie. Ciągle czytał, uczył się i zabijał czas, by tylko przestać myśleć  o wszystkim co się do tej pory wydarzyło. Niestety, kilka osób skutecznie rujnowało jego plany. Najgorszy był jednak „bardzo dobry przyjaciel” chłopaka. Ku niezadowoleniu studenta, obaj się do siebie zbliżyli, tylko że w negatywnym, dla niego, tego słowa znaczeniu. Mężczyzna uprzykrzał się jeszcze bardziej niż wcześniej. Jeszcze dwa tygodnie temu Shirai myślałby, że to niemożliwe, ale Kei już dawno przekroczył granicę „przyjaźni”. Gdyby nie Yuki, pewnie by się do chłopaka wprowadził, więc ten chcąc ignorować wyczyny „przyjaciela” zajmował się wszystkim innym, niestety średnio mu się to udawało. Jedynym plusem było to, że Keiichi zajął się gotowaniem, by odciążyć Shiraiego od obowiązków. Na szczęście gotuje całkiem nieźle.
*
S - Jestem! - Chłopak zamknął drzwi za sobą, po czym ruszył do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Chwilę później miał już przygotowany przez Keia obiad na talerzu. Wziął go i powędrował do salonu, gdzie na całej kanapie rozłożył się jego przyjaciel. Mężczyzna beznamiętnie patrzył się w ekran, pisząc coś i słuchając muzyki na słuchawkach. Student zamknął mu przed oczami laptopa, zabrał go i położył na stoliku obok.
K - Cześć.- Powiedział nieco rozdrażniony, po czym usiadł normalnie na kanapie, by być przodem do urządzenia.
S - Cześć. Miło, że w końcu mnie zauważyłeś. - Chłopak usiadł i zabrał się za jedzenie.
K - A tobie co?
S - Nie siedź całymi dniami przed laptopem - to niezdrowe.
K - Nie musisz się o mnie tak martwić.
S - Nie mówiłbym tego, gdyby to nie było konieczne.
K - Hai, hai, coś jeszcze pse pana?
S - Nie licz na to, że dzisiaj jeszcze z niego skorzystasz.
K - Jesteś okrutny.
S - Jesteś uzależniony.
K - Może trochę.
S - Tylko?
K - Ojejciu, no, nie mam co robić, nie czepiaj się.
S - A praca?
K - Za trzy godziny.
S - Na serio nie masz innych, bardziej konstruktywnych zajęć?
K - No nie bardzo.
S - No to nie wiem, poczytaj książkę.
K - Nuda.
Shirai odłożył talerz, podszedł do biblioteczki i wziął jedną z książek. Następnie podszedł do Keia, położył mu ją na głowie i usiadł koło niego.
S - Masz, powinna się nadać.
K - Czemu tak myślisz?
S - Bo dużo się w niej dzieje, krótkie opisy, nie ma miejsc a na większe użycie wyobraźni, więc się nie przemęczysz.
K - Musisz to od razu w taki sposób opisywać…
S - Muszę.
Chłopak wziął się za posiłek, a Keiichi z niechęcią otworzył książkę na pierwszej stronie opowieści, omijając wszelkie wstępy i podziękowania. Niestety widniało tam tak dużo literek i żadnych obrazków (pozdro dla brudnej XD). Dla mężczyzny każdy wers ciągnął się w nieskończoność, choć musiał przyznać, że początek dobrze się zapowiadał. W pewnym momencie zaniepokoiło go jednak, że Shirai zaczął składać laptopa - drugą miłość jego życia. Gdy sprzęt znalazł się w torbie, gospodarz wziął go do sypialni, ale zatrzymał się w pół drogi.
S - I żeby było jasne - masz szlaban.
K -  A co ja, dzieciak?
S - Widocznie.
K - Daj spokój.
S - Jeśli zobaczę jakiekolwiek oznaki użytkowania przez ciebie tego oto tu urządzenia, możesz nie pokazywać się tu przez kolejny miesiąc.
K - Hm? A ile ma to trwać?
S - Na początku tydzień.
K - Na początku?
S - Oczywiście porozmawiam jeszcze o tym z Yuki.
K - Diabeł nie człowiek. (zgadzam się D: Słodki jest xD)
S - Skoro jestem taki zły, możesz wyjść, nie przeszkadza mi to.
Shirai poszedł dalej, schował torbę pod łóżko (genius D:) i wrócił do pokoju, który w tym mieszkaniu pełnił funkcję salonu, już po kilku krokach dotarł do niego głos…
K - Hmm? Chyba faktycznie nie jestem tutaj mile widziany.
Kei uśmiechnął się asymetrycznie. Książka, którą czytał już dawno znalazła się na stole, na dodatek jego postawa i ton głosu nie wskazywały na nic dobrego.
S - No raczej.
Chłopak odpowiedział szorstko, ale zaraz potem mężczyzna wstał i podszedł do niego, przez co ostatnia cząstka jego pewności siebie znikła. Shirai po prostu nie znosił tej wyniosłości i arogancji w postawie przyjaciela. Zawsze doprowadzało to całą jego osobę do szału. Wszystko w nim zaczynało panikować, nie wiedział jak się zachować. Przeważnie trwało to dopóki Kei nie przystopuje albo… No chyba jednak ta niepewność co zrobi była najgorsza.
K - To nie było miłe, wiesz?
Keiichi uśmiechał się jeszcze szerzej. Pochylił się trochę, wciąż patrząc Shiraiemu w oczy.
S - Nawet o tym nie myśl.
Chłopak próbował wykrzesać resztki lodu ze swojego serduszka, ale nie za bardzo mu to wyszło, zamiast tego, na twarzy pojawiał mu się coraz większy rumieniec.
K - Doprawdy?
Gdy Kei zbliżał się coraz bardziej, Shirai zamknął oczy i krzywiąc się lekko, czekał na nieuniknione. Ku jego zdziwieniu, mężczyzna tylko cmoknął go w policzek, po czym zrobił krok w tył i kłaniając się nisko powiedział  - Jak sobie życzysz, panie. - po czym ruszył ku wyjściu dodając - Idę do pracy, nara.
Minę miał niby obojętną z chytrym uśmieszkiem, ale było w nim coś smutnego. W tej chwili chłopak był troszki zawiedziony, ale bardziej wkurzony na przyjaciela, że ten znowu sobie z niego żartował. Miał tego już serdecznie dość. Na dodatek, pomimo wielu takich akcji, Kei zachowuje się potem jakby nic się nie stało, przez co Shirai już kompletnie nie wiedział, jak go traktować. Dawał mu tak sprzeczne sygnały, że chłopak nie mógł jasno określić relacji, jaka była między nimi. Choć wściekał się także na siebie, bo pomimo tego, że wiedział o konsekwencjach, ani razu go nie odtrącił, olał czy choćby uderzył. Nic, zero reakcji, co by oznaczało, że cały czas narzeka, a sam nie jest lepszy.
*
Dzień trzeci. W Keiichim już się zaczynało gotować. Rozumiał, że nadużył trochę swoich praw, ale żeby bezczelnie przed jego oczami korzystać z tego pięknego urządzenia, kiedy ten nie mógł nawet zerknąć w ekran? (łączę się w bólu :c ) Do teraz mężczyzna zdążył przeczytać tylko 50 stron, z czego niektóre po kilka razy, by coś zrozumieć. Książka była łatwa, miała krótkie i treściwe opisy (w przeciwieństwie do moich wypocin D: ), ale wciąż go coś rozpraszało. Albo laptop, za którym tęsknił od pierwszych sekund rozłąki, albo jego użytkownik, którego nie może „mieć” nawet na sekundę (taa... tylko ja jestem zdolna do posiadania zboczonych myśli w tym momencie xD nie mój problem, na zdrowie XD). W domu Yuki nie dość, że stosowała się do poleceń Shiraiego i skutecznie broniła komputer - czyli dla niego jedyną formę rozrywki - przed najeźdźcą, to jeszcze drażniła się z nim wciąż afiszując jej władzę nad sprzętem. Pewnie jakiś czas temu wyciągnąłby chłopaka na miasto lub coś w tym stylu, ale nie chce niczego przez przypadek popsuć w ich relacji - i tak stąpa po cienkim lodzie, poza tym to była walka. Musiał udowodnić, że ani Shirai, ani żadne urządzenie nie są mu potrzebne. Nawet jeśli  taki miał plan, to i tak całymi dniami przesiadywał w mieszkaniu student, więc ostatecznie wygrywał chłopak.
S - W końcu skończyłem.
Shirai zamknął laptopa i wyciągnął się w fotelu, dalej mając wokół siebie mnóstwo książek.
K - Brawo, a co ty tam tak w ogóle piszesz dzień w dzień?
S - Jeden z profesorów zadał nam pracę, tak więc piszę codziennie po kilka stron.
K - Biedaczek.
S - Hm? To jest naprawdę ciekawe, tylko trochę męczące.
K - Pocieszaj się.
S - Mnie to interesuję, ciebie nie musi, nieważne, pójdziesz dziś ze mną do sklepu? (centrum handlowego, galerii czy co oni tam mają)
K - Poco?
S - Zbliżają się święta, wiesz?
K - No i?
S - No i chyba łatwo się domyślić poco chcę iść, poza tym nie wiem co kupi Yuki, no ale skoro aż tak ci to ciąży…
K - Nic nie kupuj.
S - Czemu?
K - Znasz Yuki, pomyśli, że zrobiłeś to z litości. Lepiej już nic nie rób.
S - Jeśli dostanie coś od ciebie, to będzie mieć wyrzuty sumienia, że cię obciążą, a jednak coś jej dasz, prawda?
K - Oczywiście, to moja siostra.
S - No to ja też jej coś kupię.
K - Nie rozumiesz, chodzi…
S - Słuchaj! Obaj wiemy jaka jest Yuki, ale właśnie dlatego musi nauczyć się przyjmować. Jeśli ktoś jest w potrzebie, ona nie zawaha mu się pomóc, nawet swoim kosztem, ale są ludzie, którzy będą chcieli się odwdzięczyć. Jeśli ktoś będzie się starał z całego serca, to ona zrani go tylko, nie przyjmując od niego pomocy, dlatego czasem trzeba odpuścić. Nie uważasz, że to byłby dobry początek? Dla mnie to naprawdę niewiele - najwyżej się złożymy.
K - No okey, powiedzmy, że łapię, ale nie przesadzaj z tym.
S - Cieszę się, że się zrozumieliśmy. No wstawaj, im szybciej pójdziemy, tym szybciej wrócimy.
*

Po dwugodzinnym krążeniu i szukaniu przeróżnych sklepów oraz wymyślania coraz to dziwaczniejszych prezentów, Shirai był już w miarę zaopatrzony w prezenty dla rodziny. Trzeba było przyznać, że wyjątkowo szybko mu to szło, no ale to kwestia planowania z miesięcznym wyprzedzeniem, więc trudno się dziwić. Na koniec chłopak zostawił sobie Yuki z czego obaj nie mieli pomysłu na prezent dla niej. Raz poszukiwania doprowadziły ich do sklepu z zabawkami, a innym razem do księgarni, gdzie przez Shiraiego siedzieli bite pół godziny. Gdy w końcu Kei zdołał oderwać go od przejrzenia kolejnej książki, zajrzeli do sklepu plastycznego. Co prawda żaden z nich nie interesował się sztuką, ale na oglądaniu przeróżnych narzędzi potrzebnych do  przeróżnych technik malarskich czy decoupage spędzili trochę czasu, te wszystkie materiały sprawiały, że było się w innym świecie. W pewnym momencie Shirai spojrzał na materiały pod kontem prezentu dla Yuki.
S- Yuki lubi rysować?
K - Hm? Nie wiem, w sumie nigdy nie widziałem jak to robi, ale nie mogę dokładnie stwierdzić.
S - No bo w sumie można by jej kupić jakiś dobry zestaw ołówków, kredek i szkicownik, jeśli by ją to interesowało.
K - Myślisz?
S - No np. patrz na to. - Chłopak podał Keiowi pudełko z kredkami. - Z tyloma odcieniami to można by spokojnie narysować dobry realistyczny portret lub krajobraz…
K - Znawca się znalazł.
S -  A żebyś wiedział. Przeglądając Internet można się duużo dowiedzieć.
K - Nie wątpię, w każdym razie to może się faktycznie nadać, no i nie mam najmniejszej ochoty włóczyć się bezsensownie przez kolejne godziny.
S - Hm? Myślałem, że włóczenie się, to twoja specjalność.
K - Samotny spacer od czasu do czasu w jakiś spokojnych miejscach jest odprężający, ale przeciskanie się przez tłumy kupujących bynajmniej nie należy do moich ulubionych zajęć.
S - I tu się z tobą zgodzę. To jak? Bierzemy to, to i jeszcze… - Chłopak brał kolejne rzeczy, a mężczyzna tylko patrzył na rosnącą cenę i czekał aż się zatrzyma.
K - No na dwóch da się ugryźć.
S - To dobrze, no to chodźmy to kasy.
Chłopak zadowolony z siebie poszedł w stronę kasy, Kei dziękował losowi, że miał szansę dorobić coś na nadgodzinach.
*
Wszystko było gotowe. Ciasto, choinka, ubrana przede wszystkim przez Yuki kilka dni temu, chłopak musiał przyznać, że mała ma świetne wyczucie kolorów, tak więc chaos na drzewku był dokładnie rozplanowany i wyglądał naprawdę pięknie. Pod choinką stały dwa, ładnie zapakowane prezenty, jeden od niego Keia dla Yuki, a drugi od Yuki i niego dla Keia. Z tym drugim nie było problemu, bo dziewczyna doskonale wiedziała, co podarować swojemu braciszkowi, w sumie Kou też się dołożył, więc dostali dodatkowe wsparcie finansowe - inaczej byłoby ciężko. Teraz Shirai czekał tylko na rodzeństwo. Miał nadzieję, że mężczyzna przyjdzie jako tako żywy. Kilka dni temu, kiedy skończyła się jego kara, którą z resztą jakoś wytrzymał, błyskawicznie znalazł się przy laptopie i nie można było go z nim rozdzielić. Doszło do tego, że siedział u chłopaka całą noc. Ale Shiraiego pocieszał fakt, że Yuki pewnie mu nie pozwoliła zbyt długo siedzieć na komputerze u nich w domu, więc może Kei nie jest po kolejnej zarwanej nocce. W końcu rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Chłopak z uśmiechem na ustach otworzył drzwi.
Y - Shirai! - Dziewczyna od razu rzuciła się na Shiraiego i przytuliła go, chłopak pogłaskał ją po głowie.
S - Cześć Yuki. - Przykucnął. - Długo się nie widzieliśmy.
Y - Za długo! - Yuki zaplotła ręce, okazując swoje wielkie oburzenie.
K - Siema.
S - No, hej. - Shirai wstał i kilka sekund później spostrzegł dosyć dużą torbę w ręku przyjaciela. - Dużo tego wzięliście.
K - Mówiłem, że trochę tego będzie.
S -Ale aż tylu się nie spodziewałem.
Y - Niektóre mają po prostu większe pudełka.
S - No też fakt. - Chłopak wiedział, że rodzeństwo jest w posiadaniu znacznej ilości gier planszowych, ale nie spodziewał się, że przytargają tu to wszystko, wciąż oceniał ile mogło się tam znajdować pudełek, bo na pierwszy rzut oka z co najmniej dziesięć. - Starczy spokojnie na całą noc…i kolejny tydzień.
K - Wbrew pozorom to szybko idzie, więc miałbym nawet jakiś film w pogotowiu,
S - Chyba żartujesz.
K - Poza tym przecież nie musimy wszystkiego zaliczyć. Z tego co widzę to o tym nie pomyślałeś, najwyżej znajdziemy coś na necie.
S - Spoko.
Nagle usłyszeli, dobiegający z salonu, głos Yuki.
Y - Ciasto!
Chwilę później Kei i Shirai dołączyli do niej.
S - A zjadłaś obiad?
Y - Nie było.
S - No widzisz, ja też nie, twój braciszek coś ugotuje, do tej pory wytrzymaj.
K - Chwila, chwila, że co? Nic mi o tym nie wiadomo.
S - No to już wiesz.
K - Myślałem, że chociaż raz ty coś zrobisz, mało tego, myślałem, że już to zrobiłeś.
S - No to się przeliczyłeś.
K - Zawarłem w tym zdaniu też pewną sugestię.
S - Hej, ja muszę zająć się moim gościem.
K - Tak, za to drugi ma za ciebie gotować. Co to za sprawiedliwość?
S - Ty już dawno przekroczyłeś swoje przywileje jako „gość”, nie masz prawa tak siebie nazywać.
K - No to mógłbyś chociaż pomóc.
S - Jeśli Yuki pozwoli…
Y - Jeśli dzięki temu szybciej będę mogła zjeść ciasto, to poświęcę się.
K - „Poświęcisz”?
Y - Zamilcz, bo zmienię zdanie.
K - Oczywiście.
Po, jak dla dziewczyny, wiecznych zmaganiach z mięsem, warzywami i innymi składnikami dzisiejszego curry, wszyscy w końcu mogli zasiąść do obiadu. Po posiłku garnki pozostały puste, ale nikt nie miał zamiaru ich myć. Gdy przyszło zjeść im ciasto nie mieli już tak dużo miejsca w żołądkach, ale Yuki poszła za ciosem i zjadła połowę. Chłopak nie mógł się nadziwić, że taka mała istotka tyle zjadła, szczególnie, że ostatnim razem Kei musiał po niej dojadać. Następnie wszyscy podarowali sobie prezenty. Gdy Yuki zobaczyła nowy zestaw 50-kolorowych kredek natychmiast rozpalił się w niej artystyczny duch, lecz niestety to nie był to czas ani miejsce to poniesienia się fantazji. Obiecała sobie zrobić to kiedy indziej. Kei był wyraźnie zdziwiony (lub zatkany XD) swoim prezentem. Od swojego przyjaciela, młodszej siostry i ukochanego (nie wiem czemu podoba mi się to słowo X3 to słodkie  c: mi też się podoba, haha )dostał całkiem dobrej jakości gitarę i mały, elektroniczny stroik (Gupia - muzyk, fachowiec XD). Yuki już wcześniej wyjaśniła chłopakowi, że kiedy ich ojciec był jeszcze w domu, często dawał Keiowi swój instrument, przez co mężczyzna całkiem nieźle nauczył się na nim grać. Jak się okazało głos też miał niczego sobie. Shirai uznał to za trochę ryzykowny prezent, ale stwierdził, że w sumie Keiichi prędzej czy później będzie musiał zerwać z przeszłością, więc czemu nie teraz? Niby olewał sprawę rodziców, ale chłopak zorientował się, że jest trochę wrażliwy na tym punkcie. Kei rzecz jasna podziękował i nawet się uśmiechnął, ale nie zagrał ani dźwięku. I na końcu przyszedł czas na Shiraiego. Rodzeństwo wręczyło mu stosik przeróżnych książek, kilka o psychologii i kilka fantasy, na co chłopakowi świeciły się oczka. Miał ochotę pochłonąć to wszystko w jednej sekundzie. Miał lektury na najbliższy miesiąc. Śmiać mu się chciało, gdy wśród tomów spostrzegł antywirusa, jak to Kei powiedział "ciągle zaśmieca swojego laptopa nowymi wirusami, więc ktoś musiał za nim sprzątać, a teraz tego uniknie". Shirai zastanawiał się, kogo tak naprawdę mężczyzna chciał tym uszczęśliwić. Potem godzinami grali w gry planszowe. Z pół godziny zajęło im czytanie i ogarnianie instrukcji jednej z nich, w którą nie wiadomo czemu jeszcze nikt nie grał, i kiedy wydawało się, że już wiedzą o co chodzi, byli zbyt zmęczeni umysłowo, by grać na poważnie (znów pozdro dla brudnej XD). Z tego też powodu skończyło się na filmie (a konkretnie bajki ze względu na dziewczynę). Yuki nie potrzebowała wiele czasu, by zasnąć, więc Kei przeniósł ją na łóżko Shiraiego. Chłopak nieco się przestraszył, bo w sumie zostali sami, więc jego przyjacielowi mogło coś do łba strzelić, ale ku jego zadowoleniu nic takiego nie miało miejsca. Po zakończonym seansie Shirai wstał, by rozprostować nogi.
S - Że też udało mi się dotrwać do końca.
K - W sumie oglądanie tej bajki nie miało żadnego sensu.
S - Ano nie miało, ale skoro już zaczęliśmy...
K - To była niezła strata czasu.
S - No...to co, położymy się chociaż na chwilę?
K - Gdzie?
S - No ty pójdziesz do Yuki, a ja zostanę tutaj.
K - Ja? Nie uważasz, że trochę nie wypada?
S - Hm? To niby bardziej wypada, żeby spał z nią obcy facet?
K - Nie taki obcy.
S - No daj spokój, jesteś jej bratem.
K - Ja mogę w ogóle nie spać, daj mi tylko...
S - Odmawiam!
K - Jasne...pff...
S - No weź, to na serio aż taki problem? Nic się przecież nie stanie.
K - Ale jak Yuki zobaczy mnie rano...
S - No to wyjaśnię jej wszystko...no to jak?
K - No ok, ok, ale robię to ostatni raz.
S - To zależy jak wyjdą kolejne święta.
K - Ano racja. - Kei oparł się, westchnął i spojrzał kątem oka na Shiraiego, którego zaczęły nachodzić złe przeczucia.
S - N-no to idź już. Chcę wykorzystać pozostałe godziny na sen.
K - Jasne. - Mężczyzna wstał i podszedł do chłopaka. Przez dłuższy czas stał i patrzył na niego, po czym odezwał się. - Mam pytanie.
S - Hm? Jakie? - Kei oparł swoje czoło o odpowiednik Shiraiego.
K - Mogę cię przytulić? 
S - Haa?! - Chłopak otworzył szerzej oczy, nie mógł uwierzyć w to co słyszy, a Keiichi uśmiechnął się lekko, dodając:
K - Proszę?
Shirai był jeszcze bardziej zdezorientowany niż przed chwilą. Tego typu uśmiech wyglądał raczej na piękny niż złośliwy. Rumieniec na jego policzkach, który pojawił się już jakiś czas temu, powiększył się. Chłopak stał jak słup soli z mętlikiem w głowie, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Najchętniej odmówiłby, ale nie mógł tego wydusić z siebie. Sam nie wiedział czemu. Wyglądało to jakby co najmniej chciał tego, ale uparcie zaprzeczał tej myśli.
K - Eh, pytałem, licząc na odpowiedź, wiesz, to nie jest takie łatwe. Uproszczę ci zadanie - jeśli powiesz wyraźnie "Nie", to tego nie zrobię, domyślasz się co się stanie w innym wypadku...
S - A-ale...t-to...- Shirai nie mógł wydusić z siebie tego słówka, jąkał się tylko, mówiąc bez jakiegokolwiek sensu.
K - Hm? Czyli mogę?
S - H-hej! T-to, że nie zaprzeczyłem, to nie oznacza, że się zgodziłem!
K - Patrząc na to co powiedziałem to właśnie, że się zgodziłeś.
S - No b-bo...t-to...j-ja...
Kei lekko się zaśmiał, po czym mocno przytulił chłopaka, który był jeszcze bardziej skołowany. Z jednej strony uświadomił sobie jakie to przyjemne, ale jego druga połówka usilnie walczyła, by zdusić tę myśl, jak i chęć odpowiedzenia mężczyźnie tym samym. Na dodatek Keiichi powiedział "przytulić", ale Shirai nie miał pewności, czy za tym nie kryje się coś jeszcze. Poza tym...w tym momencie pomyślał, że może Keiichi naprawdę czuje do niego coś więcej i dalej dwie strony się spierały, gdyż jedna wyraźnie zaprzeczała wszystkiemu, a druga twierdziła, że może nie byłoby to takie złe. Z przemyśleń wyrwał go głos "przyjaciela".
K - A mogę cię pocałować?
S - Haa?! Ż-że co?! T-ty ogóle wiesz, czego żądasz?!
K - A ty wiesz czego żądasz każąc mi się powstrzymywać?
Shirai znowu nie mógł uwierzyć, wszystko w nim tak buzowało, że miał wrażenie, że niedługo padnie na zawał, aż sam się zastanawiał, jak można mieć tak sprzeczne odczucia.
K - Chol***, naprawdę cię kocham.
S - Eh? - Chłopak wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk wciąż walcząc w środku z samym sobą, jednocześnie analizując dotychczasowe informacje, a szczególnie tą ostatnią, to co powiedział Kei...znowu, tak jakby to wszystko faktycznie było na poważnie. Choć Shirai musiał to ubrać w słowa inaczej, to od początku było na poważnie, tylko on wciąż nie chce się z tym zgodzić, choć okrutna, to prawda.
K - Hm, nieważne.- Mężczyzna pocałował jeszcze lekko w główkę Shiraiego i dodał na odchodnym - Dzięki, dobranoc.
Pod Shiraim uginały się nogi, dosłownie padł na kanapę i dalej próbował analizować, co się właśnie stało. Kompletnie nie mógł pojąć swych kłócących się wciąż stron, ani tej, która nagminnie sprzeciwia się wszystkiemu, a tym bardziej tej, która wciąć chciałaby więcej.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

SH - Rozdział 12

Hejka! :D
Dawno mnie nie było, sorry, tak jakoś wyszło. W końcu postanowiłam skończyć SH, tak więc napisałam super długi (10,5 stron w wordzie ) rozdział na zakończenie, tak by była równa 12. Może kiedyś jeszcze napiszę jakieś bonusy czy dodatki albo coś narysuję, ale wątpię (choć brudna namawia mnie na świąteczny bonusik z Nao i Satoru, więc może...). W każdym razie moje postanowienie noworoczne to zdecydowany powrót do pisania, tylko, że w tym roku mam testy, no i....może mi się to nie udać. Na pewno będę chciała coś jeszcze napisać, a nie zamknąć się na pół roku, tak jak to było ostatnio...no liczę też na brudną. Dobra, koniec gadki, czas na rozdzialik
- edytor - brudna
 Miłego czytania, mam nadzieję, że to odpowiednie zakończenie. ^^


 Rozdział 12
Gdy Ritsu wysiadł z taksówki, zobaczył, tak dobrze mu znany, duży dom z pięknym, kolorowym ogrodem. Tym razem jednak czuł się nieswojo. Najchętniej to wiałby w te pędy, ale rodzice by mu tego nie wybaczyli- choć i tak pewnie się go wyrzekną, gdy usłyszą to co ma im do powiedzenia. To trochę przykra wizja przyszłości, ale Onodera miał już serdecznie dość ich zrzędzenia, a wyjawienie prawdy załatwiło by całą sprawę… przynajmniej tak by się wydawało. Nawet on nie mógł przewidzieć reakcji swoich rodziców. Szanował ich i starał się nie sprawiać im problemów, ale prawda była taka, że od małego chłopak nie miał z nimi zbyt zażyłych stosunków, gdyż dość sporo czasu zajmowały się nim niańki. Mimo to Ritsu pochłonięty przez książki, nie żywił przez to do nich urazy. Czasem nawet rozmawiał wieczorem z ojcem o nowo przeczytanych lekturach, jeśli ten akurat nie pracował. Onodera ciepło i bezstresowo wspominał dzieciństwo, ale to tylko pogarszało jego aktualną sytuację. Chłopak wcisnął guzik, oznajmujący jego przybycie i zaraz wyszedł mu naprzeciw jeden z milszych służących, otwierając bramę i witając serdecznie.
 - Witaj w domu, paniczu.
 - Dzień dobry, Sebastianie.
 - Jak minęła podróż?
 - Spokojnie.
 - Czemu panicz nie zadzwonił, ktoś by po panicza pojechał na dworzec.
 - Nie było takiej potrzeby, nie zawracaj sobie tym głowy.
Po chwili obaj znaleźli się przed frontowymi drzwiami. Pod chłopakiem co prawda uginały się nogi, ale póki co nie dawał tego po sobie poznać. Sebastian, jak zwykle, otworzył przed nim drzwi, a dla Ritsu stawało się to coraz bardziej kłopotliwe. Im starszy był, tym wszystko było coraz poważniejsze i bardziej oficjalne. Onodera wszedł do środka, zdjął kurtkę, buty i poszedł w stronę salonu, natomiast Sebastian w tym czasie poszedł zanieść bagaż chłopaka do sypialni. Chwilę później Ritsu stał oko w oko ze swoimi rodzicami i ku jego zaskoczeniu z An-chan. Myślał, że plany ich małżeństwa już jakiś czas temu zostały zrujnowane, miał nadzieję, że jego była „narzeczona” nie zjawiła się z tego powodu.
- Witaj w domu Rit-chan, jak minęła podróż?
- Dobrze, a tak w ogóle , An-chan, co ty tutaj robisz?
- Zaprosiliśmy ją na święta, coś nie tak Ritsu?
- Nie to miałem na myśli…
- Wiesz, Rit-chan, moi rodzice pojechali do Włoch, a ja wolałabym świętować tutaj, ale nie masz się o co martwić. Oczywiście, chciałam cię spotkać, ale tu nie chodzi o…
- Spokojnie, An-chan, nie ma problemu. Przepraszam, po prostu trochę się zdziwiłem. Też się cieszę, że cię widzę. – Nawet jeśli tylko trochę, dziewczyna pocieszyła w jakiś sposób Onoderę, przynajmniej jedną rzecz miał z głowy. – Dzień dobry, mamo, tato.
- Witaj w domu, no to, gdzie ona jest?
- Ona? Ale że kto?
- Nie udawaj, Ritsu, przecież rozmawialiśmy o tym.
- O czym?
- No o twojej wybrance!
- O moim kim?! – Ritsu był troszki oszołomiony, bo w ogóle nie pamiętał tego typu rozmowy, miał nadzieję, że nie naopowiadał jej jakiś głupot.
- Oh, Ritsu, Ritsu, jak możesz nie pamiętać? Przecież było to zaledwie kilka dni temu.
„Kilka-dni-temu?”
- Miałeś wtedy chore gardło, więc nisko mówiłeś…
„Chore gardło, tak?!”
-…powiedziałeś „Ta osoba nie może przyjechać”, ale sądziłam, że dałam ci jasno do zrozumienia, że masz ją tutaj przyprowadzić.
W tej chwili zadzwoniła komórka Ritsu. Chłopak spojrzał na nią i już wiedział, że dzwoni Takano. No tak, miał go powiadomić jak dojedzie…
- Żyjesz jeszcze? – Spytał niecierpliwie Masamune.
- To TY już nie żyjesz!
- Żyję, żyję i mam się dobrze, a o co chodzi?
- I jeszcze bezczelnie mnie pytasz?!
- Mógłbym wiedzieć chociaż, czemu się na mnie wydzierasz?
- Już dobrze wiesz czemu i wiedz, że nie ujdzie ci to płazem!
- Haa?
- Żegnam!
*
Pierwszy dzień minął spokojnie. Onodera rozpakował się, a potem poszedł z An-chan na spacer. Nie ma to jak pochodzić sobie po znajomych uliczkach, spotkać kilku dawnych sąsiadów i powspominać sobie. Jednak mimo idealnej wręcz pogody, oboje chcieli szybciej wrócić do domu, by odpocząć. Jutro w końcu czeka wszystkich pracowity dzień robienia mochi, a potem jedzenie go. Pewnie zostanie tego sporo, może nawet, jak wróci do domu, nie będzie musiał robić obiady przez kilka kolejnych dni? W sumie urodziny Takano są pojutrze, więc chłopak miał nadzieję wrócić na wieczór. Niestety dowiedział się, że goście zostaną przez jeszcze kilka długich dni. Ritsu nawet nie mógł marzyć, ze uda mu się wyrwać. Poza tym chciał porozmawiać z rodzicami jeszcze na osobności, a ponieważ tego dnia nie miał na to najmniejszej ochoty, wolał przełożyć to na dużo później. An-chan i Onodera wrócili do „rezydencji” dopiero wieczorem. Chłopak chciał być już w łóżku z jakąś książką, wybraną z okazałego zbioru swojego ojca. Zawsze znajdował tam coś ciekawego. Po wybraniu kilku interesujących tytułów i ładnego powiedzenia „Dobranoc” wszystkim domownikom, Ritsu w końcu mógł umyć się i zacząć czytać. Mała lampka nocna dawała wystarczająco światła, by chłopak bez problemu oddał się swojej pasji. Z początku miał mały mętlik w głowie z powodu ostatnich i nadchodzących jeszcze wydarzeń, ale świat marzeń szybko go pochłonął. Niestety gdy nie wiadomo skąd wybiła pierwsza w nocy, Onodera postanowił jednak się przespać. Był zmęczony, ale i tak nie zasnął od razu. Czuł się co najmniej dziwnie. Łóżko było ogromne, a on leżał w nim sam. Na dodatek służąca za długo wietrzyła jego pokój, tak, że zrobiło się w nim bardzo zimno i nawet kilkugodzinne siedzenie pod kołdrą nie dostarczyło mu wystarczającej ilości ciepła, by poczuł się w pełni komfortowo. Na co dzień nie sprawiłoby mu to problemu, ale teraz nie miał go kto ogrzać. Po kilku minutach narzekania, senność wzięła górę nad wszystkim innym i chłopak momentalnie zasnął.
*
Rano Ritsu na w pół śpiący, stwierdził, że czytanie do późna (pisanie też – ale jestem śpiąca ;-; A ja to potem muszę wszystko poprawiać… Ty mnie nie doceniasz. D: Arigato gozaimasu :D) nie należało do dobrych pomysłów, szczególnie, że pobudki wydały mu się tutaj nader okrutne.  Przynajmniej mógł z ulgą przyznać, że w jego pokoju nie było już tak zimno jak poprzedniej nocy, ale ogrzanie go wymagało jeszcze trochę czasu i pełnej mocy wszystkich kaloryferów. Pewnie sprawę pogorszy fakt, że służąca „nieco” przewietrzy u niego podczas jego nieobecności, ale raczej nie powinno sprawiać problemów przekonanie kilku ludzi, że jest wystarczająco dorosły, by sam sobie tego dopilnował. Doprawdy tutejsza służba chyba nigdy nie przestanie widzieć w nim dziecka i nawet jeśli wyglądało to trochę zabawnie, to w rzeczywistość było bardzo irytujące, tym bardziej, kiedy nie ma się dobrego humoru.
Po obfitym śniadaniu i krótkiej pogawędce - jeśli tak można nazwać tę ubogą wymianę zdań - zaczęli zjeżdżać się goście. Ciotki, wujkowie, babcie, dziadkowie, kuzyni, kuzynki oraz stryjowie – czyli istny chaos. Wszyscy dobrali się w swoje grupki, przeważnie ze względu na wiek, a służba cały czas plątała się tam i nazad, by dogodzić każdemu człowieczkowi w tym domu. Nie stanowiło to łatwego zadania, ale czego się nie robi za pieniądze. Te kilka dni w roku trzeba było jakoś przeżyć. Minęło kilka długich godzin, gdy wreszcie zadecydowano o zaczęciu robienia mochi. Po przygotowaniu chyba z tony składników, wszyscy wzięli się do pracy. I ci duzi i ci mali, każdy znalazł czynność, w której mógł się spełnić. Pomimo panującego harmideru, Onodera musiał przyznać, że on też dobrze się bawi. W ten dzień wszelkie sztuczne uprzejmości zostały zniesione, a zastąpiła je wesoła, świąteczna atmosfera i nawet jeśli to trochę głupie, gdyby to było możliwe, Ritsu chciał zrobić takie świąteczne mochi również z Takano.
*
Tak jak co roku, po dniu pełnym zabawy, następnego ranka każdemu udzielił się „świąteczny kac”. Mimo późnej godziny każdy z przybyłych zeszłego dnia jeszcze smacznie spał, ale właściciele nie mieli najmniejszej ochoty ich budzić. Nawet An-chan jeszcze była w swoim pokoju, więc Onodera jadł śniadanie sam na sam ze swoimi rodzicami. (tak – kompletny przypadek sprawił, że Ritsu udało się zostać samemu z jego rodzicami i potem jeszcze porozmawiać z nimi bez asysty któregoś z tak wielu gości No jaha.) Przy stole panowała niezwykle niezręczna cisza, gdyż nikt nie wiedział co ma, albo raczej, co może powiedzieć. Ritsu chciał wykorzystać melancholijny stan rodziców i zacząć rozmowę na dosyć niewygodny temat, ale coś tam w środku hamowało go przed tym. Poza tym był troszki rozkojarzony, bo ciągle myślał o Takano. Zastanawiał się czy może ma zadzwonić do niego, czy chociaż wysłać sms’a, czy może lepiej nic nie robić tylko poczekać aż wróci i wtedy złożyć mu życzenia, na żywo. W pewnym momencie do umysłu chłopaka wdarł się jakiś żeński głos, więc Onodera automatycznie zareagował.
- Co?
- Ritsu, czy ty mnie w ogóle słuchałeś?
- Ja… przepraszam, zamyśliłem się.
- Wiesz synu, powinieneś okazać więcej szacunku swojej matce.
- Tak wiem, przepraszam, to o co chodziło?
- Pytałam się co w takim razie planujesz dalej robić. – Pytanie może niejasne i postawione tylko po to, aby przerwać ciszę, nawet jeśli oznaczałoby to kłótnię, ale Ritsu w jakiś sposób widział w nim swoją szansę.
- A co masz konkretnie na myśli?
- No wiesz, dom, rodzina, praca, skoro sprzeciwiasz się wszystkiemu co ci proponujemy, to chyba znaczy, że masz jakieś plany.
- Co do pracy to jest mi dobrze tam gdzie jestem, nawet jeśli nie wszystko potoczyło się po mojej myśli, to całkiem mi się ona spodobała, więc planuję przy niej zostać. Co do mieszkania, to jest ono wystarczające. Wygodnie mi się żyje i nie mam z tym żadnego problemu, tak więc jak sami widzicie, nie mam na razie żadnych planów.
- No a rodzina?
- Jak szybko możemy się z ojcem spodziewać wnuków? – Mimo, że Onodera w tym momencie siedział, to i tak czuł, że nogi miał jak z waty, więc o ucieczce nie było mowy. Chłopak dobrze wiedział, że wszystko do tego zmierzało, ba, sam chciał poprowadzić koniec swojego pobytu w tym kierunku, ale nagle wszystkie szare komórki odpowiedzialne za to co miał powiedzieć, każde najmniejsze słówko, które sobie zaplanował, odmówiły mu posłuszeństwa. Nie chciał być tchórzem, ale w głębi serca marzył, by ktoś lub coś wybawiło go z opresji, tak jak zawsze robił to Takano. Niestety pomoc się nie zjawiła. – To jak?
- No więc…- Ritsu próbował w jakiś sposób rozproszyć kłębiące mu się w głowie myśli, by potem skupić je na konkretnym, niepodważalnym celu i usunąć narastający rumieniec, ale nie za bardzo mu się to udało. Wybełkotał tylko pod nosem - …wnuków raczej… raczej na pewno...a może trochę mniej….
- Co…
-…nie będzie. – Rodzice chłopaka byli zszokowani, a ich syn modlił się, by wszystko już się skończyło.
- J-jesteś… bezpłodny? – Matka Ritsu powiedziała to tak przyciszonym głosem, że odbiorca ledwo co ją usłyszał, ale zaraz gwałtownie odpowiedział…
- Nie, nie, nie, nie o to chodzi, nic z tych rzeczy! -…chwilę później przeklął się za to, że zaprzeczył. To mogła być tak piękna wymówka, tak niewiarygodnie piękna wymówka, a przez jego chol*** panikę już nie było tym mowy.
- To o co chodzi? – Ojciec Onodery powiedział to z wyraźną ulgą w głosie.
- To nie to, ale… no… my… i tak… no… nie możemy…- Ritsu chciał dosłownie zapaść się pod ziemię lub spłonąć żywcem. Nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał coś takiego wymówić na głos, a tym bardziej, nie spodziewał się, że będzie to takie okropne uczucie.
- Ritsu mów jaśniej! – Ponagliła go matka – Nawet jeśli coś jest nie tak, to zawsze możecie adoptować dziecko, wszyscy pokochamy je jak swoje.
- A-ale nie o to chodzi.
- To o co? Wiesz, że to nie „ta jedyna”? Synu, powiedz prosto z mostu, nie każ nam zgadywać!
- No właśnie problem, że to jest ta „jedyna”, tylko, że to nie jest ona! – Chłopak powiedział to podniesionym głosem, był cały spięty oraz czerwieńszy niż najczerwieńszy człowiek na świecie. (troszki to dziwnie brzmi XDD Jak burak cukrowy na pewno) Stało się. Powiedziało to. Co będzie dalej?
- Synu, powiedz, że to nie prawda, odwołaj to lub przyznaj, że było to tylko głupi żart, najgłupszy jaki nam w życiu wywinąłeś! – Pan Onodera nie mógł już dużej powstrzymywać emocji, Ritsu miał wrażenie, że jego ojciec chciał go rozszarpać na kawałki, albo spalić na stosie, najlepiej odprawiając przy tym jakieś egzorcyzmy. Sam tylko milczał.
- Wynocha z mojego domu.
- Hy?
- Powiedziałem wynocha! – Ojciec chłopaka wstał ze złości i przewiercał jego duszę wzrokiem.
- Kochanie, uspokój się, Ritsu na pewno zadał sobie wiele trudu by nam to powiedzieć, pójdziemy do psychologa, na pewno da się to jakoś leczyć…- Matka młodego Onodery z pewnością chciała uspokoić swojego męża i z pewnością się jej to nie udało, mało tego, rozzłościła go jeszcze bardziej.
- Leczyć?! Czy ty nie rozumiesz?! On nie chce się leczyć! On chce być z tym…- Mężczyźnie zbrakło wręcz słów, wziął kilka oddechów, by ochłonąć, usiadł z powrotem i równie wrogo dopowiedział – …powinien robić to co mu każemy, w końcu go wychowaliśmy i jak się nam teraz odpłaca? Syn marnotrawny…
W tym momencie w Ritsu coś pękło. Zbierane do tej pory wstyd i strach przysłonił gniew. Właśnie zobaczył ile szacunku do niego i jego zdania mają jego właśni rodzice. Chłopak gwałtownie wstał po czym powiedział grobowym głosem…
- Mam robić co chcecie, tak? Mam spełniać każdą waszą zachciankę, tak?! Mam kierować swoje życie według waszych zasad, tak?! Do chol*** jestem waszym synem czy niewolnikiem! Oczekujecie szacunku, a jak do tej pory nie daliście mi nic w zamian!
W tym momencie do Onodery podszedł jego ojciec. Po sekundzie chłopak poczuł ból na lewym policzku. Jego głowa odwróciła się automatycznie po zadanym ciosie, ale jego ciało dalej stało dokładnie w tej samej pozycji. Heh, dostał z liścia. Dostał z liścia od własnego ojca! Ledwo co się powstrzymał, by mu nie oddać z podwójną siłą.
- Jakim prawem mówisz do nas w ten sposób, szczeniaku?!
- Prawem człowieka równemu wam. Wracam do Tokyo.
- Jeśli stąd wyjdziesz… nie masz prawa już tutaj wracać.
- I tak nie mam poco.
Ritsu szybkim krokiem poszedł do pokoju, w kilka sekund spakował się i równie szybko wyszedł. Po drodze do drzwi frontowych spotkał obudzoną przez kłótnię An-chan. Pożegnał się krótko i wystrzelił z domu jak strzała. Gdy tylko minął bramę po policzkach zaczęły lać mu się łzy, ale z drżącą ręką, trzymającą walizkę, na jeszcze bardziej drżących nogach pędził na dworzec.
*
Po długim półgodzinnym spacerze, Onodera znalazł się na dworcu. Był troszki zdyszany i lodowaty. Już na sam widok budynku zrobiło mu się ciepło, a tym bardziej, gdy do niego wszedł. Było dopiero wczesne popołudnie, więc wszelkie środki transportu nadjeżdżały dosyć często, a po kupieniu biletu miał jeszcze trochę czasu, więc ogarnął się nieco w toalecie. Nie chciał, by ktokolwiek widział go w takim stanie, ani Takano, ani tym bardziej Yokozawa, który, jak Ritsu podejrzewa, opiekował się swoim przyjacielem prze całą jego nieobecność. Onodera miał aż ochotę wrócić do rodzinnego domu na myśl, że jego humor pogorszy jeszcze „dziki koń Marukawy”.(jakoś tak to było D: Jakoś tak XDDDDD)To by było za dużo, tak więc miał szczere nadzieje, że albo to Takano poszedł do Yokozawy, albo został on w domu sam. Chociaż trudno mu będzie w pełni zachować spokoju, to zrobi wszystko, by nie dać nic po sobie poznać. Jeszcze by brakowało, by Masamune musiał go pocieszać. Gdy chłopak stwierdził, że wygląda w miarę normalnie, udał się na peron. Gdy jego pociąg przyjechał, wsiadł do pojazdu. Zastanawiał się co teraz jego rodzice zrobią, miał tylko nadzieję, że nie dobije się to na An-chan, która w sumie wiedziała o wszystkim wcześniej. Ogólnie, gdy się trochę przeszedł, doszedł do wniosku, że jednak przesadził. Może faktycznie powiedział o kilka słów za dużo, ale był rozdrażniony, nie panował nad sobą. Kilka minut później zasnął. Ta cała sytuacja była taka męcząca.
*
Gdy Ritsu się obudził, zobaczył wychodzących ludzi. Jeszcze nie myślał jasno, ale zorientował się, że jest w pociągu. W jednej sekundzie zerwał się na równe nogi i spojrzał na stację. Chol***, pojechał za daleko. Na szczęście nie była to odległość jakoś wyjątkowo wielka, tak więc był wstanie opłacić taksówkę. Tak bardzo mu się nie chciało nawet kroku postawić. Chętnie spałby dalej, tylko, że tym razem w łóżeczku, w milutkiej pościeli. Ledwo co Onodera przypomniał sobie o kupieniu ciasta. Chwilę później pojazd zatrzymał się pod jakimś sklepem. Chłopak szybko kupił to, co miał do kupienia i kontynuował swoją drogę powrotną.
Ritsu stał przed drzwiami jeszcze ładne kilka minut, zanim zdecydował się na ich otwarcie. Tak bardzo marzył, by nie zastać w mieszkaniu Yokozawy. W końcu nacisnął klamkę. Niestety czyn, który wymagał od niego tak wiele odwag, nie dał żadnego efektu. Poszperał trochę po kieszeniach i w bagażu, ale kluczy nie znalazł. Czyli musi zadzwonić lub zapukać. Jeszcze 5 minut temu najchętniej zastałby owe mieszkanie puste, ale teraz modlił się, by ktokolwiek był w domu. Kilka sekund później rozbrzmiał dzwonek. Chłopak niecierpliwie zaciskał dłonie na uchach siatki, czekając na jakiekolwiek oznaki życia po drugiej stronie drzwi, na szczęście te wkrótce się otwarły. Masamune stał w nich jak wryty, a Ritsu przeniósł wzrok na ziemię, a jego policzki oblały się rumieńcem. Co teraz? Jak mu wytłumaczy swój nagły powrót? Nie czekając dłużej, chłopak bąknął ciche „Tadaima” i wszedł, po czym ściągnął kurtkę i przebrał buty. Gdy już znalazł się w ramionach Takano, ten odpowiedział mu „Okaeri”. Onodera zdziwił się troszkę, ale zaraz potem zobaczył uśmiech malujący się na twarzy Masamune i tak jakoś cieplej zrobiło mu się na serduszku. Na dodatek nie było Yokozawy –  jak dobrze.
- Dlaczego wróciłeś wcześniej? – Mężczyzna zapytał z troską dalej mocno tuląc chłopaka, przez co temu ciężko było się skupić.
- J-ja pokłóciłem się trochę z rodzicami… i tak jakoś wolałem wcześniej wrócić. Poza tym są twoje urodziny, więc…- Ritsu zrobił krok w tył, po czym wyciągnął przed siebie jednorazową siatkę oraz torebkę prezentową. -…wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. – Onodera stał się jeszcze bardziej czerwony. Takano natomiast obdarzył go łagodnym uśmiechem, po czym podszedł do chłopaka, czule go pocałował, po czym przytulił jeszcze mocniej i cmoknął w policzek.
- Dziękuję.
Ritsu zawsze w jakiś sposób cieszył „taki” Masamune. Wyglądał na naprawdę szczęśliwego, co rozwiało wszystkie wątpliwości chłopaka i sprawiło, że ani trochę nie żałował tego co zrobił. Poza tym w końcu było mu ciepło.(No to najważniejsze XDDDDD) Nie ma to jak w domu. Oczywiście nic nie potrafi zepsuć atmosferę jak burczenie w brzuchy, a ten Onodery właśnie dał o sobie znać.
- Jesteś głodny?
- Trochę.
- Może faktycznie coś zjemy.
- No to masz… idę pokroić ciasto- Chłopak wcisnął mężczyźnie swój prezent, po czym udał się w stronę kuchni. Kilka minut później Takano skomentował podarunek Ritsu.
- Ty na serio nie umiesz wymyślić nic romantycznego.
- Ci-cicho bądź! Palenie jest szkodliwe dla ciebie i ludzi w twoim otoczeniu, a ty palisz jak smok! – Od momentu gdy Onodera wpadł na pomysł, by kupić środki, pomagające zwalczyć palenie, do samego końca był święcie przekonany, że to wręcz idealny prezent. Nie dość, że uchroni ich obu od raka płuc, to pozwoli zaoszczędzić pieniądze i pozbawi ich tego smrodu, który czasami zostaje w mieszkaniu, gdy Takano postanowi sobie zapalić przy zamkniętych oknach.
- Hm, czyli martwisz się o mnie?
- T-to znaczy… ja po prostu bronię ludzkości. Ochraniam drzewa, które dają nam tlen i zapewniam sobie dłuższe życie. Uważam, że powinieneś rzucić palenie, masz z tym jakiś problem?!
- Nie, no skąd. – W tym momencie poczuł jak mężczyzna obejmuje go od tył. – Postaram się trzymać twojego planu uratowania świata.
- T-to dobrze.
- A to dla ciebie. – Chłopak zdziwił się, gdy zobaczył przed sobą katalog z ofertami jednego z biur podróży. – Wybierz coś, a tam pojedziemy.
- Hm?
- W tej kwestii daję ci wolną rękę.
- Gdziekolwiek?
- Gdziekolwiek.
- Nawet za granicę?
- Nawet. – Ritsu był wręcz zauroczony ofertą mężczyzny. Chwilę później przeglądał już katalog.  Takano oparł głowę o ramię chłopaka i przyglądał się mu, jak z zafascynowaniem przeglądał kolejne strony. Był taaaki słodki. Chwilę później Onodera coś sobie przypomniał – A właśnie! Dziękuję, Takano-san. – Ritsu odłożył swoją lekturę na najbliższe wieczory i wziął ciasto, by zanieść je na stół.
Następnie obaj zasiadli do stołu i zaczęli jeść tort.
- A tak w ogóle, Takano-san… gdzie jest Yokozawa-san? – Trochę ciężko było chłopakowi to powiedzieć, ale czuł, że musiał się tego dowiedzieć.
- W domu, a o co chodzi?
- Nie mieliście świętować razem? – Onodera był wyraźnie zdziwiony, myślał, że Yokozawa poszedł do sklepu czy coś podobnego i za chwilę będzie musiał się z nim zmierzyć, a tu proszę…
- Czemu? Nawet jeśli bym chciał, to Yokozawa i tak spędza w tym roku święta z kimś innym, ale nawet tego nie planowałem, więc w sumie nic się nie stało.
- Z kimś innym?! – Ritsu myślał, że się przesłyszał, że był pewien, że Yokozawa świata nie widzi poza Takano i wykorzysta każdą okazję, by spędzić z nim czas.
- Hm? Od kiedy to się tak bardzo interesujesz jego życiem?
- Nie interesuję się, po prostu byłem zaskoczony… no wielkie halo… ale w sensie znalazł sobie kogoś?
- Czemu uważasz, że będę rozpowiadać o jego życiu prywatnym na lewo i prawo?
- Ja wcale nie… nieważne i tak mnie to wszystko jedno.
- Taa, właśnie widzę. – Ritsu miał jakieś takie nierealne marzenie, by się okazało, że jednak Yokozawa przeniósł swoje uczucie na kogoś innego… nie żeby mu się w życie wtryniał… po prostu… tak jakoś…- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to okey…
- Nie zależy. – Onodera choć ewidentnie wykazywał oznaki wszelkiego zainteresowania, postanowił być nieugięty.
- Jak chcesz. – Po tych słowach nastała grobowa cisza, chłopak zebrał wszystkie swe siły, by jej nie przerywać, ale nie potrafił się powstrzymać, jeśli to mogło oznaczać koniec jego kłopotów...
- N-no dobrze. Możesz…
- Tak.
- Hm?
- Jestem przekonany o tym w 100%, choć nigdy sam tego nie powiedział, ale myślę, że wie, że się domyśliłem.
- No tak! – Ritsu nagle olśniło – Widziałem go kiedyś w towarzystwie małej dziewczynki i jeszcze jakiegoś faceta… skądś go kojarzyłem… ale nie pamiętam skąd… a może tylko mi się zdawało?
- No to widzisz, zagadka rozwiązania, rozumiem, że nie masz więcej pytań? - Onoderze jakoś tak niewiarygodnie ulżyło. Czuł się lżejszy o ładne kilka kilo, które zawsze ze sobą nosił.
– No to ja mam pytanie.
- Hm? Jakie?
- O co poszło?
- N-nie rozumiem.
- No mówiłeś, że pokłóciłeś się z rodzicami, więc wróciłeś, o cokolwiek by nie poszło, to dość gwałtowna reakcja, nie sądzisz? – Ritsu wręcz zatkało, no niby nic się nie stanie jeśli powie o wszystkim Takano, no ale jednak wolał to przełożyć na później… tak jakoś przygotować się na to, poukładać sobie wszystko w głowie, a na pewno uniknąć tego tematu dzisiejszego wieczora – nie udało się.
- Nie wiem o co chodzi… mówiłem, że…
- RItsu, nie każ mi się drugi raz powtarzać. – Chłopak zauważył, że Masamune coraz częściej mówił mu po imieniu, co był dosyć dla niego niezręczne, choć nie mógł powiedzieć, że niemiłe. Tak jakoś dziwnie się z tym czuł, bał się trochę, że wejdzie to mężczyźnie w nawyk i powie tak do niego w pracy, co by już w ogóle narobiło zamieszania.
- Takano-san, nie możemy o tym… no, porozmawiać później?
- Nie.
- No ale…
- Im dłużej to odwlekasz, tym trudniej ci będzie to powiedzieć, wal prosto z mostu, a nie rób…
- Powiedziałem im. – Ritsu zrobił się czerwony, więc spuścił głowę, nie chciał też napotkać wzroku swojego przełożonego, to było takie krępujące – Powiedziałem… o… o tobie… poniekąd…
- Ha? – Takano nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. To było niemożliwe, a może coś źle zinterpretował?
- T-to znaczy nie powiedziałem im jak się nazywasz! No tylko, chodzi o to, że…
- Ritsu…
- …no i powiedziałem im jeszcze coś niemiłego… i… i się wściekli, tak więc…- Onodera powstrzymywał się jak tylko mógł, ale po jego policzkach i tak polały się łzy. Chłopak gwałtownie wstał i udał się do łazienki, wycierając po drodze twarz rękawem. Takano jednak dogonił go, chwycił za rękę i przyciągnął do siebie, po czym pocałował, następnie dalej mocno objął.
- Nie musiałeś tego robić, naprawdę, ale dziękuję i… przepraszam. Nie myślałem, że to sprawi ci aż tyle kłopotu, ale cieszę się. Naprawdę. … Kocham cię. – Ritsu odwzajemnił uścisk, po czym jeszcze bardziej się rozpłakał. Nie mógł dusić tego wszystkiego w sobie, ale ta jego druga część cieszyła się, że tym razem podjął słuszną decyzję i że….- Kocham cię. –powtórzył Takano.
*
Rano, gdy Ritsu się obudził, koło niego nie było już Takano-sana. Chłopak ładnie umył się i ubrał, po czym udał się do kuchni, skąd pachniało jedzeniem. Tak jakoś tym razem spało mu się wyjątkowo dobrze.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. – Odpowiedział Onodera, przecierają jeszcze zaspane oczy. Takano konsumował już swoją porcję, więc Ritsu również zabrał się za posiłek – Ale to dobre.
- Hm? A czego się spodziewałeś?
- To skoro…
- Nie.
- No ale czemu?
- Naucz się gotować, to codziennie będziesz tak jadał. – Masamune zebrał swoje naczynia i poszedł je umyć.
- To jest wyzysk.
- Ha? Robię to dla twojego dobra.
- Mojego dobra?
- Dokładnie.
- Niby w jaki sposób?!
- Kiedy przyjdzie co do czego będziesz umiał sobie ugotować coś sensownego, to podstawa życia, a tak to cię nawet na kilka dni zostawić nie można, bo zaraz przerzucasz się na gotowe dania ze sklepu i inną chemię.
- Nic mi się nie stanie, nawet jeśli będę tak jadł przez kilka dni.
- To niezdrowe i drogie.
- Mógłbyś czasem odpuścić.
- A co właśnie robię? - Ritsu nie mógł nie przyznać, że faktycznie ostatnio Takano stał się bardzo pomocny, ale ta jego wyniosłość doprowadzała chłopaka do szału. Chwilę później Ritsu wziął swoje naczynia i udał się do zlewozmywaka, a Takano krótko go pocałował i poszedł pozbierać rzeczy potrzebne mu do pracy. Gdy Onodera skończył zmywać, też poszedł się zbierać. Po drodze zobaczył na stoliku książkę, którą przeczytał przed wyjazdem i odłożył ją na półkę.
- Może być. – Nagle odezwał się Takano.
- Hm?
- Czytałem lepsze, ale nie jest zła.
- A według mnie był jedną z lepszych.
-Musimy iść.
- Jasne, ale nie rozumiem, co ci się w niej nie podobało. – Obaj poszli ubrać kurtki i buty.
- Nie uważasz, że fabuła była zbyt oczywista.
- Fakt, ale autor opisał te zdarzenia w tak niezwykły sposób, że i tak to co się czytało, było zaskakujące.
- Tak nazywasz te przydługie opisy? (zdania-giganty głupiej, jedno miało 9 zdań składowych - późno było XD)
- Jeśli ktoś nie ma wyobraźni, można nazwać to i tak.
- Hej, wszystko rozumiem, ale w tym przypadku sporo przesadził, akcja wlecze się przez to, tylko w niektórych momentach przyspieszała i tu muszę, przyznać, że to mu się udało.
- A dokładniej?
- No, na przykład, gdy…
W tym momencie obaj wyszli z mieszkania, Takano zamknął drzwi, a potem udali się do pracy.
*
Ritsu miał sporo do zrobienia. Samo uporządkowanie tych wszystkich papierów zajmowało wieki (Skąd ja to znam XD Życie „artysty” takie ciężkie XD no, nie ma to jak 3 dni sprzątać swój pokój, co nie? XD ), a co dopiero zajęcie się ostateczną korektą prac jego autorów. Dobrze, że inni edytorzy zajęli się fabułą i wstępnymi szkicami, bo teraz sam nie dałby rady z tym wszystkim wyrobić. A im dłużej przebywał w Emeraldzie, tym bardziej chciało mu się spać. Marzył, by wrócić do domu, ale miał jeszcze tyle pracy… no może zrobi sobie małą przerwę. Chyba 10 minut odpoczynku mu się należy.
*
Gdy Takano wszedł do Emeralda zastał tam Satoru i Kisę. Tori był na spotkaniu, a Onodera… gdzie był Onodera? Na ich piętrze nie było już nikogo, w końcu nie wszyscy pracują do białego rana.
- Gdzie Onodera?
- W sumie też go nie widziałem.
- A ja chyba wiem, gdzie jest. – Kisa jak zwykle z uśmiechem na ustach wskazał swojemu przełożonemu drogę. Ritsu spał sobie jakby nigdy nic na kanapie. Wyglądał tak uroczo. Gdyby byli w domu, Masamune przykryłby go kołderką i pocałował w czółko, ale teraz nie miał takiej możliwości, postanowił przynajmniej wyręczyć się kimś innym.
- Kisa obudź go.
- Musimy? – Satoru widocznie też był zainteresowany tym widokiem.(Nao będzie zazdrosny XDDDD Biedny, czerwony, gapiący się w ziemię 24/h Nao XDD)
- No właśnie, Takano-san ~
- Do chol*** jesteśmy w pracy.
- Hai, hai. – Naburmuszony Kisa podszedł do Onodery i zaczął go lekko trącać. – Rit-chan, wstajemy.
- T-takano-san, jeszcze pięć minuuu… - Ritsu obrócił się na drugi bok, wyraźnie nie zwracają uwagi na otoczenie. Kisa nie mógł odkleić ze swojej twarzy uśmiechu, więc Takano postanowił sam zająć się pobudką chłopaka.
- ONODERA, WSTAWAJ! – Ritsu zerwał się na równe nogi i pospiesznie odpowiedział.
- Hai! – Ta przepaść między stosunkiem Ritsu do Takano w pracy i w domu była komiczna dla obserwatorów, więc Kisa i Satoru szczerzyli się od ucha do ucha.
- Eh, wracaj do domu.
- Ha?
- Nie potrzebujemy tu leniów, zajmujesz tylko miejsce.
- Haa?! Mam jeszcze sporo roboty i nie wyjdę stąd do póki nie skończę!
- I nie zaczniesz jej poprawnie wykonywać dopóki nie zdrzemniesz się jeszcze kilka razy, podziękuję za taką propozycję.
-Dam radę!
- Wracaj.
- Ale mówię, że to zrobię!
- To będzie to wykonane na pół gwizdka.
- Wcale nie!
- Wolę nie ryzykować.
- Ale powiedziałem, że…!
- Ja też coś mówiłem, Ritsu. – Chłopak zdziwił się trochę, po czym splótł ręce i odpowiedział stanowczo.
- Nie idę. – To była walka, nie mógł od tak jej przegrać, teraz zrobiłby wszystko, byleby udowodnić Takano swoją rację.
- Ooo, kłótnia zakochanych, nie ładnie, nie ładnie…- Kisa podszedł do nich w niemal szampańskim nastroju i kontynuował - …przykre, prawda? Ja też się kilka razy pokłóciłem z Yukiną, więc wiem, jak to jest. No, podajcie sobie rączki, pocałujcie się na zgodę, czy co tam sobie chcecie i…
-  A-ale…- Shouta nie pokazując, jak bardzo rozbawiony był zabawą w terapeutę, położył dłoń na ramieniu Rit-chana.
- Wiesz Rit-chan, musisz zrozumieć, że Takano-san się o ciebie martwi, więc pozwól mu się o siebie troszczyć i wróć grzecznie do domciu. – Takano ignorował wszystko co mówił jego podwładny, ale Ritsu to irytowało.
- O czym ty….
- Ah, aż chciałbym zobaczyć Nao. Nie mogę się doczekać, aż wrócę do domu.
- Ja też, ja też. – Kisa przytaknął  Satoru, po czym troszkę zaskoczony, dodał załamującym się głosem – Tori…
Wszyscy podnieśli wzrok na Hatoriego, który stał ze swoją pokerowym wyrazem twarzy.
- Udam, że nic nie słyszałem.
- I właśnie za to cię lubię! No, Rit-chan, posłuchaj mojej rady, przyda ci się troszki odpoczynku.
- Hai, hai.
Ritsu niechętnie zgodził się, ale tylko uwolnić się od Shouty. Miał go dzisiaj dość. Prawdą jest też, że jeśli Kisa miał rację, to zachowanie Takano-sana było bardzo miłe, co chłopak przyjął bardzo pozytywnie. Nie wiedział czemu, ale teraz był nawet w stanie w to uwierzyć. Czyli Masamune martwił się o niego i wysłał go do domu nie dlatego, by go wyśmiać, a by ten sobie spokojnie odpoczął. Coś chłopaka urzekło w tym zachowaniu. Gdy wychodził z biura uśmiechnął się lekko na myśl, że faktycznie Takano go kocha, i że ze wzajemnością.

                                 ~ KONIEC ~

A teraz powiem wam, jaki miałyśmy z tego rozdziału ubaw - a konkretnie podam wam dwa zdania, przez, które o mało nie oplułyśmy naszych ekranów:
1. Zamiast "Nie potrzebujemy tu leniów" napisałam "Nie poturbujemy tu leniów." XDD - nie wiem jak - nie pytajcie XD
2. Pierwsza wersja jednego ze zdań brzmiała "Takano wyglądał na wyraźnie zatkanego." -  śmiałam się z tego chyba z 10 minut XDDD

Jako człowiek reklama mam obowiązek polecić wam psycho-pass, które właśnie się skończyło (wedle komentatorów ma powstać jeszcze kinówka D: ). Anime to jest genialne, więc naprawdę radzę obejrzeć obie serie.

To na koniec życzę wam wesołych Świąt Bożego Narodzenia, dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności, pieniędzy x 1000000 oraz smacznego jajka (przypomnicie sobie, jak będziecie robić jajecznicę D: ), no i oczywiście dużo prezentów. No to pa ;D

Wesołego jajka!!!! >( > O <)<